11. Pierwsze zadanie i szczur na kolanie cz. 2

925 85 9
                                    

Byłam ubrana w długą, białą suknię, która została wykonana z jakiegoś dziwnego materiału. Miała gorset wiązany z tyłu oraz tylko jeden rękaw do łokcia, na który składały się dziesiątki krótkich, przezroczystych fragmentów tkaniny, co dawało wrażenie, jakby sam rękaw był postrzępiony. W tali wszyta była gruba, ciemno-różowa, prawie że fioletowa wstążka. Spódnica sięgała do samej ziemi i została uszyta na tej samej zasadzie, co rękaw. Włosy miałam spięte w eleganckiego koka, a po obu stronach twarzy wymykały się z niego pojedyncze kosmyki. Usta były pomalowane delikatnie - różową szminką, oczy za to miały wokół siebie grube, granatowe kreski, mocno wytuszowane rzęsy oraz jasno-fioletowy cień na powiekach. W kącikach oczu połyskiwał brokat, tak samo jak na paznokciach. Stałam w ciemnościach, ale z nielicznych stron padały snopy fioletowego i różowego światła, a wokół mnie unosił się błękitny dym. Dzięki temu suknia wydawała się nie być tylko biała; przybierała różne kolory. Wszędzie latały motyle, które były różowe, czarne bądź granatowe. Słyszałam cichutką muzykę, lecz nie potrafiłam rozpoznać melodii.
Przybrałam dziwną pozę. Dłoń położyłam na skroni i przymknęłam oczy, a drugą rękę wyprostowałam w bok. Nagle zaczęło się coś dziać. Kawałek spódnicy, który był najbliżej ręki zaczął zmieniać się w dym, wił się pod moją dłonią. Przechyliłam głowę w prawo i lekko zmarszczyłam brwi. Dym skupił się w jednym miejscu tworząc ścisły i burzliwy kokon, a jego końcówka oplotła mój nadgarstek. Wszystko wydawało się być pod kontrolą. W pewnym momencie sznur, który utworzył dym, gwałtownie pociągnął mnie za rękę.Otworzyłam oczy, które nie były zielone, tylko szare.
I wtedy zdałam sobie sprawę, że to nie jestem ja. Osoba, która była w centrum tego wszystkiego była szatynką, starszą ode mnie i wyższą. Ja stałam dalej, jakby za szybą i obserwowałam wszystko co się działo od samego początku.
Dym zaczął wypełniać miejsce, w którym stała dziewczyna, a ja zrozumiałam, że zaczynam znikać. Szatynka zaczęła się rzucać i krzyczeć, rozpaczliwie próbowała uwolnić się od jej zabójcy.
- Lily, nie popełniaj mojego błędu kochanie! - zdołała krzyknąć.
Wtedy znikąd wynurzyły się dwie, czarne dłonie okryte czarnym poszarpanym materiałem i chwyciły ją w talii. Zaczęła wyrywać się jeszcze bardziej i prawie jej się to udało, kiedy dym pomógł tajemniczej postaci. Szatynka dusiła się dymem, a Śmierć, jak właśnie zrozumiałam, odciągała ją coraz dalej.
-Lily...!

Poderwałam się gwałtownie z poduszki i rozejrzałam się po pokoju. Uff, byłam w swoim dormitorium. A raczej czymś, co kiedyś było naszym dormitorium.Wzdrygnęłam się i zauważyłam, że dziewczyny jeszcze śpią. Odgarnęłam włosy z twarzy i dźwignęłam się na nogi. Parę razy machnęłam różdżką i doprowadziłam nasz pokój do względnego porządku i szybko poszłam do łazienki. Leniwie przejrzałam się w lustrze i omal nie padłam na zawał.Wyglądałam jak upiór. Szybko zażyłam tak bardzo potrzebnej mi kąpieli i założyłam mundurek. Dziś poniedziałek... Oficjalnie nie cierpię poniedziałków. Wyszłam z łazienki i w drzwiach wpadłam na ledwo żywą Dorcas. Ta coś do mnie warknęła i z trzaskiem zatrzasnęła drzwi za sobą. Tej to nigdy nie dogodzisz. Wzruszyłam ramionami i zabrałam się za budzenie Ann. Nagle zobaczyłam coś, przez co zaczęłam wrzeszczeć.
-SZCZUR! - pisnęłam budząc Ann, która także zaczęła krzyczeć, po czym wskoczyła na łóżko.
Z łazienki wypadła Dee w samym ręczniku i z mokrymi włosami.
- Co się dzieje?
- SZCZUR! - wrzasnęłam wskazując drżącą ręką kąt pokoju.
Gdy tylko to powiedziałam Dorcas zaczęła drzeć się jeszcze głośniej od nas dwóch razem wziętych i wpadła do łazienki zatrzaskując drzwi z hukiem.
Pytanie tylko, co my mamy teraz zrobić?

Perspektywa James'a

Właśnie myłem zęby, kiedy usłyszałem potworny wrzask.
- SZCZUR! - wrzasnęła jakaś dziewczyna, chyba Lily.
Uśmiechnąłem się pod nosem i przepłukałem gardło po czym spokojnie wyszedłem z łazienki.
- Słyszałeś to? - zapytał się mnie Syriusz szczerząc się od ucha do ucha.
- Trudno było NIE słyszeć - burknął Remus i nakrył poduszką głowę.
Po chwili usłyszałem kolejny okrzyk "SZCZUR!" i serią o wiele głośniejszych wrzasków, a na koniec huk.
- Jak myślisz, to dobry moment, żeby wkroczyć do akcji?
- Lepszego nie będzie.
Razem z Łapą wyszliśmy i ruszyliśmy do dormitorium dziewczyn, wcześniej upewniając się, że schody nie zamienią się w zjeżdżalnię.
Bez pukania weszliśmy do ich pokoju i zobaczyłyśmy dwie dziewczyny stojące na łóżku, które piszczały i kurczowo się przytulały, gorączkowo rozglądając się po podłodze. Zza drzwi łazienki słychać było kolejny pisk.
- Możemy wiedzieć dlaczego piszczycie o szóstej nad ranem? - grał Syriusz.
- Szczur tam był! - wrzasnęła Dorcas ze swojej kryjówki - Zabierzcie go!
Syriusz podszedł do Glizdogona i wziął go na ręce.
- Co zrobiły ci te złe panie biedny zwierzaku?
- Pff, my nic nie zrobiłyśmy - powiedziała Lily schodząc z łóżka gdy zobaczyła, że szczur jest już złapany- To on nas wystraszył - skwitowała prostując mundurek.
- Dee, możesz już wychodzić! Black złapał szczura! - krzyknęła Ann.
Na jej słowa z łazienki wynurzyła się Dorcas w krzywo zapiętym mundurku i z mokrymi włosami.
- Lily, wysuszysz mi włosy - zapytała już spokojnie kompletnie nas ignorując.
- DeDe, złotko, zobacz co ja tutaj mam - zaświergotał Łapa podchodząc do niej i wyciągając przed siebie ręce z Glizdogonem.
Meadows wydała z siebie najgłośniejszy krzyk jaki kiedykolwiek słyszałem.
- To my już pójdziemy, a i Liluś, kochanie, wyglądasz oszałamiająco w tych potarganych włosach i rumieńcach - rzuciłem jej długie spojrzenie i wyciągnąłem Blacka z pokoju.
- Prawda siostro!
Zanim drzwi się za nami zamknęły zdołaliśmy usłyszeć wściekły wrzask Evans.
- Ona cię nienawidzi.
- Nie prawda.
- Ona cię nie cierpi.
- Ona mnie kocha tylko jeszcze o tym nie wie.
- taaa,wmawiaj sobie - wymamrotał Syriusz i opadł na swoje łóżko - To co,urywamy się dzisiaj?
- Jestem za, chcę zobaczyć co robiły w nocy - uniosłem rękę nad głowę.
- Remus? - zapytał Syriusz unosząc brwi.
- Też jestem za, mamy dziś dwie godziny eliksirów - wzdrygnął się.
- No to idziemy. Peter, możesz już się zamienić - powiedziałem i wstałem z łóżka.
Glizdogon zaczął się przemieniać, a Remus podszedł do jednej z szaf i z najwyższej półki ściągnął średniej wielkości, dobrze opakowaną paczkę w której znajdował się nasz najnowszy wynalazek.
Syriusz natomiast dalej leżał rozwalony na swoim łożu.
Gdy Peter był już całkowicie człowiekiem dostrzegłem, że jest dziwnie zarumieniony.
- A ty co taki czerwony? - zapytałem i posłałem mu podejrzliwe spojrzenie.
- Z-zob-baczysz - wyjąkał.
Kiedy każdy był już gotowy, co stało się godzinę później, cała nasza czwórka wyszła z dormitorium. Cicho przekradliśmy się do Pokoju Życzeń, szczególnie uważając na krążącą niedaleko panią Norris. Stanęliśmy przed zwyczajną, kamienną ścianą.
- To może ja - zgłosił się Remus.
My się odsunęliśmy, a on przeszedł trzy razy pod ścianą marszcząc brwi. Po chwili na ścianie uformowały się duże, masywne drzwi. Położyłem na nich lekko dłoń, a one otworzyły się, zupełnie jakby nie były zrobione z ciężkiego drewna, tylko z cieniutkiej dykty.
Wszedłem do pokoju i zbytnio się nie rozglądając podszedłem do średniej wielkości stolika na środku pomieszczenia. Zaraz za mną przybyli moi przyjaciele.
- Teraz... - zaczął Lunatyk, ale przerwałem mu wyrywając paczkę z jego rąk.
- Uważaj - warknął - I nie... - nie zważając na jego słowa szybko rozerwałem papier i ustawiłem na stole dużą, płytką, kamienną misę.
- Mówiłeś coś? - uśmiechnąłem się głupkowato.
- Nie ważne - westchnął i spojrzał na Glizdogona - Podejdź.

Never say never... | JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz