#11 Samobójczyni z Biblią

263 31 9
                                    

Mary A. Anderson to pseudonim kobiety, która 9 października 1996 roku, popełniła samobójstwo w pokoju hotelowym w Seattle, w stanie Waszyngton. Mimo upływu 24 lat i śledztwa prowadzonego w tej sprawie, nie udało się ustalić jej prawdziwej tożsamości.

Widmo

Kobieta prześlizgnęła się niemal niezauważona. Zadzwoniła mniej więcej godzinę wcześniej, żeby zarezerwować pokój w hotelu Vintage Park. Wyszła z taksówki, wzięła swoje dwie torby i weszła do holu hotelowego. W recepcji podpisała się "Mary Anderson". Nawet się nie zawahała. Podała również swój numer telefonu w Nowym Jorku (212-569-5549) i adres (132 East Third Street, Nowy Jork, NY 11103). Na jej bagażu nie było żadnych metek.

Recepcjonista nie zauważył niczego niezwykłego. Kobieta była zadbana, miała perłowy manicure i niosła drogą oliwkowozieloną torebkę z plecionej skóry. Zapłaciła około 350 dolarów gotówką za dwie noce w eleganckim pokoju na końcu długiego korytarza wyłożonego drogą wykładziną.

Pokój 214

To były ostanie chwile życia pani Anderson. Nikt nie wie dokładnie, co stało się później. Czy była pochłonięta ostatnimi szczegółami wymazywania swojej tożsamości? Tak, w krótce się okaże, Mary Anderson nie było jej prawdziwą tożsamością.

Przez dwa dni pobytu w hotelu, kobieta nie opuszczała pokoju, nie wykonywała żadnych telefonów, nie korzystała z usług obsługi hotelu. Zamiast tego, na klamce umieściła zawieszkę "Nie przeszkadzać".

Notatka

Po wejściu do pokoju 214 pracownicy hotelu znaleźli kobietę leżącą na łóżku, ubraną na czarno, z pomalowanymi ustami, starannie zaczesanymi włosami. Kobieta nie żyła, a na jej piersiach spoczywała otwarta Biblia z czarną okładką. Kobieta zostawiła również odręczną notatkę sporządzoną papeterii hotelowej. Notatka leżała pod butelką z Metamucilem i brzmiała:

"Zdecydowałam się zakończyć swoje życie i nikt nie jest odpowiedzialny za moją śmierć.

Mary Anderson.

PS Nie mam krewnych. Możecie użyć mojego ciała, jak chcecie."

Psalm

Biblia spoczywająca na jej piersi otwarta była na Psalmie 23, gdzie możemy przeczytać:

"PSALM 23 Bóg pasterzem i gospodarzem

1. Psalm. Dawidowy. Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego. 2. Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć: 3. orzeźwia moją duszę. Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach przez wzgląd na swoje imię. 4. Chociażbym chodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza. 5. Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników; namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity. 6. Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną przez wszystkie dni mego życia i zamieszkam w domu Pańskim po najdłuższe czasy."

Walizka

Kiedy na miejsce przyjechała policja, odkryli, że pokój jest "schludny i uporządkowany". W szafie wisiało kilka ubrań z elastycznego weluru w odcieniach szmaragdowej zieleni, fuksji, granatu i czerni. Wisiała tam również niebieska kurtka firmy Himalaya Outfitters i czarne skórzane rękawiczki od Nordstrom. Jej torebka zawierała 36,78 dolarów w gotówce, ale bez jakiegokolwiek dokumentu tożsamości. Brak kluczy. Żadnych kart kredytowych. Znaleziono kapcie. Rozmiar 10. Wśród jej rzeczy znaleziono również kosmetyki Estée Lauder, pastę do zębów, perfumy, Metamucil, napój Crystal Light, rajstopy, miskę kuchenną i żelazko - a wszystko to było zapakowane w walizce.

Cyjanek

Sekcja zwłok wykazała, że kobieta popełniła samobójstwo przez zażycie mieszanki Metamucilu i cyjanku. Kobieta miała założoną wkładkę wewnątrzmaciczną, posiadała również blizny na piersiach wskazujące na przebytą operację biustu. Wiek kobiety oszacowano na ok. 33-45 lat. Miała krótkie rudo-brązowe włosy, brązowe oczy, starannie wyskubane brwi, wypielęgnowane paznokcie, kolor kremowy, mocny makijaż.

Według oficjalnych doniesień, w pokoju nie odnotowano żadnych śladów walki, w związku z czym, wszyscy założyli, że to rutynowy przypadek samobójstwa. Śledczy posiadali jednak jej nazwisko, numer telefonu kontaktowego i adres z rejestru hotelowego.

Zagadka

Nie zdawali sobie sprawy z tego: wszystko, co myśleli, że wiedzieli o Mary Anderson, było fikcją. Jej imię - alias, prawdopodobnie wymyślony na miejscu. Adres w Nowym Jorku, który podała hotelowi - nie istnieje. Kontakt telefoniczny - jak można się spodziewać - również był fałszywy.

Detektywi bezskutecznie próbowali zidentyfikować ją na podstawie odcisków palców, a także poprzez zgłoszenia zaginięcia złożone w USA, Kanadzie i Interpolu. Bez skutku. Nie byli również w stanie wyśledzić pochodzenia cyjanku, którego użyła, aby zakończyć swoje życie. Lekarz sądowy stwierdził, że kobieta "celowo zatarła" wszelkie ślady umożliwiające identyfikację.

Mary Anderson okazała się być widmem, zagadką, szyfrem.

Zimna sprawa

24 lata później teczka Anderson jest najzimniejszą z zimnych spraw - taką, w której szanse na rozwiązanie są bardzo niskie. Kobieta nie miała w sobie wystarczająco seksapilu, aby trafić na okładki tabloidów. Nie wzbudza publicznego gniewu ani przerażenia, jak np. morderstwo. Niektórzy się zastanawiają, po co się tym przejmować? Prosiła o śmierć. Dostała ją. Na jej warunkach. Sprawa zamknięta.

A jednak… śmierć tej kobiety rodzi pytania: Jak można dożyć średniego wieku bez posiadania jakichkolwiek więzi ze światem? A co z pralnią, gdzie oddawała do czyszczenia ubrania? A pani sprzedająca jej kosmetyki? Gdzieś, ktoś musiał zauważyć, że już nie przychodzi. Przepychanie się przez życie, nie dotykając nikogo… wydaje się niemożliwe.

Kobieta zostawiła wiele wskazówek, wszystkie fałszywe. Kim ona jest? Dlaczego nikt jej nie szuka? Nawet jeśli nie miała rodziny, musiał w jej życiu istnieć ktoś, ktokolwiek…?

Nierozwiązane sprawy kryminalne ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz