10. Date time

16.8K 1.1K 58
                                    

Bo wystukiwała rytm na desce rodzielczej podczas, gdy ja (dość nieudolnie) starałem się zapanować nad swoim zachwytem na punkcie drobnej brunetki, która nie zdawała sobie sprawy jak bardzo jest zachwycająca.

-Harry, chciałam tylko przypomnieć, że...

-Nie musisz. Pamiętam: - odchrząknąłem, próbując przynajmniej w drobnej części idealnie naśladować jej ojca. - nie mogę częstować cię narkotykami, dopalaczami, ani innymi używkami, zero alkoholu, zero dotykania i co najważniejsze: mam odstawić cię do domu przed dwudziestą drugą. Wszystko pamiętam Bo. - powiedziałem i zaparkowałem na dużym parkingu przed restauracją, do której mogłem (czując się zaszczycony) zabrać Bo.

- Chciałam przypomnieć, że naprawdę nie musisz tego robić, żeby odwdzięczyć mi się za to co było na literaturze. - uśmiechnęła się lekko, gdy spojrzałem na nią podczas odpinania pasów.

- Chciałem przypomnieć, że naprawdę miałaś przestać chcieć mi o tym przypominać. - powiedziałem i niemo nakazałem jej by siedziała w samochodzie, podczas, gdy ja opuściłem siedzenie kierowcy i ruszyłem, by (jak damie przystało) otworzyć drzwi i pomóc jej wysiąść z pojazdu.

-Wiem...Przepraszam. - wydawała się być lekko zawstydzona, gdy otworzyłem drzwi z jej strony. Wyciągnąłem rękę i pomogłem jej, przy opuszczaniu samochodu, jednak, gdy bezpiecznie stała już na ziemi zamiast ją puścić, dziwny, wewenętrzny przymus kazał mi splątać nasze palce razem, co też uczyniłem.

- Bo...-odwróciła się w moją stronę, a ja jak urzeczony patrzyłem w jej brązowe oczy. - naprawde chciałbym, żeby ten wieczór był dla ciebie wyjątkowy, bo...bo...bo ty jesteś wyjątkowa i... i.... i robie z siebie jeszcze większego kretyna niż jestem zatrzymując cię na środku parkingu, by ci to powiedzieć- przerwało mi trąbnięcie samochodu, który chciał wyjechać z parkingu. - ale zalaży mi na tym, żebyś dobrze się bawiła.

- Już bawię się dobrze, ale proszę, chodźmy na chodnik. Nie chcę, żeby ten pan spuścił ci łomot.-zachichotała, a ja pomyślałem, (zresztą nadal tak myślę), że to najpiękniejszy dźwięk na całym świecie. Nawet najdoskonalszy ze śpiewów ptaków, (który Bo wprost uwielbia) nie równa się z błogim, niebiańskim dźwiękiem jej apollińskiego śmiechu.

-Dlaczego? - zapytałem prowadząc ją do szerokich, przeszklonych drzwi.

-Dlaczego co?

-Dlaczego nie chcesz żeby spuścił mi łomot?

-Chciałeś żebym dobrze się bawiła, a przeciwieństwem dobrej zabawy będzie wybieranie krwi z twojej twarzy.-westchnęła teatralnie, i wtedy od razu zdałem sobie sprawę dlaczego zawsze gra główne role w sztukach. Nawet westchnienie wychodzi jej perfekcyjnie, lepiej niż najlepszej aktorce z najlepszego filmu, produkcji najlepszego reżysera. Była tak doskonała pod każdym względem, że zaczęła wprawiać mnie w zakłopotanie.

-Pomogłabyś mi?

-Oczywiście, że tak. Przyzwyczaiłam się do ratowania ciebie. - zaśmiała się i odrobinę mocniej ścisnęła moja dłoń.

-To dobrze, bo ja przyzwyczaiłem się do tego że mnie ratujesz. - nie wiem dlaczego, ale zanim otworzyłem jej drzwi pocałowałem czubek jej głowy. Może chciałem pokazać stojącym młodym mężczyznom, że Bo przyszła ze mną, dlatego dzisiejszego wieczora jest moja (oczywiście nie chciałem wtedy przyznać przed sobą, że jest moja nie tylko przez ten jeden jedyny wieczór), a może dlatego, że chciałem by poczuła się ze mną dobrze i powierzyła mi swoje bezpieczeństwo, dokładnie tak samo jak ja powierzyłem jej swoje.

Ostrożnie przepuściłem ją w drzwiach i ponownie złapałem jej dłoń, trzymając się ograniczającej zasady 'ręka wyłącznie na ręce'. Nie zwracałem uwagi na wystrój wnętrza, choć jedynym elementem jaki zdołałem zauważyć była ogromna jasność, ale nawet ona nie była wstanie przyćmić blasku Bo.

Like Romeo. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz