Rozdział 1.

607 38 51
                                    

Gabriel Agreste, 17 nastoletni, uzdolniony chłopak. Każdy by powiedział, że ma wszystko, pieniądze, talent, dobry start w przyszłość. Jednak nie wszystko jest tak różowe, jak się na pierwszy rzut oka wydaje.


Obudziłem się kilka minut przed budzikiem, westchnąłem i wstałem z łóżka. Wziąłem prysznic, ubrałem się i zszedłem na dół. Mama uśmiechnęła się na mój widok
-Hej synku, już gotowy? – zapytała z troską
-Hej mamo, tak, obudziłem się wcześniej.
-Siadaj skarbie i zjedz śniadanie – podała mi talerz z kanapkami


Szczerze powiedziawszy nie byłem wcale głodny, jednak żeby nie zrobić mamie przykrości, zjadłem trochę.
-Jesteś przygotowany na sprawdzian z matematyki? – zapytał chłodno mój ojciec
- Tak tato.. – westchnąłem
-Tak jak ostatnio? – spojrzał na mnie ze złością
-Nie bądź taki Peter, przecież dostał czwórkę.
-Może mam mu za to medal dać? Z czwórkami się na prawo nie dostanie..


Milczałem, bo co miałem mu powiedzieć? Nie miałem zamiaru iść na prawo, chciałem studiować projektowanie. Gdyby się dowiedział, zabiłby mnie na miejscu.
-Czy Ty mnie wogóle słuchasz? – podniósł na mnie ton

Cholera, kompletnie się wyłączyłem.
-Przepraszam ojcze, po prostu powtarzałem w głowie materiał na sprawdzian. – skłamałem
-Ech, czemu mnie Bóg pokarał takim synem – powiedział ze złością i wyszedł
-Nie słuchaj taty kochanie, on wcale tak nie uważa... – powiedziała mama, starając się uśmiechnąć
-Oboje wiemy, że właśnie tak myśli. Dziękuję mamo za śniadanie, idę do szkoły żeby się nie spóźnić.
-Dobrze skarbie, uważaj na siebie. Pa
Szedłem powoli do szkoły, nie spieszyło mi się tam, mimo, że uczyłem się dobrze i nie miałem problemów w nauce.
-Przepraszam chłopcze, nie wiesz gdzie tu najbliższa przychodnia? – zapytał mnie starszy mężczyzna w hawajskiej koszuli
-Tutaj niedaleko, zaraz koło szkoły. Mogę Pana zaprowadzić. – powiedziałem
-Byłbym bardzo wdzięczny – uśmiechnął się mężczyzna


Szliśmy przez chwilę w milczeniu, później starzec pytał się mnie o szkołę, rodzinę itd. Odpowiadałem zdawkowo, żeby nie zrobiło mu się przykro, ale nie miałem ochoty się mu zwierzać. A może powinienem? Może w jakiś sposób by mi ulżyło? Nieee po co bym miał zawracać komuś głowę moimi problemami, to bez sensu.
-Jesteśmy na miejscu – powiedziałem starając się uśmiechnąć
-Dziękuję młodzieńcze – mężczyzna odwzajemnił uśmiech i mnie objął -Miłego dnia – powiedział i wszedł do przychodni


Wzruszyłem ramionami i poszedłem w kierunku szkoły. Przed budynkiem stała Emili, najpiękniejsza kobieta jaką kiedykolwiek widziałem. Zawsze chciałem do niej zagadać, jednak byłem zbyt nieśmiały żeby to zrobić. Westchnąłem w duchu i wszedłem do szkoły.

Lekcje minęły dość szybko, na ostatniej lekcji miałem sprawdzian z tej cholernej matematyki.
-Gdy skończycie pisać, możecie iść do domu – powiedziała nauczycielka rozdając sprawdziany.

Szybko zająłem się rozwiązywaniem zadań i po dwudziestu minutach skończyłem.
-Proszę Pani, ja już skończyłem- zgłosiłem się
-Kujon – usłyszałem czyiś szyderczy głos jednak zignorowałem to
-Dobrze, w takim razie możesz się spakować i iść do domu. – powiedziała nauczycielka z uśmiechem.
-Dziękuję i do widzenia. – powiedziałem i wyszedłem z klasy.


Spacerowałem po okolicy, nie spieszyło mi się do domu. Nie miałem ochoty na kolejne przesłuchanie ojca.
Wróciłem do domu dopiero pod wieczór.
-Jak sprawdzian? – zapytał ojciec do razu jak mnie zobaczył
-Skąd mam wiedzieć? Przecież nie ma od razu ocen – powiedziałem
-Nie bądź taki mądry okey? Chyba wiesz jak napisałeś?
-Chyba dobrze... – powiedziałem niepewnie
-Chyba? Czyli pewnie znowu Zawaliłeś, ach szkoda słów. Idź do siebie.

Młodość Agrest'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz