10. Nemesis

97 25 52
                                    

     Czas powrotu na ląd nadszedł o wiele szybciej, niż by sobie życzyła. Wciąż rozkojarzona dziwnym doświadczeniem, którego doznała, planowała przycisnąć Hawkinsa o wyjaśnienie. I chociaż podczas wyładowywania zapasów znalazłaby kilka odpowiednich momentów, by raz jeszcze do niego zagadać, to... nie zrobiła tego.

Nadal wątpiła w swój osąd. Czy aby na pewno to on był sprawcą tych dziwów? Co, jeśli miała po prostu zwidy? Co, jeśli zadręczała się wspomnieniami do takiego stopnia, że zwykły, przyjazny gest niemal obcego jej człowieka zrobił na niej tak piorunujące wrażenie?

Nie, to niemożliwe, myślała gorączkowo. Może i jakimś cudem swoim działaniem zdołałby na moment ją uspokoić, ale jak wyjaśnić to, co zobaczyła? Jak logicznie wytłumaczyć fakt, że akurat wtedy, gdy dotknął jej dłoni, świat stał się tak... piękny? Albo to jej oczy na ulotną chwilę zyskały zdolność widzenia innego spektrum kolorów i szczegółów? Tylko... jak?

Drażniące zaintrygowanie rozbijało się w jej głowie, ale nie zdążyła dać mu upustu. W milczeniu obserwowała oddalającą się od niej wyspę i coraz mniejszego Hawkinsa, który stał na pomoście tak długo, aż na dobre stracili się wzajemnie z oczu.

Z niezaspokojoną ciekawością znalazła się znów w domu swoich rodziców, którzy wrócili do codziennych obowiązków w gospodarstwie. Udała się jak zwykle do swojego pokoju na górze, zamyślona i zziębnięta do szpiku kości. Wślizgnęła się pod koc i siedziała tak chwilę, oparta o ciepłą ścianę, za którą znajdował się nagrzany komin.

Podjęła decyzję. Wyciągnęła z kieszeni telefon, który ostatnimi czasy był zawsze naładowany, i wystukała na ekranie krótką wiadomość do Hawkinsa:

M: Jak to zrobiłeś?

Minutę czy dwie wpatrywała się w napisane słowa, czekając na jakikolwiek znak, że William jest online. Zaraz jednak odłożyła telefon i ze zrozumieniem pokiwała głową. Na pewno poszedł spać, pomyślała. Znała plan dnia latarnika od podszewki, bo przecież do niedawna sama żyła według jego zasad. Nocne czuwanie, dzienne spanie. Normalka.

Wtem jednak zaskoczył ją dźwięk wibracji. Chwyciła komórkę i odczytała nową wiadomość:

H: Co takiego?

Zgrywa się, na bank!, myślała. Zignorowała wewnętrzne ukłucie niepokoju, które podpowiadało jej, że on naprawdę mógł nie mieć z tym nic wspólnego. W ramach bezpieczeństwa postanowiła na razie nie wspominać o swoich halucynacjach.

M: No... tak skutecznie mnie uspokoiłeś.

Dopiero po wysłaniu odpowiedzi dotarło do niej, że napisała za dużo. Źle to ujęła. Nie chciała się przed nim otwierać. Ze złości i wstydu aż poczerwieniała na twarzy.

H: Hm... powiedzmy, że to magia bliskości drugiej osoby.

M: Powiedzmy?

Intensywnie wpatrywała się w telefon, oczekując kolejnych wiadomości. Hawkins coś ukrywał, czuła to. Gdy znów poczuła wibracje w dłoniach, otworzyła szerzej oczy w zdumieniu.

H: A uwierzyłabyś w inne wyjaśnienie, Melanie?

Do końca dnia rozmyślała o tym, co zaszło. Próbowała logicznie wytłumaczyć sobie to, co wtedy poczuła. Czy Will zastosował wobec niej jakieś podprogowe działanie? Posłużył się sugestią? Znał psychologiczne triki i zadziałał jak jeden z iluzjonistów? 

Za nic nie chciała dopuścić do siebie myśli, że być może zwyczajnie brakowało jej bliższego obcowania z drugim człowiekiem. Miała oczywiście do czynienia z rodzicami, ale oni za bardzo naciskali, chcieli jej pomóc, ale na ich własnych warunkach. Will nie był jak oni. On nie mówił jej, co ma robić. Nie wchodził z butami w jej prywatność. Dlaczego inni tego nie potrafili?

AgapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz