Melanie bardzo żałowała, że ostatnia w roku dostawa zapasów na Wolf Rock została przesunięta. Wypadała równo tydzień przed świętami, więc ktoś zadecydował, że nie warto tracić paliwo i najlepiej załatwić tę sprawę przy okazji transportowania latarnika na ląd na zasłużony — jednodniowy — urlop.
Atmosfera zbliżających się obchodów zawsze szalała w domu państwa Penrose na długo przed wyczekiwaną datą. Przygotowania nie miały końca, a Gianna nadzorowała je z pełną surowością. Począwszy od gruntownego sprzątania, aż po zdecydowanie za dużą ilość ozdób w i na zewnątrz domu. Wszystkim zabiegom towarzyszyła głośna, świąteczna muzyka, oczywiście w języku włoskim.
W tym roku mama zapędziła do pracy nawet Melanie i nie chciała słyszeć żadnych wymówek. Melanie nie raz miała ochotę puknąć się w głowę i zapytać, czy aby przypadkiem nie przesadzają z tym wszystkim. Kiedy jednak widziała radość, z jaką jej mama podchodziła do przygotowań... nie potrafiła zaprotestować. Posłusznie pomagała przy strojeniu choinki i szorowaniu szczoteczką kafelek w łazience.
Dawno już nie zmęczyła się przy takich zwykłych czynnościach. Dawno nie czuła kropelek potu na skroniach, nie otarła sobie skóry na łokciach, ani nie ukłuła się w palce igłami choinki. Posiłek zjedzony po całym dniu pracy smakował inaczej, łyk wody orzeźwiał i nawet sen wydawał się głębszy.
W pewnym momencie pomoc w domu prawie zaczęła sprawiać jej przyjemność.
Gdzieś z tyłu głowy nieustannie zastanawiała się, jak to będzie. Jak poradzi sobie z obecnością siostry i jej rodziny, no i oczywiście... Will. Czy nie pożałuje, że zgodził się przyjechać? Jak zareaguje na jej krewnych i jak oni potraktują jego?
Nawet nie zorientowała się, że przestała myśleć o latarniku jako o sposobie na przetrwanie świąt. Teraz naprawdę traktowała go jak pełnoprawnego gościa.
W pewnym sensie to właśnie w tym odnajdywała siłę do niekończącego się sprzątania. Dwa dni poświęciła nawet na ogarnięcie swojego pokoju, którego stan wołał o pomstę do nieba. Od miesięcy w nim nie odkurzała, a jej torba z rzeczami przywleczonymi z Wolf Rock nadal leżała nierozpakowana. Tak się zaangażowała, że nie dostrzegała uśmiechów na twarzach swoich rodziców, ilekroć widzieli ją w tym transie. Po raz pierwszy od zwolnienia z pracy na Wolf Rock czas upłynął jej niespodziewanie szybko. Od lat nie doświadczyła tego w murach rodzinnego domu.
Wreszcie nadszedł sądny dzień. Wigilia Bożego Narodzenia.
Krótko przed południem siedziała w swoim posprzątanym pokoju i wsłuchiwała się w dźwięki dochodzące z parteru. Lada moment w progu mieli zjawić się pierwsi goście. Niestety, nie chodziło o Williama, bo ten dopiero wstał po zaledwie paru godzinach snu i czekał na Boba i rozładunek zapasów. Melanie wiedziała o wszystkim, bo dopiero co wymieniła się z latarnikiem wiadomościami.
Poddenerwowana zerwała się z łóżka i zaczęła krążyć po pokoju. Walczyła z ogromnym pragnieniem zamknięcia się w nim na cztery spusty i niewychylania nosa na zewnątrz aż do następnego wieczoru.
Uspokój się, powtarzała w myślach jak mantrę. Nie będziesz sama. Dasz radę. Będzie z tobą Will.
Zatrzymała się przed wąskim lustrem na drzwiach szafy i przyjrzała się swojemu odbiciu. Przez ostatnie dni jej twarz nabrała nieco więcej kolorów, a włosy, coraz częściej traktowane szczotką, układały się gładko po bokach i kręciły tuż pod podbródkiem. Niektóre krótsze kosmyki tworzyły swobodną grzywkę podzieloną dokładnie pośrodku.
Na ten jeden dzień Melanie zrezygnowała ze znoszonych ubrań i założyła na siebie coś odświętnego. Głównie za sprawą nacisków mamy ubrała brązową, sweterkową spódnicę, grube czarne rajstopy i ciemnozielony, elegancki golf z długim rękawem. Aż dziwnie jej było w tym wydaniu, czuła, że niepotrzebnie się stroi.
CZYTASZ
Agape
RomanceMelanie Penrose od trzech lat pracuje w charakterze latarnika na małej wyspie niedaleko wybrzeża Kornwalii. Znalazła się tam nie z miłości do wymagającego zawodu ani z uwielbienia dla morza, ale z powodu serii nieszczęść, które spadły na nią wraz z...