25

2.5K 96 62
                                    

Hermiona, Harry, Ron i ja patrzyliśmy, jak Filch rozwiesza nową zmorę Umbridge. 

Dolores Jane Umbridge zastąpiła Albusa Dumbledore'a na stanowisku dyrektora Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.

Nasz najgorszy koszmar stał się rzeczywistością, w postaci różowej ropuchy.  

- Teraz, gdy zmiana personelu jest oficjalna, mamy kilka nowych zasad. Chłopcy i dziewczęta nie mogą przebywać w odległości mniejszej niż 8 cali od siebie- rozległ się głos Umbridge.    Odsunęłam się od Harry'ego. Wystarczy mi szlabanów.

Idąc korytarzem zauważyłam, że wszystkie obrazy zostały zdjęte, wszyscy chodzili ze spuszczonymi głowami i panowała martwa cisza.  Jakakolwiek radość, która kiedyś dudniła w Hogwarcie, została teraz osłabiona. 

Weszłam do dużej sali, w której odbywała się lekcja. Przy każdym biurku stało krwawe pióro, czekające na to, aby zostawić ślad na kogoś skórze. 

Usiadłam na krześle i zaczęłam pisać słowa, które ona napisała na tablicy.  Nie będę dalej służyć Albusowi Dumbledore'owi. Będę posłuszna i szanowała profesor Umbridge.

Bliźniaki i ja byliśmy jednymi z niewielu, którzy nie trzęśli się z szoku i bólu spowodowanego nagłymi ranami na dłoniach.

Wszyscy pospiesznie wyszli, gdy tylko nas pożegnała.   

- Harry - Cho próbowała zatrzymać chłopaka. Zignorował ją, na co się lekko uśmiechnęłam.
Wszyscy razem poszliśmy na pomost.

- Zrobiłeś wszystko, co mogłeś. Nikt nie mógł wygrać z tą starą jędzą - zapewnił Ron, gdy zobaczył, że Harry'ego zżerało poczucie winy. 

- Nawet Dumbledore nie przewidział, że to się stanie - powiedziała Hermiona.   

- Jeśli to czyjaś wina, to nasza - dodałam.- Namówiliśmy cię do tego.   

- Tak, ale ja się zgodziłem. Tak bardzo starałem się pomóc, a to tylko pogorszyło sprawę. - Harry dąsał się, patrząc na okolicę.    Odkąd Dumbledore został zwolniony, a Gwardia Dumbledore'a rozwiązana, Harry był na krawędzi załamania. Czuje się winny za wszystko, co się stało. -Może powinnienem się przestać ingerować, bo im bardziej człowiek się interesuje, tym więcej traci. - Wszyscy odwróciliśmy głowy w stronę końca mostu, jak usłyszeliśmy czyjeś wołanie. Hagrid ukrywał się i cicho nas nawoływał. Wymieniliśmy zdezorientowane spojrzenia, zanim podeszliśmy do niego.  

***

Od 20 minut bez słowa prowadził nas w głąb lasu. Jego twarz pokryta była nowymi ranami, a ramię miał w bandażu.   

- Jakiś pomysł, gdzie on nas zabiera? - szepnęłam do Hermiony, a ona wzruszyła ramionami.

- Hagrid, dlaczego nie możesz nam po prostu powiedzieć, gdzie idziemy? - zapytał Harry. Hagrid zignorował jego pytanie i szedł dalej. Wszyscy się zatrzymaliśmy. W oddali rozległo się dudnienie. Dudnienie stawało się coraz bliższe i głośniejsze. Zerknęliśmy zza drzewa i zobaczyliśmy stado centaurów pędzące przed nami.   

- Nigdy nie widziałem tak wkurzonych centaurów  - zauważył Hagrid. - Ministerstwo ogranicza ich terytorium znacznie bardziej.  To się cholibka pewnie zezłościli, a niebezpieczne są nawet jak śpią.

- Hagrid, co się dzieje? - zapytała Hermiona.   

- Przepraszam, że jestem taki tajemniczy. Nie zawracałbym wam tym głowy, ale skoro Dumbledore odszedł...., to prawdopodobnie lada dzień zostanę zwolniony.- Jąkał się. - Po prostu nie mogłem odejść bez powiedzenia komuś o nim. -Hagrid spojrzał w stronę grupy drzew za nami.  Dało się słyszeć duże chrupnięcie, gdy olbrzym wyszedł zza drzewa. Harry położył przede mną ramię, aby mnie ochronić, gdy wszyscy się cofnęliśmy.  - Graup? Tutaj, ty wielki błaźnie.  -Wszyscy wpatrywaliśmy się w to stworzenie z podziwem, jak podążało za motylem.- Przyprowadziłem ci towarzystwo.  -Olbrzym w końcu odwrócił głowę w naszą stronę, a na jego twarzy uformował się ogromny grymas.    - Nie mogłem go tak po prostu zostawić, bo jest moim bratem - dokończył Hagrid.   

Najmniej kochana przez własnego ojca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz