2. Wielka wojna, czyli kłótnie z Petunią

1.1K 101 6
                                    

Gwałtownie poderwałam się z łóżka, o mało z niego nie spadając. Chwila... Co, do gaci Merlina, moja siostra robi w Hogwarcie? Ja się pytam CO? Przecież ona... Aaaaa. Wszystko mi się przypomniało. Wczoraj wróciłam do domu na Święta. Ale to nie wyjaśnia tego, co Petunia robi w mojej sypialni i dlaczego grzebie w moim kufrze, przeglądając moje księgi i oglądając moje rzeczy.

- Może ci pomóc? - spytałam, a ona poderwała się jak oparzona.

Jej twarz przypominała buraka. Nerwowo poprawiła włosy, opadające na jej twarz, ale nie spieszyła się do odpowiedzi na moje pytanie.

- Nie, serio, czego szukasz?

- N-niczego.

Moja siostra się jąka?! Boże, kim ona jest i co zrobiła z Petunią?! Nie to, żebym jakoś specjalnie tęskniła. Szczerze mówiąc, to brakowało mi mojej siostry. Nie raz próbowałam nawiązać z nią normalną konwersację, ale ona przecież nigdy... Ughh, dosyć.

- To co tu robisz?

- Mama kazała cię obudzić - oho, czuję że powraca do siebie - dziwolągu - dodała po chwili zastanowienia.

Tak, to na pewno prawdziwa Petunia. Teraz to mnie naprawdę zdenerwowała.

- Dziękuję ci, moja kochana siostrzyczko, za przekazanie mi tych cennych informacji. Wykonałaś już swoje zadanie, więc powiem ci teraz jedno słowo - zaczęłam przesłodzonym tonem - Wynocha!

Ahh, ja i moje dobre wychowanie. Ale przecież to nie moja wina; to ona mnie zdenerwowała. Prychnęła i wyszła obrażona. Nie rozumiem jak można być tak uprzedzonym. No cóż, nigdy nie zrozumiem jej małego móżdżka. Dawno już straciłam nadzieję, na to, że będzie jak za czasów dzieciństwa. Wstałam z łóżka i założyłam na siebie jakieś legginsy, białą bokserkę i bluzę, należącą do któregoś z Huncwotów, z resztą długa historia. Włosy związałam w niechlujnego koka i zeszłam na dół. Nasza rodzina nigdy nie była biedna, ale nie była też jakoś bardzo bogata, tak więc mieszkaliśmy w przytulnym, jednorodzinnym domku na przedmieściach Londynu. Weszłam do kuchni i ujrzałam krzątającą się mamę. Na zegarku była godzina 9.00.

- Co się stało, że budzicie mnie tak wcześnie. Nie to żeby coś, ale przyjemnie byłoby odespać codzienne budzenie się o 6.00.

- Wcześnie? Wcześnie?! Dziecko, w tym roku zjeżdża się do nas cała rodzina, plus Dursley'owie, których zaprosiła Petunia! A zostały nam tylko cztery dni! Trzeba posprzątać dom, ugotować...

- Mamo! MAMO! Spokojnie. Najpierw powiedz kogo znów zaprosiła Petunia, a potem może pójdę na zakupy albo posprzątam.

- Oh, Vernon Dursley, chłopak Petunii wraz z jego rodziną, tj. rodzice i siostra. Są strasznie bogaci, przez co jeszcze bardziej się denerwuję. Boję się, że uznają nas za jakiś plebs. Chwila, a Petunia ci nie mówiła?

- Nie - powiedziałam zdziwiona.

Petunia? Ta Petunia?! MA CHŁOPAKA?! Jestę w szoku. No, ale każdy ma prawo do szczęścia i miłości, tylko najpierw trzeba ją znaleźć. No właśnie...

- A właściwie gdzie jest Petunia?

- Chyba sprząta na strychu.

- To ja w takim razie pójdę na zakupy - oznajmiłam, po czym skierowałam się do holu.

Tam założyłam kozaki, płaszczyk, szalik, rękawiczki i nauszniki. Nie noszę czapek, bo czapki to czyste ZŁO! Psują fryzurę i ogólnie ich nie lubię. Do sklepu szłam, nie zwracając na nic uwagi. Moje myśli krążyły wokół świąt, oraz tajemniczego chłopaka Petunii. Hmm.. Przyjeżdża cała rodzina... Czyli że ciocia Mary, wujek Paul, Jack i Eliza też przylatują z Australii? Ciekawe. Odnotowałam sobie w pamięci, że muszę o to zapytać mamę po powrocie. Kupiłam wszystko z listy, którą wręczyła mi moja rodzicielka przed wyjściem, a było trochę tego. Nie wiem jak ja to wszystko doniosę do domu. Wzięłam cztery wielki reklamówki i ledwo utrzymując je w dłoniach, ruszyłam w stronę, z której przyszłam.

Never say never... | JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz