Rozdział 2

6K 131 9
                                    

Rose

Momentalnie poczułam jak coś brzęczy mi na ręce, nieustannie próbując wybudzić mnie z głębokiego snu. Mimowolnie przetarłam zaspane oczy, a następnie powoli i z ogromnym trudem otworzyłam je. Nie minęła chwila, aż zorientowałam się, że to budzik w zegarku już od jakichś dziesięciu minut dzwoni, próbując przywrócić mnie do świata żywych. Delikatnie uniosłam się na łokciach, czując jak cały mój kręgosłup przeszywa promieniujący ból. Rozejrzawszy się dookoła, uświadomiłam sobie, że znajduję się w salonie. Zapewne wczoraj byłam na tyle zmęczona, że nawet nie miałam siły, aby udać się do sypialni, dlatego zasnęłam na twardej i ultra niewygodnej kanapie, a teraz ponoszę tego konsekwencje. Delikatnie przeciągnęłam się, po czym mimowolnie zerknęłam na zegarek.

8:15, cholera mam dwadzieścia minut na wyszykowanie się.

Pośpiesznie zerwałam się z łóżka, niczym porażona prądem po to, aby z prędkością światła ze zmęczonej kobiety zrobić prawdziwą boginię seksu.

I to wszystko w 20 minut? Dobry żart.

Migiem wpadłam do toalety, umyłam zęby i niemalże od razu chwyciłam za podkład z gąbeczką, następnie przypudrowałam twarz, wytuszowałam rzęsy oraz lekko poprawiłam brwi. Następnie wpadłam do sypialni, w której znajdowała się walizka i jednym ruchem ręki przewróciłam całą jej zawartość w celu znalezienia idealnych ciuchów. Po dosłownie kilku sekundach chwyciłam ubrania i założyłam je na jednym wdechu. W następnej kolejności chwyciłam za szczotkę i dokładnie uczesałam moje brunatne kosmyki, po czym stanęłam przed dużym lustrem w sypialni. Dłonią pogładziłam zwiewny materiał mojej satynowej, bladoróżowej koszuli ze sporym dekoltem, który dyskretnie odsłaniał pieprzyk, znajdujący się między piersiami. Skierowałam wzrok w dół na moją czarną, ołówkową spódniczkę ze srebrnym suwakiem z przodu, sięgała mi prawie do kolan. Na sam koniec zdecydowałam się na czarne, dziesięciocentymetrowe szpilki, które idealnie wydłużały moje i tak już długie nogi. Podeszłam bliżej lustra i dokładnie przyjrzałam się swojej cerze, która od słońca przybrała lekko brązowawy kolor, a podkład idealnie zakrył drobne niedoskonałości. Moje brązowe, długie włosy , sięgały mi prawie do piersi, a kosmyki długiej grzywki idealnie opadały po bokach, uwydatniając moją owalną twarz. Ostatni już raz zerknęłam na swoje odbicie, a następnie migiem udałam się do kuchni, wyciągając z lodówki mój ulubiony sok jabłkowy. Mimowolnie zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 8:35. Jednym ruchem ręki odgarnęłam włosy do tyłu i popiskałam się perfumami o zapachu czarnej porzeczki, połączonej z jaśminem, po czym wyszłam z mieszkania, zamykając je na klucz.

Po przekroczeniu drzwi wyjściowych, niemalże od razu poczułam jak ze zdwojoną siłą uderza we mnie skwar, żarzący prosto z nieba. Co prawda przyzwyczajona byłam do wysokich temperatur na Florydzie, a w szczególności tych w okresie wakacyjnym, lecz była znaczna różnica pomiędzy północną, a południową Florydą, z czego wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Praktycznie całe swoje dzieciństwo spędziłam w Orlando, oczywiście nie licząc wakacyjnych, rodzinnych wyjazdów do innych części stanów. Mimo wszystko, niemalże cały czas żyłam w przekonaniu, że jestem przyzwyczajona do wysokich temperatur, a jednak nic bardziej mylnego. Tutaj na południu, w Miami, powietrze przepełnione było wilgocią, co wręcz potęgowało odczuwalną wysokość temperatur. Niemalże czułam jak całe ubranie przylepia mi się do skóry, co wręcz potęgowało mój dyskomfort. Mimo wszystko, starałam się o tym nie myśleć, zacisnęłam zęby i zmierzałam prosto przed siebie. W duchu dziękowałam sobie, że wcześniej sprawdziłam drogę i wiedziałam, w jakim kierunku podążać, ponieważ niestety mój obecny telefon nadawał się jedynie na śmieci.

Szłam jedną z głównych alejek Miami, która ozdobiona była przepięknymi palmami, które dodawały uroku całemu miastu. Spojrzałam w bok i obserwowałam ekskluzywne sklepy modowe, największy projektantów, takich jak Louis Vuitton, Hermes, Gucci czy Dior, a to wszystko znajdowało się dosłownie obok siebie, w jednej alejce. Westchnęłam w duchu, marząc o tym, aby kiedyś było mnie stać na zakup ich cudeniek. Owszem mój ojciec był zamożny, lecz nie chciałam brać jego pieniędzy, chciałam stworzyć coś swojego, osiągnąć coś, co nawet jemu się nie śniło. Zrobić coś, co sprawi, że spojrzy mi prosto w oczy i powie mi prosto z serca, że jest ze mnie dumny. Tylko tyle i aż tyle, ale tak to właśnie wygląda, jak dorasta się w rodzinie, która jest bardzo wpływowa i ma swoje własne interesy. Poprzeczka, która przede mną zawisła, wisiała na tyle wysoko, że musiałam niemalże dać z siebie dwieście procent, aby chociażby o kawałeczek zbliżyć się do upragnionego sukcesu.

Pan Prezes +18Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz