One

3.2K 200 846
                                    


„Maski?" Dream wziął głęboki oddech, wpatrując się na swoje odbicie w małym lusterku samochodowym. „Gdzie są do cholery maski?" Cierpliwość nie była jego dobrą stroną, musiał mieć wszystko odrazu. W innym razie robiło się bardzo nieprzyjemnie.

„Trzymaj" Warknął Sapnap, podając biała maskę ze zwykłym uśmiechem. Każdy miał taka maskę. Dream z uśmiechem, Karl z smutna buźką, a Sapnap z obojętnością. Każda składała się z białego tła, dwóch kropek i linii. Prosta, nie rzucająca się w oczy.

„Tak jak ustalaliśmy, Karl zagada ochronę, jesteś najbardziej urodziwy z nas wszystkich. Sapnap idziesz ze mną, zero rozmów" Dla niego każde najgłupsze zadanie musiało być wykonane idealnie. Nie było miejsca na potknięcia. Jeśli znalazł się ktoś na tyle odważny, aby skrzyżować plany blondyna, po prostu był eliminowany. Jak zwykły śmieć, jak owad którego deptamy z pełna premedytacją.

Wyrwali się z wana którym przyjechali, ubrani w czarne  spodnie, oraz czarne golfy. Pragnął siać chaos. Chciał, aby nikt nie wiedział kiedy i z której strony zaatakuje. Mimo każdej stresującej sytuacji, jego dłonie nigdy się nie trzęsły.

Ale co to było za przygotowanie, że potrzebowało tyle uwagi? Otóż, impreza która miała się odbyć, była imprezą jego największego wroga. Najgroźniejszego rywala w świecie biznesowym oraz numeru jeden w statystykach. Każdy miał coś za uszami, przecież żaden wysoko ustawiony obywatel, nie zyskał tego wszystkiego nie zostawiając za sobą masy trupów.

Sabotaż — to był plan na tą uroczystość, wprowadzić chaos i pokazać firmie nijakich Davidson'ów, gdzie jest ich miejsce.

Potrzebowali wejściówek, nikt o zdrowych rozumach nie wpuściliby „hydry" na swoje terytorium, z własnej woli. Musieli je ukraść, i to było ich ostatnie zadanie do wykonania.

„Bad, jak kamery?" Dream odezwał się do małej słuchawki w jego uchu. Fakt, nie ufał zbyt dużej ilości osób, ale potrzebował ekipy do swoich działań. Najbardziej zaufana dwójka była zawsze u jego boku. Ale firma miała dużo pracowników, bardziej i mnie wtajemniczonych w ciemna stronę.

Bad i Skeppy — Komputerowcy. Kamery i inna elektryczność była na ich głowie.

Technoblade — Maszyna do zabijania. Potrzeba się kogoś pozbyć? Wystarczył jeden telefon.

Wilbur — Największy zdrajca. Za dnia był pupilkiem Davidson'a, zaś po mroku wszystkie najcenniejsze informacje trafiały prosto do Dream'a.

Więc dlaczego nie ufał tym osobom, mimo ich poświęcenia? Musiał im ufać, lecz nigdy nie przyznał i nie przyzna, że ufa im bezgranicznie. Zależał do osób, które nie okazywały uczuć, bojąc się utraty swojego stanowiska.

„Za 30 sekund kamery zgasnął. Macie dokładnie 10 minut, aby dostać się do środka, zgarnąć co musicie i wiać gdzie pieprz rośnie" Głos Bad'a uderzył prosto w bębenki szefa. To był moment kulminacyjny. Bez tego, cały plan 6 miesięcy przygotowań, pójdą z wiatrem.

„Karl, idziesz przodem, nie martw się będziemy cały czas za tobą" Karl przełknął głośno ślinę, tak jakby to był głaz. Robili takie rzeczy nie od dziś, jednak żadna nowa akcja nie była równa poprzedniej.

„Dream... Nie myślisz, że może to nie jest dobry pomysł?" Głos Sapnap'a wtrącił się w planowanie Dream'a. „Damy sobie rade z ochroną, bez potrzeby wysyłania Karl'a jako przynęty" Bał się o swojego ukochanego, lecz było za późno no zmianę działania.

„Oczywiście, że dalibyśmy rade" Warknął Dream. Na jego twarzy malował się uśmiech. „Ale wtedy nie będzie zabawy" Z pełnym złowieszczym uśmiechem, ruszył w stronę drzwi wejściowych. Nie zmieni swoich planów dla nikogo, nawet dla najlepszego przyjaciela.

Dream Industry ~DNF~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz