6. Loving arms.

17.3K 1K 34
                                    

Opuściłem budynek G4 i ponownie zarzuciłem na ramię spadający plecak, w którym mieścił się cholerny scenariusz do jakiegoś głupiego przedstawienia, w którym musiałem zagrać. Dyrektor odgórnie narzucił mi rolę Havier'a David'a Thomas'a, przez 'przygodę', o której musiał się dowiedzieć.
Przychodzę przez cały dziedziniec, a gdy dotarłem do głównej bramy musiałem usłyszeć ten cholernie delikatny głos.
- Nie Troy, wszystko w porządku ... Tak, właśnie się skończyły. - powiedziała, do swojego telefonu. - oh, nie to nic...ja, um, ja się przejdę. Nie martw się. - głos Bo zdradzał, że czuła się zawiedziona. Wbrew swojemu dziwnemu pragnieniu, by się zatrzymać i zapytać co się stało poszedłem do przodu i udałem się prosto do swojego samochodu.
Rzuciłem na tył auta plecak i usiadłem za kierownicą, bez przerwy myśląc o Bo, która samotnie miała iść do domu, gdy na dworze zapadł już zmrok.
Wyjechałem z parkingu i zobaczyłem idącą maleńką postać mojej literackiej połówki. Zwolniłem odrobinę i otworzyłem szybę.
- Bo, chodź. Podwiozę cię. - powiedziałem, gdy dziewczyna przystaneła, przez co zahamowałem całkowicie.
- Nie dziękuję. Przejdę się. - odparła i ruszyła do przodu. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem grupkę chłopaków w zbliżonym do mojego wieku, którzy z trunkami w dłoniach niemalże zataczali się w stronę brunetki. W moim sercu zapalił się dziwny niepokój i mimo, że to absolutnie nie było moim planem wysiadłem z samochodu i podbiegłem do dziewczyny, która starała się ochronić przed chłodem owijając się szczelniej swoim swetrem.
-Bo, do samochodu.- rozkazałem dziewczynie łapiąc jej delikatną jak płatki róż dłoń. Pociągnąłem ją, aż po same drzwi od strony pasażera, ale nawet, gdy staliśmy obok auta nie puściłem jej ręki. Drobne palce brunetki zaciśnięte były wokół dwóch moich palców, gdy zorientowała się że na razie nie zamierzam puścić jej drugiej ręki.
Otrząsnąłem się po chwili i otworzyłem jej drzwi.
-Proszę. - westchnąłem, udając obojętność. Szepnęła ciche słowa podziękowania i wsunęła się do środka.
Przeszedłem na drugą stronę przed maską wymierzając sobie mentalne uderzenia w twarz za tą głupią sytuacje, która z pewnością w pewnym stopniu doprowadziła do nieporozumienia.
-Dlaczego? - zapytała zaraz po tym jak zamknąłem drzwi, odradzając nas od chłodnego, wieczornego powietrza.
-Dlaczego co?- udałem, że nie wiem o czym mowa i zapaliłem samochód z powrotem.
-Harry, obydwoje wiemy, że nie jesteś głupi i wiesz. Dlaczego mnie podwozisz. Nienawidzisz mnie.-powiedziała i bez skrupułów odwróciła się na siedzeniu tak by być twarzą do mnie.
-Nigdy tego nie powiedziałem Bo, a odpowiadając na twoje pytanie to czułem się głupio z powodu tego co stało się na literaturze, a gdy usłyszałem, że nikt po ciebie nie przyjedzie postanowiłem ci się odwdzięczyć, przynajmniej w taki sposób. -skłamałem. Rzeczywiście czułem się głupio z powodu incydentu na zajęciach, ale nie chciałem jej się za to odwdzięczać w taki sposób.
Przecież nie mogłem jej powiedzieć: "Bo nie wiem dlaczego, ale muszę się upewnić że bezpiecznie dotrzesz do domu, bo dzisiaj poczułem że nie jesteś mi tak do końca obojętna."
-Harry, prosiłam żebyś o tym zapomniał. To nic wielkiego. - rzekła i znów usiadła prosto.
-Gdzie mieszkasz? - zapytałem i zetknąłem na nią kątem oka. Bawiła się palcami, a na jej twarzy znajdował się mały rumieniec. Wyglądała tak strasznie uroczo.
- Richwild 27. - powiedziała.
-Chciałaś iść na pieszo, po ciemku przez pół miasta? - w moim głosie słychać oburzenie, i nawet nie staram się go ukrywać.
-Miałabym jakiś wybór, gdybyś nie uprowadził mnie z chodnika? -zapytała wesołym głosem. Sytuacja w żadnym stopniu nie była zabawna, ale jej uśmiech zrodził mój uśmiech.
-Mam nadzieję, że nie wpadnie ci do głowy podobny pomysł. Zawiodłaś mnie Bo.
-Proszę, nie rozmawiajmy już o mnie. Lepiej powiedz jak podoba ci się sztuka. - przejęła się i znów odwróciła się twarzą do mnie.
- Sztuka jak sztuka. Miłość, nienawiść, zazdrość i inne duperele, zresztą jeszcze nie przeczytałem wszystkiego. - skłamałem. Nie przeczytałem nawet jednej dziesiątej skryptu, bo gdy mieliśmy czas na zapoznanie się z tekstem ja bez obaw mogłem wpatrywać się w Bo.
-Jedna strona?
-Tsaa, a tak podoba się tobie mądralo? - dojeżdżaliśmy. Dzielnica, w której mieszkała zamieszkiwana była przez wszystkich snobów z miasta.
-Niektóre sceny, są tak jakby, poza moim zasięgiem, że względu na uczucia. Widać, że bohaterka kocha mężczyznę, a nie wiem czy będę umiała to zagrać. - pożaliła się.
- Gdzie to? - zapytałem, gdy wielkie domy zasłoniły horyzont.
-Zatrzymaj się tutaj, tam i tak raczej nie dojedziesz. - powiedziała. Tak też zrobiłem. Wysiadłem, gdy Bo szarpała się z pasami i przeszedłem do drzwi by jej je otworzyć. Podziękowała wysiadając. Jechaliśmy jakieś dwadzieścia minut, a przez ten czas zdążyło się nieźle ochłodzić, dlatego brunetka drżała w sweterku, który miała na sobie. Zdjąłem swoją bluzę i zakryłem jej szczupłe ramiona, gdy chciała przejść obok.
-Dziękuję, um, dobranoc. - szepnęła i ruszyła do przodu. Miałem ją zostawić?
- Odprowadzę cię. - powiedziałem podchodząc do niej i wsuwając ręce do kieszeni spodni.
-Nie mus...
-Nie prosiłem o pozwolenie Bo.-przerwałem jej.
-Ughh, Harry. Dlaczego musisz być taki absorbujący?
-Dlaczego musisz być taka uparta? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie za co oberwałem rękawem czarnej bluzy. - Przemoc. Czyżby Bo Alles uciekła się do przemocy? -zapytałem. Bo stanęła uśmiechnięta i wskazała głową w lewo.
-Tu mieszkam. - grymas na jej twarzy jasno oznajmiał że nie lubiła tego miejsca. Spojrzałem w stronę którą wskazała. Staliśmy przed jakimś pieprzonym zamkiem, przed którym nawet znajdowała się niewielka fontanna.
-Wow. - udało mi się powiedzieć.
-Nienawidzę tego miejsca. -przyznała lecz natychmiast na jej twarzy pojawił się kolejny grymas.-Przepraszam. - jak wspomniałem wcześniej Bo nie dzieliła się z nikim swoimi problemami. Zwalczała je sama. Całkiem sama.
-Bo! Gdzieś ty była?! Mówiłem przecież że nie życzę sobie żebyś do tej godziny siedziała w szkole! -usłyszeliśmy głos z lewej strony. W naszym kierunku szedł wysoki facet, który ubrany w garnitur wyglądał strasznie gburowato. - Do domu młoda Panno! Natychmiast.
-Już idę tato.-odpowiedziała, a mężczyzna odwróciła się w stronę domu.
-Muszę iść. Przepraszam, że musiałeś tego słuchać. - jej lekki, przepraszający uśmiech sprawił, że chciałem szczerze przyłożyć jej ojcu.
- Jakbyś chciała porozmawiać to napisz do mnie. Będzie mi miło jeśli będziesz chciała powierzyć mi swoje tajemnice Bo. - powiedziałem to co miałem na myśli i uśmiechnąłem się do dziewczyny, która zrobiła po chwili to samo.
- Dziękuję ci. - w momencie podziękowania znów usłyszeliśmy nawoływania jej ojca.
-Dobranoc. -powiedziałem i po prostu ją przytuliłem. Nie wiem czemu, po prostu czułem że muszę to zrobić. Nie oddała uścisku, ale jej dłonie znajdowały się na moim torsie.
- Świetnie zagrasz. Zawsze to robisz. -szepnąłem jej na ucho i odsunąłem się. -Dobranoc Bo.
-Dobranoc Harry.-szepnęła i popędziła do swojego ojca.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że Bo Alles powierzy mi każdy swój problem i każdą swoją bolączkę. Nie wiedziałem, że bezpiecznie będzie czuła się jedynie ze mną i nie wiedziałem, że od tamtej pory moje ramiona staną się dla niej domem, który zawsze pragnęła kochać.
Tak właśnie upłynął pierwszy dzień mojej nowej, starej znajomości z Bo Alles.

Like Romeo. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz