Rozdział 22

4K 75 2
                                    


Charles

Ściągnąłem łopatki, prostując swój tors tak bardzo, że o mało co szwy marynarki nie pękły na wskroś. Wróciłem wspomnieniami do wczorajszego wieczoru, a moja twarz w mgnieniu oka się rozpromieniła. Intymne chwile w towarzystwie gorącego prysznica to zdecydowanie coś, co już nie raz miałem przyjemność doświadczyć i od teraz bezapelacyjnie było to na jednej z wyższych pozycji na mojej liście rzeczy, które uwielbiałem robić. Och, Rose, co ty ze mną zrobiłaś, oszalałem na twoim punkcie, co niesłychanie zaczęło mnie niepokoić. Zgodnie z moimi regułami, powinienem teraz znienawidzić cię za to i zostawić bez słowa, ale tym razem serce ewidentnie wyrażało swój sprzeciw, tym samym nie pozwalając mi na taki radykalny krok.

- Zaraz powinien przyjść, a jeśli tego nie zrobi to będzie miał naprawdę przesrane. – z zamyśleń wyrwał mnie głos dobrze zbudowanego mężczyzny, będącego blisko czterdziestki.

- Mam nadzieję, że mimo wszystko nie spóźni się, Travis. – odburknąłem, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Dobrze wiesz jak bardzo nienawidzę spóźnialskich.. już nie mówiąc nawet o tych, co wystawiają mnie do wiatru. Gardzę takimi gnidami.

- Spokojna głowa, Prezesie. – prychnął, chodząc w tę i we w tę, tak jakby mrówki rozsadzały jego pierdolony tyłek. – On nie z takich.

W pomieszczeniu rozbrzmiał głośny, głupkowaty śmiech, a ja migiem zerknąłem z pogardą na rozbawionego mężczyznę.

- Nie jest ci tam za wesoło, Paul?

- Jest w sam raz, Panie Najwyższy Prezesie. – uśmiechając się szeroko, przygryzł dolną wargę, dzięki czemu powstrzymał się przed kolejnym atakiem obezwładniającego śmiechu. – Ta dzisiejsza pogoda tak dobrze działa na moje samopoczucie.

- Kurwa mać.. – przekląłem pod nosem, jednocześnie próbując zachować trzeźwość umysłu. – Powariowaliście dziś do reszty! Z kim ja pracuję?! – wyrzuciłem z siebie, chwytając dłonią za rozpalone czoło. – Z bandą rozwydrzonych głupców.. – dodałem sam do siebie, idąc w kierunku okrągłego stołu.

- Próbujemy rozluźnić atmosferę! – wtrącił Paul, po czym zerknął na stojącego naprzeciwko Travisa i wymienił z nim porozumiewawcze spojrzenie. – Poza tym lepiej będzie jak porządnie się zrelaksujemy przed tym spotkaniem, Wilson. – dodał wyjątkowo opanowanym tonem głosu.

Kręcąc głową na boki, chwyciłem za jeden z kieliszków, wypełnionych po brzegi szampanem, a następnie zwilżyłem usta w musującej cieczy.

- Akurat tak się składa, że w obecnej sytuacji to ja jestem tym, który najwięcej ryzykuje. – rzuciłem, przechylając kieliszek i wypijając na raz całą jego zawartość. – I to ja powinienem być najbardziej zestresowany w całym tym towarzystwie! – wskazałem palcem na wszystkich dookoła. - A jednak mi nie odpierdala tak jak wam!

- Ależ my ciebie wspieramy, Wilson. – odparł Travis, który gładził swój świeżo ogolony podbródek, a następnie zanurkował dłonią w otchłani swojej kieszeni. – Jesteś dla nas niczym król nad królami! – zaśmiał się gorzko, wyciągając pokaźnych rozmiarów cygaro.

- Znowu pierdolisz, Travis! – zerknąłem na jego poczynania, a na mojej twarzy dało się dostrzec niepozorny uśmieszek.

- Niewykluczone. – puścił mi oczko. – Masz, ulżyj sobie. – wręczył mi cygaro, które jednym ruchem chwyciłem, wkładając je prosto do ust. Mężczyzna wyjął zapałki, podpalając go, a ja obracałem je, po to by ogień przeskoczył na górną krawędź stopy cygara.

Zaciągnąłem się, czując w przełyku smak gorzkiego dymu, który wędrował prosto do moich płuc i wracał z powrotem, wydychany przez usta.

- Ty cwaniaczku, wiesz jak mi się przypodobać. – uniosłem prawy kącik ust, trzymając cygaro między kciukiem a palcem wskazującym.

Pan Prezes +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz