03

2.2K 119 14
                                    

Gdziekolwiek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gdziekolwiek. Ale, nie mam ochoty dzisiaj brudzić dobie rączek i mam na sobie swoje ulubione spodnie, więc ja dzisiaj odpadam.

Ej, ty! Do ciebie mówię, batman! — krzyknęła do jednego z ludzi Klausa. — Pojedziesz i weźmiesz moje walizki? Jeszcze nie zdążyłam rozpakować. Bardzo ładnie proszę.

Mężczyzna nie spojrzał na nią nawet raz, co niezmiernie ją irytowało. Przewróciła oczami i szybkim ruchem wyrwała mu serce, bo skoro nie chciał gadać to nie był tutaj potrzebny. Grenade Salvatore bardzo, ale to bardzo nie lubiła, gdy się ją ignorowało, więc od razu takich ludzi skazywała na śmierć.

Za niedługo miała wyjeżdżać, a wciąż miała na sobie jedynie czarną, koronkową bieliznę i narzuconą na to białą koszulę. Oczywiście jej to nie przeszkadzało, ale co chwila słyszała przytyki ze strony Stefana, żeby się ubrała i bardzo ją to zaczynało już denerwować, więc już dla świętego spokoju chciała w końcu coś na siebie założyć.

— Chyba znalazłem przyczynę utraty aż trzech swoich ludzi. — usłyszała za sobą męski głos, a gdy się odwróciła dostrzegła, że posiadaczem tego głosu jest Klaus.

— Robi ci to jakąkolwiek różnicę? Wiesz możesz sobie zahipnotyzować następnych. — wzruszyła ramionami. — A teraz przekaż im, żeby przynieśli moje walizki, bo przypuszczam, że osobiście nie będę mogła tego zrobić, a mnie nie chcą słuchać.

— Dlaczego? Nie podoba ci się twój strój? Bo mi bardzo. — odpowiedział uśmiechając się do niej.

— Tak, mi też. — odparła również się uśmiechając. — Ale takie widoki tylko po ślubie. — mrugnęła do niego jednym okiem, po czym zasłoniła się szczelniej koszulą.

— Twoje życzenie da się spełnić.

O tak, Grenade miała wielką ochotę pflirtować z nim i denerwować przy tym Stefana. Biedny, dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że nie będzie miał lekko przez cały wyjazd, bo siostra da mu nieźle popalić. W jego myślach cały czas wszystko kręciło się wokół Grenade i tego jakie intencje ma wobec niej Klaus. Bardzo nie chciał, aby jechała razem z nimi, ale niestety nie był w stanie nic zrobić. Umowa była umową i musiał ratować Damona.

Klaus za to był bardzo podekscytowany obecnością Grenade. Kobieta bardzo go fascynowała i nie zamierzał wyrządzić jej żadnej krzywdy. Ba, on zamierzał ją chronić przed jakimikolwiek niebezpieczeństwami i za wszelką cenę, musiał mieć ją po swojej stronie. Nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że Grenade mogłaby przeciwko niemu spiskować w przyszłości. Nie może pozwolić na to, aby przeszła na stronę braci.

Siedzieli już w samochodzie. Stefan i Klaus usiedli z przodu i cierpliwie czekali na Grenade, która miała się tylko przebrać w inne ubrania. Tak, Klaus w końcu kazał komuś przywieźć te walizki, bo chyba by powybijała wszystkich jego ludzi.

— Stefan, co u Eleny? — zapytała, gdy dostrzegła siedzącego za kierownicą brata. — Ah, no tak. Nie żyje. Co jak co, ale to był do dupy sobowtór. Kath przynajmniej dała radę uciec.

Grenade nie wiedziała, że Elena żyła, a Stefan bardzo nie chciał i nie zamierzał jej z tego błędu wyprowadzać. Denerwowały go te komentarze z jej strony, ale musiał to jakoś przełknąć i nie chciał dać się sprowokować.

— Powiem ci, Stef, że już dawno powinieneś dać sobie z nią spokój. Ta Caroline, czy Bonnie są już o wiele lepsze, a Elena nic sobą nie reprezentuje. Ale to naprawdę nic, tylko wiecznie pakuje was w tarapaty i trzeba ją z nich wyciągać. Obserwowałam cały ten czas co się u was dzieje, więc swoje wiem. — mówiła, a on tylko zacisnął mocniej swoje dłonie na kierownicy. — Okej, okej. Zadzwonię do Damona.

Zarówno Stefan jak i Klaus nie zdążyli nawet zarejestrować, kiedy kobieta wyjęła telefon i zadzwoniła do Damona. I tak nie miała bladego pojecia gdzie tak właściwie jechali, więc nie mogła mu niczego powiedzieć, ale nie zamierzała tego robić.

— Greenie.

Śmierć nie będzie dla ciebie łaskawa, Greenie.

Nienawidziła, gdy tak na nią mówiono.

Nienawidziła słowa „Greenie". Greenie była tą słabą wersją, która nigdy nie potrafiła się postawić ojcu. Była wiecznie potulna jak baranek i nie miała swojego zdania. Uważali ją za głupią i wiecznie się nią wysługiwano, a ojciec traktował ją jak najgorsze ścierwo. Prawie nikt nie okazywał jej szacunku, bo ludzie byli zastraszani na różne sposoby przez jej ojca, mimo że nawet nic nie zrobili.

Ale nie była już dłużej tą słabą Greenie Salvatore.

Tamta Grenade już od dawna była martwa.

— Grenade, Damon. Nigdy więcej nie mów do mnie Greenie. — rzekła lodowato. Klaus spojrzał w lusterko i wtedy zobaczył jej bezemocyjną mimikę twarzy.

Bardzo zaciekawiło go, dlaczego aż tak bardzo ją poruszyło to, że Damon Salvatore powiedział na nią Greenie, bo oczywiście zarówno on jak i Stefan przysłuchiwali się całej rozmowie. Wiedział, że Grenade miała swoje za uszami, ale co do tego, miała ewidentnie jakiś bardzo duży uraz, bo stała się zupełnie inną osobą w dosłownie ułamek sekundy i to przez to, że nazwano ją „Greenie".

Stefan wiedział doskonale o co chodziło. W końcu zawsze to widział, ale nie miał odwagi odezwać się do ojca. Nigdy nie stawał w jej obronie i za to Grenade miała teraz do niego największy żal, bo to właśnie Stefan był ulubionym dzieckiem Giuseppe i może liczyłby się choć trochę z jego zdaniem.

Zdanie Damona nigdy się nie liczyło.

Bo Damonowi zawsze kazał się tylko nie wtrącać, bo to nie jego sprawa, ale ten chociaż podejmował jakiekolwiek próby, aby pomóc Grenade. Zawsze było mu jej bardzo szkoda i wcale nie uwierzył od razu Giuseppe, który oznajmił, że popełniła wtedy samobójstwo. To nie było w jej stylu, ale później, po dłuższym czasie już przyjął wersję ojca.

I żył w kłamstwie, z myślą, że już nigdy nie zobaczy Grenade.

— Więc, Grenade, gdzie się wybieracie na tą swoją zabawną przygodę? — zapytał Damon, a Klaus skrzyżował swoje spojrzenie z Grenade. Był bardzo ciekawy tego, co mu odpowie.

— Gdziekolwiek. — wzruszyła ramionami. — Ale, nie mam ochoty dzisiaj brudzić dobie rączek i mam na sobie swoje ulubione spodnie, więc ja dzisiaj odpadam.

— Założyłaś swoje ulubione spodnie na taką wyprawę? — prychnął. — Damon. — usłyszała znajomy, damski głos.

Katherine.

— O widzę, że Katherine została na dłużej. — powiedziała. — Może kiedyś się jeszcze spotkamy, Damon.

I się rozłączyła.

— Słyszałeś, Stef? Już wziął w obroty następnego sobowtóra. — uśmiechnęła się. — Damon to jednak wie jak się bawić.

full of pain | niklaus mikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz