16

206 12 40
                                    

Ilość słów: 1249
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Reader pov

Smakowało trochę jak eliksir wielosokowy, tyle, że nie bolało. Po chwili znalazłam się przed moim pokojem, w starym zakurzonym domu. Szczerze? Ucieszyłam się tak, jakbym wygrała co najmniej 10 miliardów galeonów. Wszystko fajnie, ale dalej nie ma innych. Przeszukałam znowu cały dom, ale ich znowu nigdzie nie było. Trochę się zmartwiłam, ale nie na długo. Usłyszałam otwieranie drzwi i w mgnieniu oka podbiegłam do nich. To co ujrzałam... Chciałam tego nie widzieć. Harry, kulał do salonu cały zakrwawiony. Nie popłakałam się. Chociaż miałam taką ochotę, że głowa mała. Wzięłam go pod ramię posadziłam na kanapie w salonie i bez słowa poszłam po bandaże. Tak głośno stękał z bólu, że z salonu w kuchni go było słychać. Ale gdzie są inni? Chwila.... Przecież- JA JESTEM PRZEKLĘTA!!! Postanowiłam, aby rzucić mu bandaże i ulotnić się z domu jak najdalej stamtąd. Będę musiała wys- Chwila... Jak mam wysłać do nich sowę? Pewnie ją coś zabije, więc lepiej nie. Szłam alejkami, dopóki nie zabrakło mi tchu. Tak, tak mogę się teleportować, powiem wam, że nie. Nam jeszcze nie wolno. Co prawda ja już się deportowałam, ale to z konieczności.

- Czy to (T/I) (T/N)? - słyszałam szepty zaledwie obok kogoś przechodząc. Tak w ogóle to jutro jadę do Hogwartu... Ciekawe jak.

Zaczęło mi się robić zimno. Jednak, gdy zobaczyłam blond czuprynę zamarłam. Schowałam się za najbliższą ścianą i próbowałam cokolwiek usłyszeć.

- Na szczęście udało się ciebie wyciągnąć stamtąd. Ale spróbuj mi zrobić coś takiego jeszcze raz, a cię wydziedziczę. - udało mi się usłyszeć jakiś lodowaty głos. Chyba wszyscy się domyślamy, że to pewnie sam Lucjusz Malfoy groził Draconowi. Momentalnie zrobiło mi się ciepło.

- Tak tato. - mruknął.

- Nie nazywaj mnie tatą! - wrzasnął i zdzielił syna laską.

- Au! - jęknął.

- Malfoy'owie nie odczuwają bólu! - dalej krzyczał na syna, a ja próbowałam się nie zaśmiać. Uwierzcie mi na słowo. Lucjusz nawalający swojego potomka to coś na co czekałam.

Nagle usłyszałam ciszę. Dosłownie. Nic już nie mówili. Wyjrzałam i ich nie było. Może się depor-

- Nie wolno tak podsłuchiwać (T/N). - nadyszał mi ktoś z tyłu na kark. Oczywiście, był to młody Malfoy.

- Nie wolno tak się podkradać od tyłu. - odparłam nie odwracając się do niego przodem. Nie bałam się. Wręcz przeciwnie. Czułam... Adrenalinę? Nie wiem, ale na pewno nie była to zła emocja.

- Rodzice nie są z ciebie dumni co? - warknął. Roześmiałam się głośno. Tu go mam.

- Moi rodzice nie żyją deklu. - powiedziałam przez łzy rozbawienia dalej się nie odwracając, a jemu zrobiło się głupio.  - Poza tym, z tego co mi wiadomo, z ciebie też nie są dumni. - bąknęłam odwracając się. Nie było tu jego ojca... Próbowałam go odszukać wzrokiem, lecz na marne, bo go tu nie było.

- Szukasz mojego ojca co? Podoba ci się? - powiedział z pogardą ignorując moją wypowiedź. Teraz go zmiotę. Dosłownie.

Mówiąc dosłownie mam na myśli dosłownie. Zanim zdążyłam się obejrzeć, był już po drugiej strony ulicy. Miałam takie "O.o" co się stało? Aaaa.... No tak... Jestem przeklęta... I może trochę umyślnie to zrobiłam?

- CO SIĘ STAŁO?! - wrzasnął blondas z drugiej strony ulicy.

- MAGIA! - odkrzyknęłam, i pogodnie zaczęłam spacerować uliczkami, dopóki coś mi się nie przypomniało.

Harry Potter x Reader // Sobie przeznaczeni | ZAKOŃCZONE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz