18. Agape

82 11 29
                                    

William Hawkins był człowiekiem wielu talentów, ale na liście jego umiejętności z całą pewnością nie znajdowało się przewidywanie przyszłości. Zupełnie inaczej wyobrażał sobie swój pobyt w tych stronach. Kornwalia zachwyciła go swym pięknem bardziej, niż oczekiwał, a morski bezkres przeraził go i wprawił w zachwyt jednocześnie. Jednak obu tych doświadczeń się spodziewał, wiedział, że przyjdzie mu się z nimi zmierzyć.

Czego nie przewidział? Czynnika ludzkiego. Zapomniał o tak ważnym elemencie. Zapomniał o tym, jak reagował na skupiska ludzi, jak wyraźnie czuł wszystko, co czuli oni. Aż w końcu zdecydowanie nie był w stanie przewidzieć jej.

Melanie.

Tej drobnej, kruchej, młodej kobiety, która kroczyła właśnie u jego boku wśród ciemności nocy rozświetlonej jedynie światłem księżyca. Nie spodziewał się, że akurat tutaj, ze wszystkich miejsc na ziemi, spotka kogoś takiego jak ona. Kogoś, komu, choć bardzo tego pragnął, nie potrafił pomóc. Po raz pierwszy zawiodły go jego własne talenty.

Wiele bezsennych nocy podczas czuwania w latarni spędził na zastanawianiu się, co wydarzyło się w życiu Melanie, że pozostawiło po sobie tak trwały ślad. Choć męczyła go ogromna ciekawość, nie dawał jej upustu. Nie mógł. Nie, jeśli w zamian nie był w stanie dzielić się informacjami o sobie.

Czy to właśnie dlatego tak interesowało go wszystko, co mówiła? Czy to dlatego patrzył na nią zawsze tak uważnie? Wyczekiwał na jeden z tych rzadkich uśmiechów? Dlatego wyczulił się na każdą najmniejszą zmianę w targających nią emocjach? Łowił każde jej spojrzenie?

Miał ochotę ująć jej dłoń i trzymać tak przez cały czas, przegonić z jej duszy dławiące ją uczucia, przekopać się przez nie do wnętrza, do serca, które nie było z kamienia. Tylko że... nieważne jak bardzo by się nie starał, nie potrafił przebić się przez powłokę obezwładniającego smutku, którą była obleczona.

— Mam nadzieję, że ten dzień nie należał do twoich najgorszych — odezwała się cicho, gdy szli pustą drogą prowadzącą do najwyższego punktu miasteczka.

Patrzył na nią, jak zawsze zresztą. Uśmiechnęła się krótko, zmieszana. Musiała zauważyć zmęczenie na jego twarzy.

— Twoi bliscy to wspaniali ludzie — stwierdził zgodnie z prawdą. — Cieszę się, że mnie zaprosiłaś.

Wpatrzyła się w drogę przed sobą i założyła włosy za ucho. Z jej ust raz po raz uwalniała się mgiełka pary wodnej. Will spoglądał na jej profil, na ciemne rzęsy i dotykającą brwi grzywkę.

— Nie byli zbyt... przytłaczający? — podjęła i rzuciła mu krótkie spojrzenie.

— Nie na tyle, bym nie miał sobie z tym poradzić — zapewnił ze spokojem.

Prawda była taka, że dom rodzinny Melanie przepełniały tego dnia najróżniejsze uczucia, wszystkie silne i wyraźne. Cała ich gama, od najpiękniejszych po te mgliste i duszące. Will wiedział jedno — bliscy Melanie troszczą i martwią się o nią. Czuł jednak też wiele ostrożności i dystansu graniczącego ze strachem. Nie wspominając o uczuciach samej Melanie. Złagodzenie tych mniej przyjemnych nastrojów kosztowało go wiele energii.

To nie był łatwy dzień.

— A twoje wrażenia? — zapytał, jak zwykle ciekaw tego, co w jej duszy gra.

— Było... — Westchnęła, uwalniając duży obłok pary. — Inaczej. Inaczej niż przewidywałam.

— Lepiej czy gorzej?

Spojrzała na niego, przez co jego usta mimowolnie wygięły się w lekkim uśmiechu.

— Mówiłeś, że dobrze wczuwasz się w emocje innych, więc? Jak sądzisz?

AgapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz