8. Przepowiednie

987 89 10
                                    

Minęło kilka dni, w tym weekend. Siedziałam kolejną godzinę w bibliotece. Sama. Znowu. Przyszłam tu bez dziewczyn, bo chciałam obejrzeć drzewa genealogiczne znajdujące się w Dziale Ksiąg Zakazanych. O ile się nie mylę, Dorcas właśnie jest na randce z jakimś Puchonem, a Ann odrabia szlaban u Filch'a. Właściwie to dobrze się złożyło, bez żadnych przeszkód mogłam tu siedzieć bez ograniczeń, chyba że ta wredna baba mnie wygoni. Właśnie przeglądałam kolejny stary pergamin, zapisując notatki, kiedy usłyszałam szept.

- Co tu robisz Liluś? - tylko jedna osoba tak do mnie mówiła. Potter.

Podskoczyłam na miejscu zaskoczona i złapałam się za serce, po czym wstałam, odwracając się w jego stronę, tak, że teraz stałam tyłem do stolika.. Teraz temu gadowi udało się, przestraszył mnie.

- Potter! Nie mów tak do mnie! - naskoczyłam na niego, próbując odwrócić jego uwagę od pergaminów, które zbierałam pospiesznie za swoimi plecami - Po za tym masz przepustkę?! - warknęłam.

- Nie potrzebuję czegoś takiego - prychnął - skoro mam coś lepszego - i właśnie w tym momencie uśmiechnął się huncwocko.

O cholera. Właśnie uświadomiłam sobie, że przecież ten człek nie przyszedłby tu bez obstawy i oczywiście własnej woli. Czyli gdzieś tu muszą być Remus i Syriusz. Po chwili dowiedziałam się, gdzie ów panowie się znajdują. Z pod peleryny-niewidki wyłoniła się dłoń Blacka, która zabrała mi wszystkie pergaminy. Ughh, co za palant. W tym momencie bardzo pragnęłam go wydziedziczyć. Łaskawie wylazł z pod peleryny, a tuż za nim szanowny Lunatyk.

- Black, oddawaj! - zrobiłam się cała czerwona (o ile już taka nie byłam) i się zapowietrzyłam.

- E-e - pokiwał mi palcem wskazującym tuż przed nosem - ładnie poproś.

- Nie denerwuj mnie!

- Źle! Powinno być "Kochany Syriuszku, najlepszy przyszywany bracie na świecie, proszę, oddaj mi te pergaminy, a w zamian ja umówię się z twoim przyjacielem Rogaczem i powiem ci, do czego mi..." - sprawdził tytuły pergaminów i zbladł - Lily, do czego ci drzewa genealogiczne tych wszystkich parszywych rodzin?

Nie wiedziałam co powiedzieć. Tymczasem Remus patrzył na mnie podejrzliwie, a Potter z Łapą z niedowierzaniem i ciekawością.

- Nie wasza sprawa! - jęknęłam, ale widząc uniesioną brew Blacka dodałam - Ale jak już musicie wiedzieć, to piszę dodatkową pracę dla profesor Coupe.

- Acha - stwierdził powoli Remus - to my już nie będziemy ci przeszkadzać - powiedział, po czym pociągnął tych dwóch pacanów za rękawy.

Kamień z serca. Już myślałam, że się nie nabiorą, ale dzięki Bogu... Rozłożyłam ponownie pergaminy i się im przyjrzałam. Coś tu nie pasowało, tylko nie wiedziałam co.

Po godzinie stwierdziłam, że i tak już niczego więcej się nie dowiem, więc wstałam, poodkładałam rzeczy na swoje miejsce i wyszłam z biblioteki, jednak coś mi nie dawało spokoju. Ugh, to takie męczące. Weszłam do Pokoju Wspólnego i opadłam na jeden z foteli. Nigdzie nie widziałam Ann i Dor. Pewnie jeszcze nie wróciły. Spojrzałam na zegarek, była dopiero 17. Kolacja dopiero za godzinę, więc zaczęłam pisać wypracowanie na Zaklęcia. No cóż, kiedyś do nauki trzeba się wziąć. Opisywałam właśnie właściwości zaklęcia Homenum Revelio*, gdy przez dziurę weszło kilka osób. Wśród nich zauważyłam Dorcas.

- Hej! Dor! - krzyknęłam, żeby przypadkiem mnie nie przeoczyła.

- O, hej! - ruszyła w moim kierunku.

- Kim jest twój nowy chłopak? - zapytałam, gdy brunetka opadła na fotel stojący koło mojego.

- To David Taylor. Całkiem przystojny, ale potrafi gadać tylko i wyłącznie o swojej byłej dziewczynie Caroline. Więcej się już z nim nie spotkam - dokończyła z zaciętą miną.

Never say never... | JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz