V||

110 6 13
                                    

Leżałam całą noc jak i dzień. Nie widziałam, czy na pewno mogłabym zaufać komuś takiemu jak Zalgo. W końcu zdecydowałam, że jeden raz się żyje więc... Zdecydowałam, że pójdę na ten układ. Na szczęście, tego dnia było posiedzenie The Congregation of the Demons Who Live on Earth, co mi ułatwiało zadanie, ponieważ byłam jeszcze niepełnoletnia i mogłam zostać w rezydencji. Byłam w pełni świadoma, na co się pisuję.
Gdy wybiła 21, ojciec z wujkami przeteleportowali się a ja podeszłam do drzwi jego gabinetu. Chwilę zaczekałam i otworzyłam spinką od włosów zamek w drzwiach. Kiedyś nauczyłam się z nudów otwierać zamki wsuwkami, patykami lub dętkami z roweru, ponieważ często, gdy ze spaceru wracałam, dom był zamknięty a nie miałam klucza.

Otworzyłam drzwi i cicho zamknęłam za sobą. Musiałam zachować dużą ostrożność, ponieważ deski podłogi w gabinecie mego ojca skrzypiały. Dlatego podniosłam rękę do góry i wypuściłam nitki. Po chwili moje sznurki znalazły w suficie jakieś niedogodności, go których się przyczepiłam. Podniosłam siebie do góry i przesuwałam się tak w powietrzu w stronę szafki z książkami. Ale... Coś mi tu nie odpowiadało. Było to zbyt proste.
Byłam osobą, która wyszła z założenia, że w życiu nie jest łatwo i kolorowo.

Wyjęłam z torebki puderniczkę. Dmuchnęłam na puder a on poleciał na książki. Nagle się zatrzymał tworząc zarys linii. Tak jak myślałam... Zaczęłam na początku szukać wzrokiem książki.


Time skip


Była 22:40. Za 20 minut miałam spotkanie z Zalgo a ja nadal nie znalazłam tej książki. Nagle zobaczyłam granatowo, czarno, czerwono żółty grzbiet jakiejś książki. Jej tytuł był zamazany, lecz mogłam rozczytać parę liter.  'Z____ci_ _a _z_r_ej ma___'.

Opis pasowa, ale tytuł był nie do rozczytania. Chwilę się zastanowiłam po czym włożyłam rękę pomiędzy zarysami nitek i chwyciłam brzeg książki. Powoli ją wyjęłam i szybko poleciałam na spotkanie. Po chwili przybiegłam zziajana na klif. Tak jak Zalgo obiecał. Stał tam i patrzył w moją stronę.

-Myślałem, że nie przyjdziesz-powiedział Zalgo.

-Dużo czasu zajęło mi znalezienie tej księgi. I no wiesz... Ludzie zaczęli mnie jechać w komentarzach na Wattpadzie-powiedziałam to na jednym wydechu mając słaby uśmiech.

Bolały mnie po tym biegu mięśnie w nogach, a serce waliło tak, że słyszałam je wyraźnie.
Zalgo zmarszczył brwi.
-No dobrze... Chodźmy-odwrócił się i zaczął podążać w stronę lasu, a ja za nim.

Kiedy mijaliśmy pierwsze drzewa stanęliśmy. Podniósł rękę do góry i energicznie ją opuścił. Przed nami pojawił się portal.
-Nie mogę otwierać portali na pustych przestrzeniach bo może ktoś to zobaczyć z niepożądanych.

Pokiwałam głową na znak, że rozumiem i weszliśmy do portalu. Ukazał mi się dość ciemny krajobraz. Byliśmy pośród wielkiej jakby jaskini której końca nie widać. Wszędzie buchały słupy ognia. Ziemia była mało zdatna do czegokolwiek. Widziałam dusze obłąkane i zagubione. Żal mi się ich zrobiło.
Zalgo poszedł pomiędzy wielkimi dołami z których wydobywały się krzyki do wielkiej rezydencji. Wysokie, surowe mury z gotycką rzeźbą. Wyglądało to dość ciekawie i warte uwiecznienia na jakimś obrazie. Weszliśmy do środka i szliśmy przez jakieś korytarze. Tak samo surowe i utrzymane w ciemnych kolorach. W pewnym momencie przeszliśmy przez drzwi do pokoju przypominającego gabinet lecz połączony z laboratorium. Na półkach były poustawiane fiolki z kolorowymi cieczami. Niektóre były gęstsze a inne rzadsze. Były też probówki, zlewki, wskaźniki do odczynów kwasowych, pipety, kolby koliste i stożkowe czy palnik spirytusowy i gazowy. Było tam jeszcze więcej sprzętów typowych dla pracowni z chemii. Szczerze? Takie umeblowanie mnie dość zdziwiło. 

Zalgo podszedł do biurka ustawionego na środku pokoju. Pokazał mi miejsce na przeciwko. Oczywiście tam usiadłam i oddałam mu księgę. Zaczął ją przeglądać. W końcu zatrzymał się na jakiejś stronie i jak mi się zdawało to ją czytał. 

Spojrzał na mnie prosto w oczy.
-Jest tu napisane, że potrzebujemy twojej krwi. Trzeba będzie zrobić miksturę którą później będziesz musiała wypić. Nie wiem jak na ciebie zadziała ale pewnie skutkami ubocznymi będą zawroty głowy czy osłabienie przez jakiś tydzień-odparł Zalgo i wziął się za przygotowania.

Postawił mały kociołek na blacie biurka i zaczął wyjmować jakieś probówki z podpisami. Wyjął sproszkowany korzeń asfodelusa, rdest ptasi, ślaz, muchy siatkoskrzydłe, suszone pokrzywy i sproszkowany kamień księżycowy oraz fiolki z węglanem sodu i wody. Wziął jeszcze z komody chochlę, moździerz. Na trójnogu ustawił kociołek a pod nim dał palnik spirytusowy. I zaczął produkcję.

Do kociołka wlał wodę oraz węglan sodu. Wymieszał bagietką i dodawał sproszkowany kamień księżycowy, aż eliksir zmienił kolor na zielony. Zamieszał szklaną rurką po czym dodał sproszkowanego korzenia asfodelusa i 3 marki ślaz. Po chwili straciłam rachubę w tym wszystkim i po prostu się gapiłam jak Zalgo tworzył tą miksturę. Nie zwracał na mnie uwagi do momentu gdy substancja w kociołki zaczęła wrzeć. Odwrócił się w tedy do mnie z nożem.

-Teraz twoja krew-powiedział spokojnie.

Kiwnęłam tylko niewyraźnie głową. Wyciągnął w moją stronę otwartą dłoń, na którą położyłam swoją rękę. Dał ją nad kociołek i z pewnością przesunął nożem przez środek mojej dłoni. Syknęłam, a krew poleciała wielkimi strugami do mieszaniny. Teraz odwrotu nie było. Po pewnym czasie Zalgo puścił moją dłoń i wyciągnął z pewnej szuflady bandaż i opatrzył moją rękę. Kiedy skończył zaprowadził mnie do salonu gdzie siedziała Kaidy. Usiadłam na fotelu a Zalgo wrócił do tamtego pokoju. Kaidy patrzyła na mnie z wzrokiem mówiącym, że popełniłam błąd. Nie zaprzeczałam. Najprawdopodobniej popełniłam największy błąd w swoim życiu, lecz akceptowałam możliwe skutki. Byłam na nie przynajmniej psychicznie przygotowana.

Córka DemonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz