Chloe
Zostaję sama, w pomieszczeniu którego nie można nazwać pokojem. Znajduję się tu jedynie brudny materac, w kątach na zawilgoconych ścianach widać rozciągającą się pajęczynę, za to na drugiej stare ślady po zaschniętej krwi. Może gdybym nie była załamana faktem, że mój ukochany nie żyje zrobiłoby to na mnie jakieś wrażenie. Lecz teraz jestem pusta w środku, czuje jedynie ból, który rozrywa moją pierś i z całą świadomością stwierdzam, że wolałabym ból fizyczny.
Siadam na materacu i osuwam się zwijając w kłębek. Moja powieka nie spuchła, tak jakbym się tego spodziewała, dzięki czemu wyraźnie widzę, natomiast z wargi nadal sączy się delikatnie krew przez co cały czas czuję metaliczny smak w ustach. Jakiś czas po tym, jak Javier wyszedł, od razu zgasło światło, od tamtej pory wpatruję się w otaczającą mnie czarną przestrzeń. Nie ma żadnego okna, dzięki któremu mogłabym stwierdzić, chociaż, czy jest dzień, czy noc. Została mi tylko ciemność.
***
Budzi mnie szczęk otwieranego zamka, momentalnie podnoszę się na nogi. Do pomieszczenia wchodzi dwumetrowy mężczyzna, którego imienia nie znam i stawia na ziemi kubek oraz coś, co przypomina bułkę. Patrzy na mnie, lecz nie potrafię odczytać jego emocji, wygląda, jakby jego twarz znała tylko minę zobojętnienia. Ostatni raz za mnie zerka i wychodzi, dzięki czemu mogę wypuścić wstrzymywane powietrzę. Podchodzę do miejsca, gdzie zostawił tackę, ostrożnie sięgam po kubek, wąchając zawartość, jakbym mogła wyczuć coś zakazanego. Ku mojemu zdziwieniu wydaję się, że jest to zwykła woda. Moje pragnienie jest na tyle silne, że postanawiam zaryzykować i wypić zawartość. Mimo ściśniętego gardła, spoglądam na bułkę, lecz pleśń, która się na niej znajduje skutecznie powstrzymuje mnie od zjedzenia.
Siadam z powrotem na materac przesiąknięty potem i czymś, czego nie jestem w stanie zidentyfikować. Nie wiem, która jest godzina, ale sądząc po świeżym ubraniu mężczyzny może być już kolejny dzień. Mój mózg zaczyna pracować na najwyższych obrotach. Zaczynam zastanawiać się o co w tym wszystkim chodzi i po co jestem im potrzebna, skoro Marco...
Nie jestem w stanie dokończyć, zbyt wiele mnie to kosztuje, a w tej chwili muszę być silna by wyjść z tego cało.
Woda, którą dostałam zostawia po sobie okropny smak w ustach, ale ugasza moje pragnienie. W pomieszczeniu ponownie zapada ciemność. Oplatam swoje nogi rękoma, starając się rozgrzać ciało, ponieważ temperatura jest dość niska, a ja nie mam na sobie nic oprócz sukni. Nie wiem, ile czasu mija, od kiedy ten wyrośnięty mężczyzna do mnie przyszedł, lecz mam wrażenie, jakby trwało to wieki. Moje powieki stają się ciężki i nie wiem, czy jest to kwestia zmęczenia, czy po raz kolejny zostałam czymś odurzona. Daję za wygraną i daję się porwać w ramiona Morfeusza, który przynosi ze sobą okropne wizję.
Budzę się niemal z krzykiem, nadal mając przed oczami Marco w kałuży krwi. Jego twarz pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu i oczy, w których nie widziałam iskry. Czuję jak moje ciało zaczyna drżeć, kiedy przypomina mi się co powiedział Javier.
Mimo ciemności, jaka panuję, mam wrażenie, że nie jestem sama. Cichy głosik w mojej głowie podpowiada mi bym zachowała ostrożność. Staram się wyostrzyć wzrok i dostrzec coś, co potwierdziłoby moje przypuszczenie, ale grobowa ciemność mi to uniemożliwia. Siadam, zachowując przy tym szczególną ostrożność i czekam na nadchodzące wydarzenia. Mijają długie minuty, aż w końcu światło zapala się, oślepiając mnie i muszę dać sobie chwilę, by moje oczy przywykły. Kiedy w końcu udaję mi się zobaczyć otoczenie, pierwsze co widzę to siedzącego Javiera na krześle, którego wcześniej tu nie było. Patrzy na mnie, nie przerywając ciszy, jaka panuje, a ja nie jestem na tyle odważna by odezwać się pierwsza, widząc wściekłość, jaka widnieje na jego twarzy.
CZYTASZ
Oszukana
RomanceDwudziestosiedmioletnia Chloe Sherman intensywnie szuka pracy. Nieoczekiwanie dostaję posadę głównego architekta w największej firmie znajdującej się w Seattle. Jest jeden problem. Nieziemsko przystojny szef. Marco Galante to szanowany, wpływowy mil...