Marco
Nie mogę uwierzyć, że to ona, że w końcu udało mi się ją odnaleźć. Szukanie jej było najtrudniejszą rzeczą z jaką, przyszło mi się zmierzyć w całym moim życiu. Przez cztery miesiące nie myślałem o niczym innym jak o mojej Chloe, a teraz stoi przede mną celując z broni. Widzę, jak próbuje być twarda, chowając strach, który mimo wszystko dostrzegam. Jej lekko drżące ręce są tego idealnym dowodem. Nie mogę oderwać od niej wzroku, mam wrażenie, że gdy tylko zamknę oczy, ona zniknie i już nigdy jej nie ujrzę. Przyglądam się uważnie kobiecie stojącej nieopodal i nie mogę uwierzyć, jak bardzo się zmieniła. Przez grube ubranie widzę jak bardzo schudła. Światło padające na jej idealna twarz podkreślają podkrążone, sine oczy jakby od dawna nie przespała spokojnie całej nocy. Patrząc prosto w jej czarne oczy, dostrzegam coś, co łamie mi serce. Są przepełnione tak ogromnym bólem, że niemal go czuję. Strach, bezsilność i tęsknota wylewają się z jej twarzy, tworząc rozpaczliwy widok, przez co w mojej głowie, pojawia się tysiące myśli jak zemścić się na dupku, który wyrządził jej tyle krzywdy.
Podchodzę krok bliżej, jednocześnie podnosząc ręce do góry, by pokazać, że nie stanowię dla niej zagrożenia. Robię kolejny powolny krok i dopiero kiedy światło latarni pada na moją twarz, widzę jaki szok dopada Chloe. Zatrzymuje się, by widziała mnie całego, jednocześnie dając jej chwilę, by oswoiła się z sytuacją. Nadal trzyma pistolet, celując wprost w moją klatkę piersiową, ale wydaję się jakby kompletnie o tym zapomniała. Chwile zajmuje, zanim dociera do niej, co tak naprawdę się dzieje, lecz szok nie mija.
– Chloe – mówię, najdelikatniej jak potrafię. – Skarbie, to ja.
Czekam na odpowiedź, która niestety nie następuje. Chloe stoi nieruchomo, kurczowo trzymając broń. Czyżby znienawidziła mnie tak bardzo? Niezważająca na nic szybko podchodzę do kobiety, która nie wykonuje choćby najmniejszego ruchu, jakby od zbyt silnego szoku jej ciało zostało sparaliżowane. Delikatnie wyjmuje pistolet z jej chudych dłoni i wkładam za pasek spodni. Od razu przyciągam do siebie dziewczynę i obejmuje z taką intensywnością, jakby mogła zaraz zniknąć. Czuje, jak jej ciało drży w moich ramionach, nie będąc pewnym, czy jest to spowodowane strachem, czy panującą temperaturą.
– Myślałem, że już nigdy cię nie odnajdę – wyznaje, wsuwając nos w wystające spod czapki włosy.
Ich zapach, to, że w końcu trzymam ją w ramionach, powoduje, że szczęście ponownie wdziera się w moje życie. Chloe nieznacznie odsuwa się ode mnie, kładzie dłonie na moim torsie i lustruje moją twarz, jakby chciała się upewnić, że umysł nie robi jej okrutnego psikusa.
– Powiedział, że nie żyjesz – kiedy wypowiada to zdanie, z jej oczu wydobywają się ogromne łzy. – Mówili w wiadomościach, że ty, Rosa i Romero... – jej głos się łamie, przez co nie jest w stanie dokończyć wypowiedzi.
Ból i łzy, które widzę na jej twarzy, wywołują wściekłość na ludzi, którzy nam to zrobili. Na wszystkich, którzy przyczyni się do tego, że moja Chloe była w niebezpieczeństwie z dala ode mnie. Na sukinsyna, który za wszystko zapłaci.
– Csi maleńka – mocno ją obejmuje, całując w głowę. – Już nigdy nie pozwolę by stała ci się krzywda. Tak bardzo cię przepraszam kochanie.
Nie odpowiada, nie musi, wiem, że obwinia również mnie za to, co się stało i jest to całkiem słuszne. Jestem w pewien sposób winny temu, co się stało, gdyby nie moje kłamstwa być może do niczego by nie doszło i Chloe nie wycierpiałaby tak wiele. Każdego dnia obwiniałem się i wątpię, by to uczucie kiedyś zniknęło. Czuje je w każdej sekundzie, jakby na dobre wypaliło we mnie swoje piętno.
Stoimy wtuleni w siebie długi czas, nie mam w sobie na tyle dużo silnej woli, by wypuścić ją z ramion, lecz czuję, jak Chloe jest już zmarznięta. Chwytam jej zimne policzki w dłonie i patrzę w podpuchnięte od płaczu lśniące oczy.
CZYTASZ
Oszukana
RomanceDwudziestosiedmioletnia Chloe Sherman intensywnie szuka pracy. Nieoczekiwanie dostaję posadę głównego architekta w największej firmie znajdującej się w Seattle. Jest jeden problem. Nieziemsko przystojny szef. Marco Galante to szanowany, wpływowy mil...