Pogrążona w myślach Melanie znów przemierzyła miasteczko, zupełnie ignorując jego mieszkańców. Nim się obejrzała, była już w domu, gdzie czekało na nią radosne przywitanie i kubek ciepłej herbaty.
Podczas kiedy siedzieli razem w salonie, a jej bliscy punktowali, cóż takiego spodobało im się w osobie Williama Hawkinsa, Melanie w zamyśleniu obracała w dłoniach gorącą filiżankę. Nie potrafiła zapomnieć o tym, jak się pożegnali, o spojrzeniu Willa, gdy wreszcie znalazł się na pokładzie kutra i o swoich własnych odczuciach.
Właśnie ustalili, że zostaną tylko przyjaciółmi. Żadne z nich nie skrzywdziło drugiego, bo oboje tego chcieli. Sytuacja opanowana.
Dlaczego więc nadal czuła... niedosyt?
— Szkoda, że nie mógł zostać dłużej. — Przez mur jej myśli przebił się głos matki. — Musi siedzieć tam sam jak palec, biedaczysko. W święta!
— Mel napewno niedługo go odwiedzi. Prawda? — Sylvia zwróciła się do siostry.
— Właśnie. Kiedy wypada kolejna wizyta? — zainteresowała się Gianna.
Melanie zamrugała kilka razy i spojrzała na mamę. Dotychczas ostro dawała jej do zrozumienia, że nie podobają jej się odwiedziny na wyspie. Gianna była pewna, że jej córka jest nachalna i wprasza się na Wolf Rock bez pytania.
— Za trzy tygodnie — odpowiedziała bez życia, bo i do niej dotarło, jak długo nie będzie się widzieć z Willem.
Tak samo jak jej rodzina, ona również lubiła jego obecność.
Nagle zapadła cisza, a ona poczuła na sobie spojrzenia. Zorientowała się, że wszyscy patrzą na nią ze smutnymi uśmiechami.
— Co, mam coś na twarzy? — rzuciła zakłopotana, od razu skryła się za kubkiem i upiła łyk herbaty.
W tym momencie Jowan wstał i zaczął zbierać ze stołu puste szklanki po kawie.
— Lepiej zajmijmy się obiadem, kochanie — powiedział do żony. — Archie to uroczy berbeć, ale głodny po drzemce zamienia się w agresywnego gnoma.
Kobieta przytaknęła mu w milczeniu i wspólnie udali się do kuchni. Melanie została sama z siostrą, bo Aaron usypiał na piętrze ich synka.
— Widać, że za nim tęsknisz — wyjaśniła Sylvia bez pardonu. — Długo to już trwa?
Policzki Melanie zrobiły się cieplejsze, ogarnął ją nagły wstyd. Nie miała w sobie tej samej śmiałości, co jej starsza siostra i mama. Nie umiała swobodnie mówić o delikatnych tematach.
— Pytasz o to, jak długo się znamy? — doprecyzowała, żeby zbyć Sylvię w domysłach. — Od momentu mojego zwolnienia z latarni.
Ona zdawała się myśleć o czymś innym i nie słyszeć odpowiedzi. Zamyślona wpatrywała się w Melanie i lekko mrużyła oczy.
— Nie mam pojęcia, co jest między wami, ani co takiego zrobił ci ten gość, ale... Udało mu się osiągnąć coś, czego my nie potrafiliśmy.
Melanie uniosła brwi.
— Co takiego?
— Dotarł do ciebie.
Po krótkiej chwili napiętej ciszy usta Sylvii wykrzywił ciepły uśmiech. Wyciągnęła rękę przez stół i pomachała palcami, dając sygnał siostrze, by ta zrobiła to samo. Kiedy po chwili wahania ich dłonie uścisnęły się, Sylvia zaczęła:
— Will wydaje się w porządku, ale pozory potrafią być mylące. — Nie musiała tłumaczyć, do kogo nawiązywała. — Obiecaj mi tylko, że jeśli okaże się dupkiem, nie pozostaniesz mu dłużna, okej?
CZYTASZ
Agape
RomanceMelanie Penrose od trzech lat pracuje w charakterze latarnika na małej wyspie niedaleko wybrzeża Kornwalii. Znalazła się tam nie z miłości do wymagającego zawodu ani z uwielbienia dla morza, ale z powodu serii nieszczęść, które spadły na nią wraz z...