XV||

41 5 0
                                    

Po pewnym czasie, zostałam na polanie tylko ja i mój przeciwnik. Ludzie z rezydencji zabili przeciwników i przenieśli moje siostry w bezpieczne miejsce z czego byłam im bardzo wdzięczna. Polana nie była już normalna. Trawa stała się zimna i skamieniała. Teren w niektórych miejscach podmokły. Na drzewach były wielkie rysy od naszych pocisków. Zalgo nie szczędził sobie walk, za to ja odczuwałam wielkie zmęczenie. Samo używanie magi doprowadzało mnie do bólu. Czułam jak moje serce wali. Przy każdym oddechu towarzyszył ból. Na moim ciele było pełno ran z których na raz krwawiłam. Skóra też nie była w idealnym stanie. Miejscami, przez niską temperaturę jaką musiałam wytworzyć aby zamrozić wodę, stworzył mi się lód na skórze. Kostka bolała niemiłosiernie jak i ręka, która musiała się złamać.

Lecz mój przeciwnik, przeciwnie niż ja, trzymał się nieźle. Oprócz przebitego oka miał także z sześć głębokich ran i wiele mniejszych. Niestety, nadal stał na nogach i miał więcej sił niż ja. Nie mogłam uciec. To było niemożliwe.

Zrobiłam krok i wysunęły się kolce z ziemi gdzie stał Zalgo. Ominął je zręcznie.

-Męczysz się tylko Lou-uśmiechnął się-Ta walka nie ma już sensu. Poddaj się.

-N... N-nie...-odpowiedziałam i rzuciłam w niego cztery noże.

Jeden z nich trafił go w bark. Wkurzył się i podszedł do mnie. Nie miałam sił aby ruszyć się nawet o krok. Złapał mnie za szyję i podniósł do góry. Płuca odmawiały mi bardziej współpracy. Łapałam powietrza zachłannie. Mimo tego, że często targałam na swoje życie, próbowałam wieszać się na pętli w moim pokoju, bałam się śmierci. Odczuwałam paniczny strach. Już przecież wychodzilam na prostą. Już przecież było tak dobrze. Prawda?

Poczułam przejmujące zimno. Jakby łapała mnie największa grypa na świecie. Było to dziwne. Czułam chłód a mój mózg nie myślał jasno. Jakbym dostała gorączki. Nie rozumiałam. Czy to ja wariowałam? Straciłam zmysły? Czy tak wygląda śmierć?

Zalgo rzucił mną w wolno stojące drzewo, które straciło wiele liści i ucierpiało przez naszą walkę.
Wpadłam na pień i zsunęłam się po nim. Czułam jak kręciło mi się w głowie i dostawałam drgawek. Lecz nadal żyłam!
Popatrzyłam na Zalgo nie rozumiejąc. On tylko podszedł.

-Myślałaś, że dam ci tak po prostu umrzeć?-uśmiechnął się-Pomęczysz się przed śmiercią. Nie dam ci tej satysfakcji ze szybkiej śmierci.

Nadal nie rozumiałam.

-Pewnie wiesz, że twój ojciec umie wywołać u kogoś chorobę podobną do wirusa-przybliżył swoją twarz do mojej-Ja także to umiem koleżanko.

Zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo. Pojawiały mi się mroczki przed oczami. Nie byłam w stanie nic zrobić. Dyszałam i wręcz błagałam w myślach o śmierć. Nie chciałam umierać w agoni. Nienawidziłam tego sposobu zabijania. Jeśli już ktoś ma ginąć, to szybko.
Lecz... Nie chciałam się poddać. Dalej Zalgo dychał. Nadal może wyrządzić szkody. I zrobi je. Był na siłach aby jeszcze teraz porządzić się w świecie i go zniszczyć. Tak, byłam dla niego robakiem. Lecz... Chciałam mu trochę przeszkodzić i zaszkodzić.
Triumfował. Już wiedział, że wygrał. Uśmiechnęłam się na to lekko. Jeśli miałam umrzeć, to chciałam powitać Anioła Śmierci z uśmiechem.

W nadzwyczaj szybkim tempie wysunął się wielki kolec. Cały z ostrego lodu. Wbił się w brzuch Zalgo. Nie patrzyłam jak ten zareagował.
Podniosłam się chwiejąc. W mej dłoni pojawiła się kosa. Zrobiłam zamach i walnęłam nią w tors przeciwnika. Upadł. Usłyszałam tylko huk o ziemię. W moich oczach było już zbyt ciemno aby można było określić.

-H-heh... M-myslałeś... Ż-że t-ten robak...-uśmiechnęłam się szerzej-D-da się z-zabić nie od-dwdzięcza-czając c-ci się...?

Wycelowałam drżącą dłonią w niego i wypuściłam linki przebijając jego ciało. W tym momencie straciłam siły kompletnie. Upadłam głucho pod drzewo opierając się o jego pień. Spuściłam głowę i dałam swojemu ciału tak leżeć. Słyszałam tylko ciche chrząknięcie. Kaszel i dźwięk portalu, który się po chwili zamknął. Zamknęłam oczy i zaczęłam ciężko oddychać. Łapałam powietrze łapczywie, jak po maratonie, zadając sobie ból. Nie widziałam już nic. Po chwili przestałam też słyszeć. Czułam tylko jak coś lekko muska moją twarz. Po tym wszystko mnie opuściło. Nic nie czułam, tylko ciemność i cisza. Byłam sama.

Córka DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz