Pogoda się zepsuła. Sierpień jeszcze się nie skończył, gdy nad południowo-zachodnią Kornwalią rozszalały się burze. Deszcz lał codziennie jak z cebra, a wzburzone morze ogromnymi falami rozbijało się o podstawę klifu, rozbryzgując się i mieszając z kroplami deszczu opadającymi gęsto na Sennen Cove. Wysuszona ziemia z wdzięcznością przyjmowała dar z niebios, ale Melanie wiedziała, co to oznaczało dla Wolf Rock.
Sztorm. Trwająca bity tydzień morska burza, bezlitośnie poniewierająca bezbronną wyspę, atakująca solidne mury latarni, zalewająca stary dom setkami litrów wody. Melanie nie raz przeżyła ten manifest natury i wiedziała, jak trudny był to czas dla samotnego latarnika. Był to niewątpliwie test dla Hawkinsa, ale ją bardziej przejmował stan Wolf Rock. Martwiła się o swój kurnik, zastanawiała się, czy Hawkins zabrał na ten czas kury do latarni, zadręczała się swoim z całą pewnością zrujnowanym poletkiem, drżała o stare mury i okna domu, który chcąc nie chcąc nadal uznawała za swój.
Skąd mogła zaczerpnąć informacji? Bob miał wyruszyć z zapasami dopiero za półtora tygodnia, więc na pewno nic nie wiedział. Ale... gdyby Hawkinsa pochłonęło morze, czy ktokolwiek zdawałby sobie z tego sprawę?
Postanowiła, że do niego napisze. Tym razem naprawdę miała odezwać się pierwsza. Nie zamierzała jednak być bezpośrednia. Wolała dowiedzieć się wszystkiego „przy okazji".
M: Słyszałam, że przeczytałeś już wszystkie książki, które Ci poleciłam
Chciała dopisać „imponujące", ale się powstrzymała. Dlaczego miałaby go chwalić?
Odpowiedź nie nadchodziła, bo Hawkinsa zwyczajnie nie było online. Dochodziło południe, więc Melanie wywnioskowała, że poszedł spać. Pozostało jej tylko czekać.
Deszcz uderzał w szyby, gdy spędzała kolejne godziny na bezczynnym wpatrywaniu się w krople spływające po szkle. Ostatnie tygodnie jej życia właśnie tak wyglądały. Bezruch. Odrętwienie. Apatia. Nic. Nie działo się nic. Jadła, żeby nie umrzeć z głodu, myła się, żeby chociaż z zewnątrz sprawiać wrażenie względnie normalnej. Dla rodziców. Robiła to dla nich. Absolutne minimum, by nie martwili się bardziej niż to warte.
Czasem z nimi rozmawiała. Starała się, aby tematy zawsze były trywialne. Wiedziała, że wymiana dwóch lub trzech zdań z mamą i zjedzenie niedzielnego obiadu przy stole wraz z rodzicami trochę ich uspakajało. Mama Melanie była prostolinijną kobietą i jej córka miała absolutną pewność, że gdyby znalazła się na jej miejscu, po prostu otrząsnęłaby się z przeszłości i ruszyła dalej. Nigdy długo nie kryła urazy, nie dawała się zagiąć problemom, ale odważnie stawiała im czoła. Wierzyła, że Melanie prędzej czy później też „przejdzie", jak to sama ujęła.
Tata był jednak inny. Bardziej wnikliwy. Bardziej wrażliwy. Obserwował córkę przy każdej nadarzającej się okazji, a mową ciała wyraźnie dawał jej do zrozumienia, że jest gotów pomóc we wszystkim, o co go poprosi.
Ona jednak nie prosiła. O nic nie pytała. Karmiła się nadzieją, że wróci na Wolf Rock i tylko ta myśl dawała jej siłę udawać, że to, co czuje, to tylko niewielki dół. Prawda była zgoła inna.
Odpowiedź od Hawkinsa nadeszła dopiero po zapadnięciu zmroku, gdy leżała już w łóżku. Chociaż przez wszechobecne deszczowe chmury nie mogła tego zobaczyć, wiedziała, że gdzieś tam na horyzoncie niedawno rozświetliły się lampy latarni.H: Patrząc na ilość niezbędnej do przyswojenia wiedzy, umiejętność szybkiego czytania powinna być wpisana w ten zawód.
Pomijając dziwacznie oficjalny ton jego wypowiedzi, Melanie z całą pewnością mogła stwierdzić, że żył i prawdopodobnie nie dopuścił do zniszczenia jej ukochanego sanktuarium. Prawdopodobnie.
CZYTASZ
Agape
RomanceMelanie Penrose od trzech lat pracuje w charakterze latarnika na małej wyspie niedaleko wybrzeża Kornwalii. Znalazła się tam nie z miłości do wymagającego zawodu ani z uwielbienia dla morza, ale z powodu serii nieszczęść, które spadły na nią wraz z...