Rozdział 5

6.3K 112 13
                                    


Rose

Po zjedzeniu lunchu w pobliskiej restauracji, udałam się do starbucksa po ulubioną kawę latte i już po kolejnych niecałych dziesięciu minutach byłam z powrotem na miejscu. Zmierzałam prosto do swojego biurka, posyłając dziewczynie przy recepcji przyjacielski uśmiech. Biuro, które mi przydzielono o numerze sześć, mieściło się na pierwszym piętrze, tuż niedaleko marmurowych schodów. Weszłam do środka, kładąc kawę na drewnianym biurku, a następnie usiadłam na miękkim fotelu. Westchnęłam na ilość pracy, która czekała mnie tego dnia. Segregator z dokumentami, który mi przydzielono wydawał się nie mięć końca. W duchu przeklęłam na samą myśl, że zamiast sprzedawać nieruchomości, zajmuję się przeglądaniem przestarzałych papierów. Nagle z zamyśleń obudził mnie mój nowo zakupiony telefon.

- Tak? – nacisnęłam zieloną słuchawkę, opierając się plecami o oparcie wygodnego fotela.

- Rose! Wreszcie odebrałaś! – krzyknęła osoba po drugiej stronie słuchawki. Niemalże natychmiast wyprostowałam się, słysząc dobrze znany mi głos.

- Lucy! Przepraszam cię bardzo, ale miałam sporo problemów ostatnio. – rzekłam, patrząc przed siebie na szklane drzwi. – Wiesz, nowa praca..

- Kochana, musisz mi wszystko opowiedzieć, od samego początku! – niemalże czułam jak dziewczyna uśmiecha się z podekscytowania. – jak ci się mieszka w Miami?

- Och, Miami jest cudowne! Musisz tu koniecznie przyjechać. – wstałam z fotela, a następnie odwróciłam się przodem do okna i siadając na biurku, założyłam nogę na nogę. – Pokochałabyś to miasto tak samo jak ja.

- Pewnie, że przyjadę! Jak tylko dostanę wolne w pracy. Lepiej powiedz, czy wyrwałaś już tam jakieś biznesmena. – zaśmiała się kokieteryjnie.

- Lucy, jestem tu dopiero drugi dzień, który z resztą pewnie cały spędzę w pracy. – odparłam z wyczuwalnym smutkiem w głosie. – Wiesz ile tu mam roboty.

- Oj, gdybym ja tam z tobą była to codziennie byśmy imprezowały! – pisnęła z radością w głosie. - Właśnie, opowiadaj jak praca ci się podoba.

- Wiesz, biuro jest bardzo ładne, marmury..

- Rose, co się dzieje? Przecież słyszę, że coś jest na rzeczy. – rzekła, zmartwionym głosem.

Momentalnie zatkałam oczy dłonią, czując jak zażenowanie przepełnia całe moje ciało. – Dwukrotnie wylałam napój na samego Pana Prezesa. – odparłam niemalże na jednym tchu.

- O mój Boże! Rose! Nie znałam cię od tej strony. – zaśmiała się. – Nie wiedziałam, że będziesz kokietować własnego szefa.

- Lucy, to nie jest śmieszne.. Wiesz, że dosłownie miałam ochotę zapaść się pod ziemię. – przeczesałam dłonią włosy. – Nigdy w życiu nie najadłam się tyle wstydu.

- Lepiej powiedz, że chociaż jest przystojny.

Momentalnie poczułam jak moje policzki ponownie oblewa silny rumieniec. Na samą myśl o torsie mężczyzny czułam mrowienie w brzuchu i dobrze wiedziałam, że to nie wróży nic dobrego.

– On jest cholernie przystojny! I w tym właśnie jest problem. Jego oczy cały czas mnie hipnotyzują.

- W takim razie na co czekasz, Rose? Atakuj swoją zdobycz. – odparła, udając warknięcie tygrysa. – Taka okazja może się nie powtórzyć.

- Nie ma mowy! Ja nawet nie wiem, czy on nie jest żonaty. Poza tym przyjechałam tu pracować, a nie zakochiwać się w szefach.

Nagle słysząc pukanie w drzwiach, odwróciłam głowę w celu weryfikacji odgłosów i niemalże poczułam jak telefon o mały włos nie wypadł mi z ręki. Pan Prezes, we własnej osobie, właśnie stał w drzwiach, opierając rękę o ich framugę.

Pan Prezes +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz