22. Tykająca bomba

28 10 26
                                    

Drżącą ręką odebrała połączenie.

— Tak?

Dlaczego tak bardzo bała się tego, co miała za chwilę usłyszeć?

Cześć, Mel. — Głos pana Traska był z pozoru spokojny, ale ona wyczuwała w nim napięcie.

— Dzień dobry, panie Trask.

Na dźwięk tych słów rodzice Melanie od razu na nią spojrzeli.

Wesołych świąt, tak na wstępie. Jak się trzymasz? U rodziców wszystko dobrze? Nie mam ostatnio czasu, żeby się z nimi zobaczyć.

— Wesołych świąt — rzuciła pospiesznie. — Dzwoni pan w sprawie Wi... latarnika?

Westchnienie, które usłyszała, wyraźnie oznaczało, że za szybko przeszła do sedna. Trask musiał nie mieć dla niej dobrych wiadomości.

Tak... — zaczął niechętnie. — Nie możemy się z nim skontaktować, nawet radiowo. Najprawdopodobniej to sprzęt się popsuł albo prąd całkowicie wysiadł...

— Agregat padł? — powtórzyła nieco nieprzytomnie, bo nie mogła uwierzyć, że powodem przeciągającej się ciszy była zepsuta maszyna.

Ten dzień musiał nadejść, może Trinity House wydębi w końcu parę funtów na nowy — narzekał bardziej do siebie niż do niej, a potem dodał: — Tak czy inaczej, najpierw musimy sprawdzić, czy to na pewno to. Poprosiłem już Boba, żeby popłynął na wyspę i... — Westchnął raz jeszcze i wypalił: — Mam do ciebie ogromną prośbę, Mel.

Melanie, która wyłączyła się na moment i rozmyślała o tym, w jakim położeniu znalazł się Will, całkiem odcięty od jakichkolwiek form wołania o pomoc, nagle oprzytomniała:

— Jaką prośbę?

Czyli to wcale nie informacje o awarii przysparzały mu zmartwień.

Widzisz, musimy być przygotowani na każdą ewentualność, więc... — kręcił nerwowo. — Wiem, że nie powinienem cię o to prosić, zwłaszcza w czasie świąt...

— Mam popłynąć z Bobem? — weszła mu w słowo. — Jeśli tak, to nie ma problemu.

O — rzucił krótko, zaskoczony. — Właściwie to... to chciałem cię poprosić, żebyś w razie potrzeby została na wyspie. No wiesz, gdyby się okazało, że nasz latarnik zdezerterował — powiedział z nerwowym śmiechem i zaraz dodał szybko: — W każdym razie tylko do czasu aż znajdziemy kogoś innego.

Zatkało ją. Tych kilka słów zdołało całkiem zbić ją z tropu. Trask i jego przełożeni naprawdę brali pod uwagę taki scenariusz? Jakim cudem Will miałby opuścić Wolf Rock?

Jeśli jednak był to jedyny sposób na przekonanie się na własne oczy, co tak naprawdę się wydarzyło, musiała się zgodzić. Jakkolwiek absurdalnie brzmiały podejrzenia pana Traska.

— Dobrze, zajmę się latarnią, jeśli będzie trzeba — odpowiedziała w końcu.

Z każdym jej słowem rodzice patrzyli na nią z coraz większym niezrozumieniem i zaalarmowaniem. Pan Trask z kolei odetchnął z ulgą.

Świetnie — ucieszył się. — Nie wiem, jak ci dziękować. Bob ma wypłynąć za jakąś godzinę, dam mu znać, żeby na ciebie poczekał. Do usłyszenia!

I się rozłączył.

Melanie odsunęła telefon od ucha i zapatrzyła się w niego w niedowierzaniu. Jej myśli gnały jak szalone. Skoro na Wolf Rock padł prąd, padł też internet. Możliwe, że akurat w tym czasie bateria w telefonie Willa również była na wykończeniu i nie miał jak jej podładować. To wszystko miało sens, ale...

AgapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz