~seventeen~

1.2K 67 46
                                    

Kolejnego dnia odebrałem Lily od rodziców i wróciłem do mieszkania, gdzie było... Pusto. Bez Jo w domu to nie to samo. Dziewczyna zawsze krzątała się po mieszkaniu, sprzątając, gotując i wypełniając cały dom swoim szczerym śmiechem, lub swoją ulubioną muzyką, puszczaną na telewizorze. A teraz była cisza, poza płaczem Astorii, która dalej obwiniała się o to całe zajście z Jo. 

- Greengrass, uspokój się. To nie twoja wina - usiadłem obok niej, sadzając Lily między nas na kanapie, aby mogła pobawić się z Hades'em, który do niej podszedł. Astoria otarła swoje policzki z łez i schowała swoją twarz w dłonie. 

- A czyja? - wyrzuciła rękoma i wstała, podchodząc do części kuchennej. Zagryzłem policzek od wewnętrznej części i wziąłem Lily na ręce, sadzając ją na puchowym dywanie, aby nie spadła z kanapy podczas mojej nieobecności. Wręczyłem jej do dłoni różowego misia, którego od razu do siebie przytuliła. Ja wtedy wstałem i podszedłem do Astorii, która nastawiła czajnik na palnik kuchenki. 

- Jeszcze nie wiemy czemu to zrobiła, więc się nie obwiniaj - oparłem się tyłem o blat kuchenny, patrząc na zestresowaną dziewczynę. Brunetka głośno westchnęła, przykładając swoją dłoń do czoła. 

- Skąd wiesz, że to ona zrobiła? - zapytałem, ściągając swoje brwi ze sobą. Astoria wyrzuciła rękoma, odchodząc kilka kroków dalej. Zatrzymała się przed oknem, biorąc głęboki wdech. 

- Kiedy Jo trafiła do szpitala, Daphne się bardzo przejęła i przyznała się, że to ona dosypała jej, a raczej mi, coś do picia - starała się jak najjaśniej wytłumaczyć tą całą sytuację. Przez chwilę byłem zamyślony, jednak wpadłem na pewien pomysł.

- Spotkaj się z Theo - rzuciłem, kiedy przypomniałem sobie, że on przecież przyszedł z Daphne na ślub Blaise'a i Luny. Dziewczyna zaśmiała się pod nosem, kręcąc przecząco głową. 

- Posłuchaj...

- Nie, Malfoy! Nie pójdę tam - uniosła swój wzrok na mnie, a ja jedynie przewróciłem oczami i schowałem swoje dłonie do przednich kieszeni spodni. Powoli zacząłem podchodzić do brunetki, która ponownie opuściła swój wzrok i odwróciła się w stronę dużego okna. 

- Pójdziesz i dowiesz się, dlaczego Daphne to zrobiła - powiedziałem, stając obok niej. Astoria prychnęła pod nosem, wracając do części kuchennej, skąd dochodził odgłos gotującej się wody. Wyciągnęła dwa kubki, do których nasypała kawy i zalała je wrzątkiem. 

- Draco, chyba nie myślisz, że ona od tak mi powie, dlaczego chciała mnie zabić - zaśmiała się ironicznie, mieszając łyżką gorącą ciecz w kubku. Podszedłem do niej i pochyliłem się nad blatem, głęboko się nad czymś zastanawiając. 

- Jeżeli mądrze to rozegrasz, powie - przytaknąłem, nasypując do swojego kubka kilka łyżeczek cukru. Astoria skrzywiła się, patrząc na mnie niezrozumiale. Chrząknąłem i wziąłem do swojej dłoni kubek, idąc w stronę dużego okna. Otworzyłem je i usiadłem na parapecie, patrząc jak dziewczyna robi to samo. Przyzwyczaiłem się już do siedzenia w tym miejscu, bo lubiłem patrzyć na Jo, która siedziała naprzeciwko mnie. A teraz naprzeciwko mnie siedzi Astoria, która miała całe policzki w czarnym tuszu do rzęs. 

- Co masz na myśli? - zapytała, błądząc swoim wzrokiem po mojej bladej twarzy, która nie wyrażała żadnych emocji. Upiłem łyk kawy z kubka, opierając się o szarą ścianę za sobą. 

- Veritaserum - powiedziałem, patrząc na rozciągający się przede mną obraz spokojnego miasta, pięknie zdobionego przez poranne promienie słońca. Brunetka przytaknęła, a jej mina wyrażała zamyślenie. 

- Skąd to weźmiemy? - skrzywiła się, nawiązując ze mną kontakt wzrokowy. Uniosłem znacząco jedną brew, na co jedynie się delikatnie uśmiechnęła, zarzucając swoje włosy do tyłu. 

𝑨𝑳𝑾𝑨𝒀𝑺 𝑨𝑵𝑫 𝑭𝑶𝑹𝑬𝑽𝑬𝑹 | 𝒅.𝒎. (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz