20. Tylko przyjaciele

33 10 28
                                    

Głośne, dziecięce gaworzenie już od wczesnych godzin nosiło się po domu państwa Penrose. Obudziło także Melanie, która zaskoczona tak szybkim nastaniem poranka, ospale podniosła się z łóżka. Słyszała, że parter tętni życiem — jej bliscy najpewniej szykowali się do świątecznego śniadania.

Jej wzrok padł na dobrze widoczną w świetle dnia jemiołę zwisającą z lampy. W jednej chwili wspomnienia minionej nocy wróciły jak żywe. Spacer z Willem, cmentarz, złączone dłonie, a potem...

Gorący rumieniec wypłynął na jej policzki, gdy przypomniała sobie o pocałunku. I o tym, jak nieswojo się po nim czuła. Ten dziwny ciężar nadal w niej tkwił, działał jak magnes, ciągnął ją do wyjścia z pokoju, do zejścia na dół i znów znalezienia się blisko tej jednej osoby.

Wraz ze wspomnieniami przyszedł również lęk. Ten sam, który czuła przed zapadnięciem w sen. Zdecydowanie za często w swoim niedługim życiu przywiązywała się do kogoś lub czegoś, a potem boleśnie to traciła. Młodzieńczą miłość, dziecko, przyjaciół, latarnię...

Czy była w stanie znieść kolejną stratę?

— Mel! — wołanie mamy dało jej do zrozumienia, że spała najdłużej ze wszystkich.

Zrezygnowała na chwilę z rozmyślań i zabrała się za poranną toaletę. Tego dnia postawiła na wygodne ubrania, a nie strojne spódnice. Narzuciła na siebie obszerny golf z grubej wełny i szerokie jeansy.

Gdy wyszła z pokoju, przy drzwiach łazienki wpadła na wychodzącego z niej Williama. Ich twarze od razu rozjaśniły się w uśmiechu. Melanie mimo radości czuła też zakłopotanie. Nie wiedziała, czego się spodziewać.

— Dzień dobry, Melanie — przywitał ją cicho, patrząc na nią jak zwykle z uwagą. — Wyspałaś się?

— Cześć, Will — odparła. — Tak, dziękuję.

Choć chciała odwzajemnić spojrzenie, nie potrafiła. Zamiast w oczy, patrzyła na jego twarz. On z całą pewnością nie miał za sobą przyjemnej nocy. Pod oczami wykwitły mu niepokojące cienie, a skóra nabrała szarawego odcienia. Uśmiechał się, ale widziała, że musiał być zmęczony.

— Nie spałeś za wiele, prawda? — podjęła, a jej uśmiech przygasł.

— Aż tak to widać? — Zakłopotany, potarł ręką kark. — Życie latarnika rządzi się własnymi prawami.

Skinęła głową. Doskonale wiedziała, o czym mówi. Kiedyś, kiedy była zmuszona opuszczać Wolf Rock i spędzać kilka nocy na stałym lądzie, sama nie potrafiła zmrużyć oka.

Zamyśliła się. Zerkała na zmęczonego mężczyznę i zastanawiała się, czy coś zmieniło się w jego zachowaniu. Czy był wobec niej... inny? Nie widziała tego. Po rozmowie na cmentarzu, potem po ich krótkiej chwili czułości... Nadal podchodził do niej w ten sam, łagodny i pełen uwagi sposób. Nie oceniał jej za jej przeszłość, ale też nie szukał bliskości.

Pocałunek pod jemiołą to w końcu tylko głupia tradycja. Równie dobrze mógł dla niego nic nie znaczyć.

Czy tak właśnie było?

— Melanie...

— Will...

— Mel! Will! Zejdźcie na śniadanie!

Nie dość, że weszli sobie w słowo, to jeszcze zawtórowało im wołanie Gianny z parteru. Nie potrafili się nie zaśmiać.

— Lepiej już chodźmy — stwierdziła Mel z przepraszającym uśmiechem.

Na dole zastał ich gwar rozmów i krzątanina. Sylvia i Jowan przemieszczali się między kuchnią i salonem, niosąc talerze i półmiski z jedzeniem, a Gianna i Aaron zabawiali niecierpliwego Archiego.

AgapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz