Rozdział 6

2.4K 74 3
                                    

Marco

Od złapania Jahira minęły trzy miesiące, a Kolumbijczycy nie podjęli najmniejszych starań, żeby pomścić swojego człowieka. Cieszy mnie to, ale wiem, że jest to tylko cisza przed pieprzoną burzą. Nawet jeśli nie będą chcieli zemsty za Jahira, to znajdą inny powód, żeby rozpocząć z nami prawdziwą wojnę. Dzięki Romero, któremu udało się znaleźć wtykę w zespole Javiera, dowiedziałem się, że obecny szef Kolumbijczyków to istny szaleniec. Zabija bez większej przyczyny, gwałci zbyt młode dziewczyny, na dodatek zaczął handlować żywym towarem. Cholernie nie podoba mi się to, co robi, tym bardziej że robi to zbyt blisko mojego terenu. Jego ludzie nie boją się go, dlatego że jest groźny, a, dlatego że nie wiedzą, co zaraz wpadnie do jego szalonej głowy. Nie wiem, kto zabił Carlosa, ale zdecydowanie nie zrobił mi tym przysługi, ponieważ teraz muszę zmierzyć się z jego bratem.

Jedynym pocieszeniem w tej popieprzonej sytuacji jest moja Chloe, niewinna i nadal niczego nieświadoma. Przez ostatnie miesiące zbliżyłem się do niej tak, jak nigdy nie zrobiłem tego w stronę żadnej kobiety. Ta dziewczyna owładnęła moje ciało, duszę i nawet serce, które do tej pory było skute grubą warstwą lodu. Nigdy nie dążyłem do takiego momentu, natomiast teraz czuję, że z nią jedyną mógłbym stworzyć prawdziwą rodzinę, ale to oznaczałoby, że Chloe musiałaby się o wszystkim dowiedzieć. Sam nie wiem, jak teraz zareagowałaby na to wszystko, jak zareagowałaby na mnie, wiedząc, ile krwi przelałem.

Parkuję auto przed magazynem, w którym ostatnio zginął jeden z Kolumbijczyków, niespiesznie wysiadam i kiwam na przywitanie głową swoim ludziom, którzy trzymają warte. Nigdy nie zawiedli mojego zaufania, nigdy nie musiałem zabić swojego człowieka z powodu nielojalności, czy zdrady, ale nigdy nie przestawałem być czujny. Prędzej czy później znajdzie się ktoś, komu przestaną podobać się moje rządy i będzie chciał mi wbić nóż w plecy. Dlatego zawsze mam w sobie odrobinę nieufności, mimo że tego nie okazuje.

Kiedy docieram do miejsca, w którym czeka na mnie Romero, widząc jego minę wiem, że coś jest nie tak. Mój najbardziej zaufany człowiek może jest żartownisiem i jest zbyt porywczy, ale jeśli chodzi o interesy nie nawala i dlatego jego wyraz twarzy sprawia, że zaczynam się denerwować.

– Co się stało? – pytam na wstępie.

– Ludzie Javiera przejęli nasz towar, zabili dwóch naszych i ranili trzech. Nasz lekarz się nimi zajmuje.

Widzę, że Romero jest tak samo wkurzony co ja, może nawet bardziej, ponieważ na jego barki powierzyłem dostawy. Ale to ja kazałem wysłać tylko pięciu ludzi, może poczułem się zbyt pewnie przez spokój, który oferowali mi do tej pory Kolumbijczycy, a może sądziłem, że moi ludzie są niezniszczalni.

– Będą żyć? – pytam od razu.

– Tak, każdy dostał po kulce, ale wszystko jest pod kontrolą. Doktorek ich zszywa – odpowiada.

– Co tam się do chuja stało? Skąd wiedzieli o dostawie? – pytam uniesionym głosem.

– Zaatakowali ich, bronili się, ale Kolumbijczycy zaczęli strzelać z każdej strony, nie wiem, jak udało się przeżyć tej trójce, ale mieli sporo szczęścia.

– Zbyt wiele szczęścia, dziwne, że ich nie odstrzelili. W ten sposób osłabiliby nasz oddział, a oni tak po prostu ich puścili? – mówię do Romero, który pewnie myśli to samo co. – Sprawdź ich, tylko tak żeby niczego nie podejrzewali.

– Nie sądziłem, że zrobią coś takiego, myślałem, że nie mają jaj.

– Ja też nie, szczerze miałem nadzieję, że sobie odpuścili i po prostu się ich z czasem pozbędziemy. – mówię, rozglądając się, czy nie ma nikogo kto mógłby usłyszeć naszą rozmowę.

OszukanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz