9. Crazy thing.

15.5K 1.1K 91
                                    

Dźwięk kolejnej wiadomości (zapewne od Bo, z którą kontynuowałem grę w pytania, których liczba była już niebywale wielka) rozszedł się po salonie, do którego właśnie weszła moja mama z ogromną blachą sernika z wiśniami. Było to moje ulubione ciasto, ale i tak nawet ono nie było w stanie odciągnąć mnie od telefonu, co odrobinę mnie zaniepokoiło, jednak nie na tyle, by nie wyciągnąć z kieszeni wcześniej wspomnianego urządzenia.

Bo:Gdybyś wiedział, że masz ostatnie godziny życia, to co byś zrobił?
- Harry, chciałeś ze mną porozmawiać. - powiedziała z uśmiechem na twarzy stawiając blachę, pokrojonego w kawałki ciasta. Zaprzestałem wpatrywać się w telefon i położyłem go na wolnej części kanapy, na której spał Taco.

- Mamo... um, ja... ugh. Nie wiem jak to powiedzieć. - zacząłem ciągnąć końcówki włosów, co miałem nadzieje, doda mi odwagi do zapytanie mamy o radę.

- Wyksztuś to z siebie. - zaśmiała się. - Już gorzej niż kiedykolwiek było, nie będzie. - zażartowała, ale mnie nie było do śmiechu. Nie w tej sytuacji.

- Mamo...

- O mój Boże, Harry. Tylko mi nie mów, że zrobiłeś dziecko jakiejś biednej dziewczynie. Gdzie popełniłam błąd? Powiedz mi gdzie. Starałam się wychowywać ciebie na porządnego człowieka. Co ty teraz zrobisz, co my teraz zrob...

-Zaprosiłem Bo Alles na randkę. - przerwałem mamie. Nie musiałem długo czekać na jej reakcję. W ciągu ułamka sekundy jej wyraz twarzy zmienił się z załamanego, na rozanielony. Szybko usiadła koło mnie, gdy odrobinę przesunęła niczego nieświadomego kota. - Chciałem zapytać... oh, w sumie to już nie ważne.

- Jeśli to ci w czymkolwiek pomoże to służę radą Harry. - wiedziałem, że za tymi słowami kryje się po prostu jej ogromna ciekawość. Dokładnie takie słowa mówiła zawsze, gdy chciała się czegoś dowiedzieć, ale jak wskazywała ta delikatna sugestia, zawsze dawała mi cudowne rady, które ratowały moje życie.

- Ja po prostu... uh, Bo jest inna i nie mogę potraktować jej jak zwykłą dziewczynę, bo należy jej się znacznie więcej i ... nie wiem co mam zrobić, żeby poczuła się tak wyjątkowa jaka jest.

◆◆◆

Ja:Gdybym o tym wiedział, to z pewnością zabrałbym cię na najwyższą kolejkę górską.
Bo: Dlaczego?
Ja: bo pamiętam, że zawsze chciałaś dotknąć gwiazd, a moim jedynym celem przez ostatnie godziny życia, byłoby to, żebyś była szczęśliwa.
Bo:Dlaczego mi to mówisz?
Bo: Harry, proszę, nie baw się moim kosztem.
Ja: Wcale nie chce tego robić. Nie wiem...
Ja: Może dlatego, że przestałaś być mi obojętna.
Ja: Jak wracałem do domu, to spotkałem twojego ojca.
Ja: Raczej nie ucieszył się na mój widok ;|
Ja: Mimo wszystko...
Ja: Zgodził się, więc...
Ja: Bo Alles, czy zechciałabyś iść ze mną jutro na randkę?
Bo: Zobaczę co da się zrobić ;>
Ja:W takim razie będę po ciebie punkt piąta.
Bo:Jeszcze się nie zgodziłam.
Ja:Do zobaczenia o piątej, Bo.
Bo: Do zobaczenia w poniedziałek na literaturze Harry.
Ja:Gdybyś musiała zrobić coś szalonego to co by to było?
Bo: Pójście z tobą na randkę.
Bo:Gdybyś miał wybór między niewidzialnością, a lataniem, co byś wybrał?
Ja:Latanie...
Ja: Wtedy mógłbym sprawić byś dotknęła gwiazd.
Bo: Wtedy uaktywniłby się mój lęk wysokości.
Ja: Zepsułaś ten moment Bo...
Ja:Nie sądziłem, że to zrobisz, naprawdę się nie spodziewałem.
Bo: W takim razie chyba niebawem poznasz apogeum rzeczy, których byś się nie spodziewał.
Ja:Liczę na to Gwiazdeczko ;>

◆◆◆

Czułem się chorobliwie przerażony podchodząc do drzwi domu rodziny Alles. Dłonie mi się trzęsą, a kwiatki niemalże wylatują z mojej prawej ręki.
Zadzwoniłem dzwonkiem znajdującym się przy drzwiach i czekałem przez chwilę dopóki ktoś nie zjawił się po ich drugiej stronie.
Przesunąłem się odrobinę, gdy powłoka się otwierała. Moim oczom ukazał się pan Alles, jak zwykle ubrany bardzo elegancko.
- Dzień dobry. Czy Bo jest gotowa? - zapytałem uprzejmie, choć w głębi duszy chciałem powiedzieć mu coś niemiłego.
- Tak, zaraz zejdzie. Wejdź do środka. - teraz wydawał się być niezwykle uprzejmy. Przepuścił mnie w drzwiach i zaprowadził do salonu, w którym znajdowały się wielkie schody na piętro, z których (prawdopodobnie) miała zejść moja Bo... znaczy Bo.
- Harry, prawda? - skinąłem. - Skoro tak walczyłeś o pozwolenie na zabranie gdzieś mojej córki, to mam nadzieję, będzie się z tobą dobrze bawić. - delikatnie zasugerował, że jeśli zrobie jej coś złego, to po prostu mnie rozwali.
- Też mam nadzieję, że będzie się ze mną dobrze bawiła. - wtedy usłyszeliśmy, że idzie. Moje oczy od razu powędrowały w kierunku schodów i te ułamki sekund, zanim pojawiła się w zasięgu wzroku wydawały się trwać w nieskończoność.
Czułem coś dziwnego oczekując jej przybycia. Coś co zabierało mi powietrze, coś co kołatało w sercu i coś co sprawiało, że w mojej głowie panował czysty chaos. Tylko nie wiedziałem co to takiego jest. Zapięta pod szyję koszula zaczęła mnie lekko uwierać, ale postanowiłem sobie, że dzisiaj będę wyglądał perfekcyjnie, jako idealna para dla ślicznej zawsze doskonałej Bo.
Gdy pojawiła się na stopniach odebrało mi mowę, a oddech zatrzymał się całkowicie.
Bo wyglądała absolutnie zjawiskowo w delikatnie różowej sukience, która wyjątkowo nie zakrywała jej kształtów dzięki czemu dokładnie mogłem zobaczyć jak bardzo jest drobna. Jednak największym zaskoczeniem dla mnie były jej rozpuszczone, przewiązane wstążką włosy.
Przeniosłem wzrok na jej twarz, która wyrażała radość i zawstydzenie.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że dzięki Bo Alles będę mógł nauczyć się oddychać bez powietrza. Nie wiedziałem, że nauczy mnie oddychać miłością. Miłością do niej.

Like Romeo. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz