Przez tydzień Sizzlex znaczy Suzanne, nie było na grze. Nigdy tak długo nie była offline. Muszę przyznać, że bez niej i jej ciętego języka, było mi strasznie nudno.
Włączyłem grę z nadzieją, że będzie aktywna. Niestety tak się nie stało. Westchnąłem ponuro i uruchomiłem swoją krainę. Gra w pojedynkę to nie to samo, co wielosobowa zabawa.
Od godziny dropię w swojej kopalni diamenty, węgiel i stal. Niewiele ich znajduję. U góry ekranu pojawia się powiadomienie.
Sizzlex udostępnia swój serwer, czy chcesz dołączyć do gry?
Długo wyczekiwane przeze mnie zdanie sprawia, że moje serce przyśpiesza. Lubię tę dziewczynę. Oczywiście, że chcę dołączyć do gry. Akceptuję i przenoszę się na jej świat. Nawiązuję połączenie.
-Cześć Suzanne, co u ciebie? Dlaczego nie było cię przez większość czasu? -Pytam szybko.
No co? Przywiązałem się do niej. Ona jest belieber, w dodatku śliczna i inna niż wszystkie. W pewnym stopniu mamy swoją więź, nie tylko idol i fan, ale także tutaj, w grze.
-A co, stęskniłeś się? -Chichocze.
-Tak. -Mówię prawdę.
-Byłam chora. -Mówi po chwili ciszy.
-Biedactwo. -Odpowiadam z troską.
-Przestań tak mówić, bo się wzruszę. -Śmieje się ironicznie.
Okej, wraca stara Suzanne. Tak chce się bawić? W porządku. Jeszcze będzie tęsknić za moimi słodkimi słówkami.
-Nie, to nie. Chciałem być miły. -Stwierdzam chłodno.
-Poszukasz mi jedzenia? -Pyta.
-O tak, idę zapolować na zwierzynę. -Śmieję się.
Chodzę po świecie i szukam kurczaków, owiec, krów i świnek. Bez skutku. W końcu natrafiam na małego prosiaczka.
-Ej Suzanne, zobacz co tu mam! -Krzyczę radośnie.
-No gadaj frajerze. -Rzuca rozbawiona.
-Spierdalaj dzifko. -Prycham. -Chodź tu. Znalazłem prosiaka i zastanawiam się czy go zabić. Może zostawić go przy życiu, jak myślisz? -Dodaję.
Brak odpowiedzi, cudownie. No Suzanne, gdzie ten twój niewyparzony język? Zaznaczam, że to ty zaczęłaś tę zabawę.
-Jesteś tam? -Pytam.
-Na koncert weź ze sobą kasę. Jestem dziwką, a im za spotkanie się płaci. -Odzywa się chłodno przerywając ciszę.
-Obraziłem cię tym? -Panikuję.
-No coś ty. -Głos ma przesiąknięty sarkazmem.
-Przepraszam, okej? Nie miałem tego na myśli. Wybacz. -Skomlę do mike'a.
-Tsa, gdzie masz tego prosiaka? -Pyta.
-Wybaczysz mi? Proszę. -Nie powiem jej, jeśli mi nie wybaczy.
-Ta, a teraz. GDZIE TEN PROSIACZEK?! -Krzyczy, aż zrzucam słuchawki z głowy.
Zakładam je ponownie. Normalnie masakra jakaś. To ona może mnie wyzywać, a ja to już nie. Prycham w myślach. "To dziewczyna, nie powinieneś jej wyzywać" do życia budzi się moja podświadomość, na co wywracam oczami.
-Nad wodą, tą najbliżej twojego wzgórza.
-Ten prosiaczek jest słodki, weź go nie zabijaj! Młode zwierzaki i tak nie dają jedzenia. -Piszczy.
-Kobiety. -Mruczę pod nosem.
-Słyszałam!
-Bo miałaś. Ile tak w ogóle masz lat, Suzanne? -Pytam zaciekawiony.
-Kobiet się o wiek nie pyta. -Burczy, a ja się śmieję.
-Jasne, no więc? -Ingoruję jej odpowiedź.
-19. Więcej na swój temat ci nie powiem. Ja o tobie nic nie wiem. -Mówi pretensjonalnie.
-Jeszcze trzy tygodnie! -Cieszę się.
-No. -Urywa.
-Nie cieszysz się? -Pytam.
-Może gdybyś był Justin'em Bieber'em, to tak. Wtedy bym się cieszyła. -Wybucha śmiechem.
Zaciskam usta w cienką linię. Jestem Justin'em Bieber'em, myślę. Racja, ale ona tego nie wie.