Rozdział 11

666 51 6
                                    

Mój poziom radości, jaki odczuwam w tym momencie wychodzi poza skalę. Podejrzewałem, że Suzanne zgodzi się pojechać ze mną do hotelu. W końcu jaka fanka nie chciałaby spędzić czasu sam na sam ze swoim idolem? Właśnie, ale to nie zmienia faktu, że cieszę się jak pięcioletnie dziecko. Tak długo czekałem na nasze spotkanie. Nie jestem pewny, czy brunetka ma w ogóle pojęcie, że jest prześliczna. Nie zadawałbym sobie takiego potencjalnie głupiego pytania, gdyby nie fakt, że ona gra w gry. Zawsze byłem przekonania, że dziewczyny wyglądem przypominające modelki  Victoria's Secret, interesują się bardziej zakupami, modą.. no wszystkimi damskimi sprawami. Dobra, wróćmy do mojej małej belieberki.

A więc znajdujemy się w moim tour busie. Suzanne siedzi cicho jak myszka, tak jakby była speszona, że obok niej siedzi jej idol we własnej osobie. Cieszę się, że nadszedł dzień w którym swój cięty język trzyma za zębami, ale zdecydowanie wolę moją pewną siebie i wyluzowaną sizzlex. Nie spodziewałem się, że aż tak bardzo wpłynę na jej zmysł mowy. Chciałbym być dla niej tylko Justinem, a nie Justinem bożyszczem nastolatek. Kiedy o coś pytam odpowiada zdawkowo, a ja chcę dowiedzieć się o niej jak najwięcej, ponieważ to może być ostatni raz kiedy się widzimy. Oczywiście tego bym nie chciał.

Nim się orientuję, zatrzymujemy się pod hotelem Plaza. Otwieram dla niej drzwi, żeby wykazać się swoją dobrą stroną. Dziękuje mi nieśmiałym uśmiechem. Oh  dobry boże, zwróć mi tę wygadaną dziewczynę inaczej sfiksuję. Myślę. Zostajemy odprowadzeni do środka przez mojego ochroniarza Kennego. Uważam jednak, że nie ma to najmniejszego sensu skoro jest prawie pierwsza w nocy i nie ma tu takiego ruchu jak w ciągu dnia, nieważe. Pokój mam już zarezerwowany i wystarczy jak odbiorę kartę magnetyczną do swojego apartamentu. Pięć minut później znajdujemy się w oazie spokoju.

-Zdecydowałem, że porozmawiamy. Chciałybym cię lepiej poznać Suzanne. -Uśmiecham się do niej promiennie prowadząc ją za rękę na sofę.

-Dobrze. -Odpowiada na co wzdycham.

-Zagramy w 10 pytań, ale pozmieniamy trochę zasady. Dziesięć to za mało dlatego zadajemy tyle pytań ile chcemy. Możesz mnie zapytać o wszystko, ale proszę zatrzymaj to dla siebie, ufam ci Suzanne. -Patrzę na nią wyczekująco, a ona skina głową.

-Okej. -Wydusza z siebie.

Ugh!

-To może ja zacznę. Dlaczego teraz jesteś taka nieśmiała, a podczas gry jadaczka ci się nie zamyka? -Unoszę brew.

-Pewnie dlatego, że tam mnie nikt nie widzi i nie ocenia po wyglądzie. -Spuszcza wzrok na swoje kolana.

-Zaraz.. chwila, czy ktoś...

-Ej, teraz moja kolej! -Podnosi głos zanim kończę pytanie.

-W porządku, masz rację. Pytaj. -Podnoszę ręce w geście obronnym z uśmieszkiem na twarzy. Nareszcie przełamujemy pierwsze lody.

-Hm, ile miałeś dziewczyn? -Pyta i mogę zauważyć ten błysk w oku.

-Poważnie? -Chichoczę na co gromi mnie wzrokiem. -Dwie, ale to pewnie wiesz. Twoje nazwisko?

-Livingstone. Kochasz kogoś, ale nie tak jak rodzinę i przyjaciół, tylko dażysz tę osobę prawdziwym uczuciem?

-Tak. Kolor oczu?

-Niebieskie. Czy kiedykolwiek...

~•~

Kończymy godzinę później grając w Counter Strike. Moja Suzanne wróciła, znów jest tą samą sizzlex jaką znam, a teraz znam jeszcze bardziej. Dużo się o sobie dowiedzieliśmy. Suzanne Sophie Livingstone, lat 19. Mieszka w Nowym Jorku, w dzielnicy Brooklyn. Ma młodszego brata w wieku 6 lat, jej tata nie żyje, a mama poświęca swój czas synowi. Rówieśnicy ze szkoły naśmiewają się z niej, bez konkretnego powodu. Cierpi na depresję, cięła się. Pokazała mi swoją historię, a ja starałem się ucałować jej każdą sekundę. Uwielbia koszykówkę, muzykę i gry.

Odsłoniła przede mną swoje blizny, które pocałowałem. O to chodziło mi z tą jej historią. Każde cięcie o czymś opowiada. Możecie nie pamiętać, ale podczas jednej z naszych rozmów, twierdziłem że moglibyśmy być razem i nadal tak uważam. Nawet bardzo bym tego chciał lecz to jest niemożliwe ponieważ ja wciąż jestem w trasie. Nie bierzcie mnie za jakiegoś głupca, jedynie za niepoprawnie romantycznego chłopaka. Po prostu wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Jeśli to ma być nasz pierwszy i ostatni wspólny wieczór, w takim razie chcę aby zapamiętała mnie jako sympatycznego, wyluzowanego i kochającego mężczyznę.

-Powinnam wracać do domu. -Spogląda na mnie i wstaje na równe nogi.

-Zostań proszę na noc. Nie pozwolę ci wracać o takiej godzinie do domu.

-Nie mam piżamy, szczoteczki do zębów... -Próbuje mnie odprawić.

-Dam ci swoją koszulkę, użyjesz mojej szczoteczki. Proszę, Suzanne. Nie kłamałem kiedy mówiłem, że moglibyśmy być razem, ale nie potrafiłbym cię zostawić na czas trwania trasy. Pozwól mi być chociaż przez jedną noc twoim chłopakiem. -Patrzę na nią uważnie.

-Przez cztery lata bycia belieber marzyłam, by zostać twoją dziewczyną, tak samo jak reszta damskiej części twojego fandomu, ale nigdy w życiu nie pomyślałabym, że Justin Bieber osobiście będzie mnie o to błagać. -Zachichotała.

-To jest moja Sizzlex. -Śmieję się.

~•~

Brunetka wzięła prysznic i wróciła do sypialni odziana tylko w moją koszulkę. Suzanne to cudowna, piękna i seksowna dziewczyna i naprawdę nie rozumiem dlaczego ktoś się z niej wyśmiewa. Wracając.. położyła się plecami do mnie, a ja przyciągnąłem jej ciało do siebie. Ułożyłem podbródek na jej ramieniu i zamknąłem oczy.

-W tym dniu spełniło się większość moich marzeń. Dziękuję. -Szepcze Sophie.

-Nie. To ja dziękuję, za możliwość poznania tak wspaniałej osoby jak ty. Pytałaś czy kogoś kocham nie jak moich bliskich.. Kocham Ciebie Suzanne, nie mam pojęcia dlaczego. Ale mówi się, że nie istnieje żaden powód do miłości.

Livingstone już nie odpowiada, więc zakładam że niebieskooka zasnęła.

~~~~~~~~

Tutaj nie grają, ale mam nadzieję że rozdział wam się podoba ❤

PlayerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz