Wstęp

14K 164 19
                                    

Charles

Uchyliłem szklane drzwi, a moim oczom ukazała się bogato wypełniona garderoba. Zapach proszku do prania połączony z nutą wanilii roznosił się niemalże po całym pomieszczeniu. Zrobiłem kilka kroków i rozglądając się dookoła dostrzegłem, że ubrania były staranie ułożone, zresztą tak jak zawsze. To wszystko zasługa moich gosposi, co prawda potrafiły być niezłymi sukami, ale na mojej garderobie znały się jak nikt inny. Górne drążki wypełniały białe, świeżo wyprasowane koszule, zaś dolne – zgrabnie powieszone marynarki wraz ze spodniami garniturowymi. Naprzeciwko znajdowało się ogromne lustro, sięgające niemalże samego sufitu. Wręcz idealne do porannych igraszek.

- Dzień dobry Panie Wilson. – do pomieszczenia weszła długonoga brunetka, a mój wzrok mimowolnie powędrował w jej kierunku. – Jak się Pan dziś czuje? – spytała, posyłając mi szeroki uśmiech.

- Witaj, Cindy. – Odwzajemniłem uśmiech, obserwując zgrabne ruchy, poruszającej się kobiety. – Dziś czuję się wręcz wyśmienicie. W końcu wyczekiwałem na ten dzień od kilku tygodni.

- Och, racja. Będę musiała przyzwyczaić się do Pana nowego stanowiska. – udała się prosto w kierunku moich koszul, chwytając jedną z nich i dobierając do niej resztę stroju. – Ta będzie idealna dla Pana. – wręczyła mi satynowy materiał, przyglądając mi się uważnie.

- Coś nie tak, Panno Smith? – wychrypiałem, zwilżając językiem moją dolną wargę.

- Czuję, że jest Pan wyjątkowo spięty, Wilsonie. – zrobiła kilka kroków w moim kierunku, kładąc dłoń na moim nagim torsie.

- Czeka mnie ciężki dzień, Cindy. – chwyciłem dłonią jej szyję, muskając ją delikatnie opuszkami palców. – A przecież dobrze, wiesz jak moje ciało reaguje na stres.

- W takim razie możemy coś z tym zrobić. – uśmiechnęła się kokieteryjnie i przenosząc rękę, chwyciła palcem za pasek moich spodni. – Pomogę ci się zrelaksować, Wilsonie. – oblizała swoje soczyste wargi, patrząc mi głęboko w oczy.

- Innym razem, skarbie. – odepchnąłem kobietę, idąc prosto w kierunku szklanej wyspy. – Nie mam tyle czasu dla ciebie. – puściłem jej oczko, a następnie wybrałem ciemnogranatowy krawat, spinki oraz złoty zegarek od Armaniego.

Stanąłem naprzeciwko lustra i zapinając satynową koszulę, próbowałem uporać się z związaniem krawata.

- A kto powiedział, że potrzebujemy dużo czasu? – stanęła tuż za mną, pomagając mi uformować kołnierz mojej koszuli.

- Ja tak mówię, Cindy. – odparłem, zapinając na lewej dłoni złoty zegarek. – Mój dzisiejszy czas jest zbyt cenny na takie pierdoły.

Wyprostowałem się przed lustrem, podziwiając swoje odbicie. Cholera, miałem dwadzieścia sześć lat i wyglądałem nieziemsko seksownie. Koszula idealnie opinała moje ciężko wyćwiczone mięśnie, a ja skłamałbym mówiąc, że nie wyglądam jak pieprzony Bóg seksu. Przejechałem dłonią po lekkim, kilkudniowym zaroście, a następnie zaczesałem do tyłu niesforne kosmyki moich brązowych włosów. Czas zacząć dzień.

- Charl, przyjechałam najszybciej jak mogłam. – usłyszałem zdyszany, damski głos dobiegający prosto zza szklanych drzwi. – jesteśmy prawie spóźnieni!

- Najwyżej poczekają na Pana Prezesa – wyszedłem prosto z garderoby, zerkając na zniecierpliwioną kobietę. – Beze mnie i tak nic nie zdziałają – dodałem, uśmiechając się szeroko.

Kobieta lekko uchyliła usta, a w jej oczach momentalnie pojawiły się łzy szczęścia. – Ojciec byłby dumny z ciebie, synu. Czekał na tą chwilę odkąd tylko zaczął myśleć o własnej firmie – odparła niemalże drżącym głosem, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Pan Prezes +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz