- Krew, wszędzie krew... Obiega cały glob... Harry... Szkatuła, kruki... Szczur zdradził... Podąża za starcem... Harry - powtarzał profesor Iungo, potrząsając mnie za ramiona - Harry... Harry... Lily!...
- Harry! - wrzasnęłam, podnosząc głowę z poduszki.
Dziewczyny stały koło mojego łóżka, najwyraźniej próbując mnie obudzić. Zaczęłam się trząść i płakać.
- To było takie realne - łkałam - To wszystko było takie realne. Boże, Harry.
- Nie to żeby coś, ale kim jest ten Harry? - spytała zdziwiona Ann - to znaczy wiem, że wczoraj profesor powiedział to imię, ale kim on jest?
- Nie wiem - pociągnęłam nosem - Ale się dowiem. I wy mi w tym pomożecie - powoli się uspokajałam - Właściwie to która godzina?
- Jest ósma dwadzie...- Dorcas spojrzała na zegarek na nadgarstku - O cholera, jesteśmy spóźnione! Wstawaj Lilka! Szybko, ubieraj! O Boże, Slughorn nas zabije. Zabije nas jak nic. O mój Boże.
- Dee, spokój - warknęłam - Poza tym mamy usprawiedliwienie.
- Mamy? - spytały zdziwione.
- Nie.
- Lily - jęknęła Ann - Pospiesz się, do choinki!
Parsknęłam śmiechem. Nie wiem, skąd ona bierze te wszystkie śmieszne, ale nadal idiotyczne powiedzonka. Niechętnie wstałam z łóżka, po czym powlekłam się do łazienki. Czułam się jak zombie. Byłam niewyspana, wszystko mnie bolało, a do tego dziewczyny na mnie krzyczały. Były takie bezlitosne. Zamknęłam drzwi na klucz i spojrzałam w lustro. O mało co, nie zeszłam na zawał. Wyglądałam okropnie! Byłam jeszcze bladsza niż zwykle, pod oczami miałam ciemne worki, a na głowie jeden wielki, rudy kołtun, zwany moimi włosami. Szybko zdjęłam piżamę i wskoczyłam do wanny*. Spojrzałam na ramię, za które trzymał mnie wczoraj profesor i, tak jak się spodziewałam, ujrzałam dorodnego fioletowego siniaka. Pięknie. Błyskawicznie się umyłam i myślałam, że teraz tylko krótka, prosta do mety, ale się zawiodłam. Wychodząc z wanny poślizgnęłam się i upadłam, wcześniej łapiąc półkę pełną szklanych flakoników, co było marną próbą zachowania równowagi. Teraz leżałam na podłodze, otoczona szklanymi odłamkami i różnymi rozlanymi płynami i maziami. Dziewczyny najwyraźniej zaniepokoiły się odgłosami dochodzącymi z łazienki, bo zaczęły dobijać się do drzwi i krzyczeć.
- Lily, co tam się stało?! Nic ci nie jest?
- Nie, to tylko kolejny przypadek mający nas utwierdzić w przekonaniu, że jestem największą pokraką chodzącą po tym świecie! - odkrzyknęłam im, delikatnie się podnosząc.
Musiałam uważać, żeby przypadkiem nie wdepnąć w szkło. Z doświadczenia wiem, że nie jest to przyjemne uczucie. Nie wiedząc, co robić spojrzałam na kupkę moich ubrań, leżących na stołku w rogu. Na wierzchu leżała moja różdżka. Ha, przezorny zawsze ubezpieczony! I niech teraz dziewczyny ośmielą się ze mnie żartować, że wszędzie zabieram różdżkę! Prostym ruchem nadgarstka naprawiłam szkody, po czym szybko się ubrałam. Spojrzałam na lustro i mina mi zrzedła. Czas 'naprawić' moją twarz po tej cudownej nocy. Ogólnie rzadko używam jakichkolwiek kosmetyków oprócz kremu nawilżającego, tuszu do rzęs i błyszczyku, bo po prostu tego nie lubiłam. Dziś jednak nie miałam wyboru. Posmarowałam twarz kremem, po czym zabrałam się za nakładanie korektora pod oczy. Moja cera zazwyczaj mi się podoba, jest tylko strasznie sucha, ale czasami mam takie dni, że nic mi nie pasuje. Na szczęście dziś było zwyczajnie. Skończyłam z korektorem i musnęłam skórę pudrem matującym, co miało zapewnić utrwalenie i, jak nazwa wskazuje, matowanie. Następnie przeciągnęłam tuszem po rzęsach. Ugh, nie cierpię ich. Są strasznie jasne, przez co prawie wcale ich nie widać, w dodatku są cienkie, przez co codziennie muszę używać tuszu, żeby wyglądać jak człowiek. Na koniec na usta nałożyłam cienką warstwę truskawkowego błyszczyku. Okej, makijaż gotowy. Teraz czas na włosy. Z nimi nie będzie problemów. Co jak co, ale włosy miałam genialne. Przeczesałam je szczotką, spryskałam odrobiną odżywki i założyłam opaskę. Uff, nareszcie jestem gotowa. W dobrym nastroju wyszłam z łazienki, gasząc światło. Tuż za drzwiami w ręce została mi wciśnięta moja torba z książkami, po czym od razu zostałam wyprowadzona z dormitorium.
CZYTASZ
Never say never... | Jily
FanficZwykła historia. Ale czy na pewno? Jest sobie ruda, często zdenerwowana, pyskata Lily, wraz z nierozłącznymi przyjaciółkami; Dorcas, pięknością, zmieniającą chłopaków jak rękawiczki i Ann, szaloną, optymistycznie nastawioną do życia dziewczyną. Są t...