Childe nie mógł spać, wciąż miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Właściwie to uczucie trzymało go od momentu opuszczenia baru. Reszta dnia wyglądała normalnie, wieczorem spotkał się z Zhonglim, wrócił do akademika, a nawet otworzył książkę z chęcią zabrania się do nauki. Nie towarzyszyło mu nic nadzwyczajnego, poza dziwnym przeczuciem. Z płytkiego snu wybudził go dźwięk kroków na korytarzu. Podniósł się powoli, od razu sięgając pod poduszkę, gdzie trzymał błękitny, szklany przedmiot. Długo przesuwał dłonią po prześcieradle, jednak ku swojemu zaskoczeniu, niczego nie znalazł.
– Scara..? – Wyszeptał, patrząc w stronę przyjaciela śpiącego po drugiej stronie pokoju. – Stary, obudź się!
Scaramouche nie zareagował, jedynie przewrócił się na drugi bok. Tartaglia przetarł dłońmi twarz, która już zaczęła robić się wilgotna, działo się tak za każdym razem gdy choć na chwilę oddalił się od swojego symbolu wizji. Zmarszczył brwi, dostrzegając błękitne, migoczące światło na korytarzu. Wstał powoli z łóżka, nie chcąc robić hałasu, zarzucił bluzę na ramiona, wsunął buty i wyszedł z pokoju. Małe światełko migotało teraz na schodach prowadzących do wyjścia. Chłopak wahał się chwilę ale poszedł za nim, przyspieszył, niemal zbiegając po schodach, gdy światełko przeniosło się niżej. Stanął przed sporymi drzwiami prowadzącymi na zewnątrz, zerknął w stronę stróża nocnego który aktualnie ucinał sobie drzemkę i schylił się po szklany symbol, który teraz jak gdyby nigdy nic, leżał na jasnej posadzce.
– Hm, nie powinieneś ot tak sobie ode mnie uciekać. Wiesz, jak to się może skończyć? Już jestem prawie cały mokry. – Obejrzał szkło szukając zadrapań lub pęknięć, zmartwił się nieco, gdy po kontakcie z jego dłonią symbol nie zaświecił się, jak miał w zwyczaju. Światło zgasło w momencie, w którym go podniósł. Rozejrzał się dookoła słysząc szmery i zamarł w bezruchu, dostrzegając parę czerwonych oczu, patrzących na niego z ciemności.
– Miło cię znów widzieć, pachołku Tsaritsy.
– A ty to..? Wiesz, kultura wymaga, aby najpierw się przedstawić. Ja mam na imię Tartaglia, ale ty...
– Zamilcz, dobrze wiem kim jesteś, Ajax. Uciekinierem, kimś kogo w ogóle nie powinno tu być. Ten mały bard wypuścił cię przypadkiem, ale ten właśnie przypadek sprawił, że znów się obudziłem, głodny strachu i mocy, jaką posiadasz. Tym razem jednak dopilnuję, by pozbyć się każdego, kto w jakiś sposób byłby w stanie zakłócić mój spokój.
– Słuchaj stary, moglibyśmy to przełożyć? Rano mam test z matematyki i chciałem jednak się wyspać.
– Na pierwszy ogień pójdziesz ty. – Childe zacisnął mocniej dłoń na symbolu, kiedy w pomieszczeniu uniosła się ciemna, ciężka mgła. – Zaraz po tobie, do grobu w końcu poślę Moraxa, głupca, który przez setki lat przetrzymywał symbol, jako jedyną pamiątkę po swoim zmarłym ukochanym. Nie zdaje sobie sprawy, że tym niewinnym gestem, sprowadził na ciebie ponowną śmierć. Na koniec zostanie ten nędzny, mały Yaksha.
– Xiao? Haha, chyba nie zdajesz sobie sprawy, kogo wyzywasz na pojedynek.
– Alatus jest słaby, zawsze był. Jednak tym razem Barbatos mu nie pomoże.
– Słuchaj, na prawdę świetne masz plany, jednakże wolałbym jeszcze trochę z tym poczekać. – Tartaglia poczuł nieprzyjemny dreszcz przechodzący po całym jego ciele, starał się odganiać cieniste kończyny, które powoli zaczęły otaczać jego ciało. Potrząsnął w dłoni symbolem wizji, jednak niczego to nie zmieniło. Wyglądał, jakby zupełnie stracił moc. – Cholera, no działaj... – Uniknął kolejnego ciosu i rzucił się do biegu w stronę wyjścia, które stało się teraz jedyną drogą ucieczki. – Xiao! – Krzyknął i wybiegł na zewnątrz, potykając się o drewniany próg. – Idioto, mówiłeś że będziesz przy mnie kiedy będę cię potrzebować! – Biegł pustą, ciemną ulicą, miał wrażenie że światło lamp znajdujących się przy drodze pociemniało, całe miasto zasnuła ciemna, gęsta mgła. Odwrócił na moment głowę, czego niemal od razu pożałował, duch wciąż go gonił, wydając z siebie przerażające dźwięki, a czerwone oczy świeciły w ciemności mocniej niż wcześniej. Skręcił w jedną z mniejszych uliczek z nadzieją na zgubienie potwora i upadł na betonowy chodnik za śmietnikiem, gdy ktoś złapał go za rękę i pociągnął w dół. – Xia... – Mała dłoń zasłoniła jego usta gdy znów chciał krzyknąć, zamarł w bezruchu gdy duch przebiegł obok, nie dostrzegając jego postaci, ukrytej w cieniu. Duch zatrzymał się na rozwidleniu na kilka sekund i zniknął za jednym z budynków.
CZYTASZ
The Past is Our Future - Zhongli x Childe | Xiao x Venti || Genshin Impact
FanfictionWszyscy znają powiedzenie, że historia lubi się powtarzać. Będąc nieśmiertelnym, można obserwować jak zatacza pełne koło, a wydarzenia i osoby, o których zapomniało się setki lat temu, powracają w odmętach szarej codzienności. Zhongli po latach będz...