24. Pandora's box.

9.8K 819 128
                                    

- Jeszcze raz... Po prostu ją wykorzystujesz. - głos Jace'a nagle rozbrzmiał w auli, której akustyka zaniosła słowa po całej przestrzeni.

- Taa. - mój głos brzmiał normalnie, dokładnie tak jakbym opowiadał naprawdę dobrą historię. - Ale zatrzymajcie to dla siebie. Niech inni myślą, że naprawdę chodzimy.

- Dlaczego? - znów Jace.

- Jesteś głupi czy udajesz? - moje pytanie w nagraniu z dyktafonu wywołuje śmiech uczniów. - Jak po szkole będzie chodziło to, że chce ją wykorzystać to od razu dojdzie to do niej i nici z naszych imprez w ferie wiosenne tępaku.

- Jasne. Wie tylko nasza trójka. - powiedział Mike.

- W porządku. Idę. - mój głos i szum w nagraniu.

Moja dłoń już nie była ogrzewana ciepłem jej dłoni.

Pozostawała pusta.

W końcu ogarnąłem się i spojrzałem w bok.

Obok mnie nie było już mojej Bo. Rozejrzałem się po auli, ale widziałem tylko zdruzgotane spojrzenia uczniów, w szczególności spojrzenia płci pięknej.

-Już. Spokój. - usłyszałem głos dyrektora po czym wybiegłem z pomieszczenia.

Spojrzałem w prawo, a następnie w lewo, by dostrzec ją w przybocznych korytarzach, ale nie było jej. Ruszyłem do przodu i skręciłem w główny korytarz.

Bo nieśpiesznie szła przed siebie z podniesioną głową.

Zachowywała się dokładnie tak samo jak parę miesięcy temu, gdy razem z chłopakami dokuczaliśmy jej na oczach sporej grupy uczniów. Zawsze kierowała się do swojej sali z podniesioną głową, tak jakby żadna obelga jej nie dotknęła, chociaż każda z nich robiła nową ranę w jej sercu.

Powiedziała mi o tym. Powiedziała mi, jak koszmarnie się czuła za każdym razem, nie dlatego by obarczyć mnie jeszcze większym poczuciem winy, ale dlatego, że za długo już zmagała się sama ze swoimi problemami.

- Bo... - krzyknąłem nie za głośno. Nie zatrzymała się. Udawała, że nie słyszy. Ale czego tu się dziwić? Na jej miejscu pewnie też bym nie zareagował.

-Bo... - powtórzyłem drżącym głosem.

-Ej, odpuść stary. -usłyszałem za sobą głos. Nie byłem świadomy tego, że ktoś czai się za nami. Zbyt mocno myślałem nad tym co powiem Bo jak już będzie chciała mnie wysłuchać.

Troy przebiegł przede mną i otoczył Bo ramieniem. Nie wykonała żadnego ruchu. Nie wtuliła się w niego, tak jak zawsze robiła, gdy ja ją obejmowałem.

Szła przed siebie i nie zwracała uwagi na nic.

-Troy... - usłyszałem jej cichy głos. Na korytarzu było tak cicho, że nawet jej szept był jak krzyk.

-Tak skarbie. - odpowiedział. Nie miałem prawa być zły na pieszczotliwe określenie jakim ją obdarzył.

-Jednak pojadę. - powiedziała cicho. Jej głos był zrozpaczony, a to rozłupało moje serce na milion kawałków.

-Dobrze kochanie. Ciesze się.- moje oczy wypełniły cholerne łzy, ale nie uważałem, że przez nie jestem słaby, wręcz przeciwnie. Uważałem się wtedy za silnego, a raczej moje uczucie za silne. Bo jaki musiałem być by płakać z miłości? Jaka musiała być moja miłość do niej by całkiem mną zawładnęła?

-Bo...- krzyknąłem szeptem jeszcze raz, gdy byliśmy już na dworze, a moja ukochana i jej przyjaciel kierowali się do jego samochodu.

Przystanąłem, gdy ona przystaneła. Troy ścisnął jej ramię w celu dania jej trochę odwagi, może i siły.

Like Romeo. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz