Rozdział 2

2.9K 128 27
                                    

Chloe

Wstając rano sądziłam, że nie zwolni mnie przecież za coś takiego, ale kiedy teraz zmierzam korytarzem do biura mojego gburowatego szefa jestem w stanie nawet przeprosić za swoje zachowanie, aby tylko zatrzymać tę pracę. Długo myślałam nad wczorajszą sytuacją i z jednej strony nic się nie stało, ale z drugiej po słowach Susan chyba faktycznie można spodziewać się po tym człowieku różnych rzeczy. Mimo wszystko jestem dobrej myśli, inaczej to byłoby najgłupsze, najszybsze i najbardziej bezpodstawne zwolnienie w historii.

Kiedy mam zamiar zapukać, drzwi otwierają się i staje w nich mój szef. Jego widok lekko przyprawia mnie o zawał. Czarne spodnie i tego samego koloru koszula, z rozpiętymi dwoma guzikami przy szyi i podwiniętymi rękawami do łokcia sprawia, że robi mi się gorąco. Bez krawata i marynarki wygląda zupełnie inaczej, ale tak samo seksownie... może nawet bardziej. Nie mogę oderwać oczu od jego ciała, mimo że nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, jeśli chodzi o charakter, to nie mogę zaprzeczać, że ten mężczyzna mnie nie pociąga fizycznie. Niebiosa, pociąga, i to tak cholernie mocno, że momentami przestaję racjonalnie myśleć.

– Dzień dobry, Chloe – mówi, wpuszczając mnie do gabinetu.

– Dzień dobry Panu – wczoraj się nie spoufala, a dzisiaj na wejściu wali do mnie na „ty", szybka zmiana zdania. – Sądziłam, że nie nawiązuje Pan bliższych relacji z pracownikami. Przynajmniej tak to zrozumiałam wczorajszego wieczoru – mówię to z przekąsem, aby zrozumiał aluzje.

Zamiast udawać skruchę, połechtać jego ego, żeby mnie nie wyrzucał to ja bawię się w jakąś słowną przepychankę z własnym szefem. Nigdy się nie nauczę, żeby utemperować swój pyskaty charakter i w końcu doigram się, a wtedy będzie za późno.

– Cóż, Chloe, przywitałem się używając Twojego imienia, to co innego, niż zaproszenie na kolacje – mówi to i pierwszy raz widzę, jak się uśmiecha.

– Skąd pomysł, że zgodziłabym się gdziekolwiek z Panem pójść? – widząc jego minę trafiłam w samo sedno.

Szef wszystkich szefów, usłyszał, że jakaś kobieta jest skłonna mu odmówić. Aż tak jest w sobie zadufany? Myśli, że każda kobieta na ziemi mu ulegnie? To prawda, jest diabelnie przystojny i gdyby nie ten paskudny charakter, który zdążyłam poznać w tak krótkim czasie, może sama bym się na niego skusiła. Ale teraz? Teraz mam zamiar pokazać mu, że nie ze mną te numery, uważając, tylko żeby mnie nie zwolnił.

– Do sedna. Mogę wiedzieć w jakiej sprawie mnie Pan wezwał?

Wygląda, jakby trochę go zatkało, podchodzi do swojego biurka, a mi wskazuję fotel abym usiadła. Siadamy prawie równocześnie, Marco Galante opiera łokieć o swój fotel, gładząc jednoczenie kilkudniowy zarost i bacznie mi się przygląda, jakby walczył z myślami „zwolnić ją, czy zostawić", a ja patrzę mu prosto w oczy, pokazując, że niełatwo mnie złamać. Zabawne, kiedy tu szłam byłam skłonna nawet go przeprosić, a teraz? Teraz wolałabym, żeby piekło mnie pochłonęło, niż miałabym to zrobić. Cel pracy? Dawać z siebie sto jeden procent i nie dać się stłamsić przez Maco.

Trwamy w milczeniu przez kilka chwil, po czym mężczyzna przerywa cisze.

– Chciałbym, żebyś wraz ze swoim zespołem zaczęła pracę nad naszą najnowszą inwestycją. Oczekuję cotygodniowe raporty z postępami prac, wszelkie pomysły mają być konsultowane ze mną. Będziesz odpowiedzialna za cały projekt, więc jeśli będzie coś nie tak, ty za to opowiesz Chloe.

– To nie chce mnie Pan zwolnić? – pytam i od razu poprawiam sytuacje z nadzieją, że może jakimś cudem to zdanie nie doleciało do jego uszu. – To znaczy oczywiście, rozumiem, mam już pewne szkice, które mogę zaraz przynieść.

OszukanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz