Rozdział IV

5.2K 182 3
                                    

Pearl

Jechałyśmy przed siebie, oby jak najdalej od Nowego Yorku. Obie pogrążone byłyśmy we własnych myślach. Ja zaczęłam wspominać czas, kiedy poznałam Izaaka. 

Mój ojczym przecenił swoje siły i jakieś tajne służby rządowe zrobiły nalot na jego posiadłość. Byłam przetrzymywana w jednym z pokoi dla niepokornych, czyli w zatęchłej piwnicy. Zamaskowani panowie w czerni uwolnili mnie i odstawili do szpitala. Niewiele pamiętam z tej akcji. Byłam wycieńczona terapią ojczyma. Izaaka poznałam w szpitalu. Przyszedł odwiedzić siostrę i pomylił sale. Polubiliśmy się od pierwszej chwili. Czasami spotykasz kogoś i czujesz się w jego towarzystwie, jakbyście się znali od lat. To tak, jakby nasze dusze znały się od bardzo  dawna. Pomógł mi zniknąć ze szpitala. Gdyby nie on, znów wpadłabym w łapy ojczyma, albo mężczyzny, którego wybrał mi na męża. Jego goryle już mieli na oku salę, w której leżałam. Bez pomocy Izaaka nie poradziłabym sobie.

Z czasem Izaak ujawnił mi swoje wyjątkowe zdolności. Jego cicha profesja to fałszowanie dokumentów. Potrafił przygotować każdy dokument. Potrafił wejść do każdej bazy danych. To on przygotował dla mnie papiery, dzięki którym funkcjonowałam przez ostatnie lata. Byłam przekonana, że łączy nas przyjaźń. Miał różne znajomości, dzięki którym wiedział, kiedy w danym miejscu robiło się dla mnie niewygodnie. Byłam pochłonięta swoimi sprawami i nie zauważyłam, kiedy Izaak zadurzył się we mnie. Późno zrozumiałam, że narażał się nie dla sprawy, ale dla mnie. A na to nie mogłam pozwolić. Nie mogłam odwzajemnić uczucia i za bardzo go szanowałam, by wykorzystywać. Właśnie uświadomiłam sobie, że przez ostatnie pięć lat mogłam robić to, co robiłam i żyć tak, jak żyłam, właśnie dzięki niemu. Przyszłość bez niego wydawała mi się pusta, jakaś taka  wybrakowana. Pierwszy raz od pięciu lat nie wiedziałam dokąd zmierzam. A do tego miałam na głowie Monic. Obawiałam się o nią, bo potrafiła zachowywać się irracjonalnie. A przecież stawką było jej życie.

- Pearl – wybijając mnie z zamyślenia zagaiła rozmowę – ja sobie sama nie poradzę. Dopiero teraz widzę, jaka jestem głupia i niesamodzielna. Mój mąż miał rację. Spieprzyłam. Wszystko spieprzyłam. – spojrzała na mnie, a jej twarz była czerwona od płaczu – Wybaczysz mi Pearl?

Zatrzymałam się na poboczu. Nie mogłam pozwolić, by zaczęła teraz użalać się nad sobą.

- Monic, jesteś zmęczona i boisz się tego, co nieznane. Musimy improwizować, bo nasz plan spalił na panewce – ujęłam jej dłonie, bo zaczęła wyginać palce ze zdenerwowania – Owszem, zachowałaś się nierozsądnie i teraz ponosimy tego konsekwencje, ale to nie znaczy, że jesteś głupia. Jeśli będziesz zaniżała swoją wartość inni też to będą robili.

- Tak – pociągnęła nosem – wiem, że chcąc zmienić swoje życie najpierw musze zacząć od siebie, ale to takie trudne – spuściła głowę – spojrzenie Izaaka, kiedy wsiadałaś do samochodu będzie prześladowało mnie do końca życia.

Mnie też, ale tego powiedzieć jej nie mogłam.

- Izaak i ja to historia bez przyszłości. Od samego początku nie było tu miejsca na happy end, więc przestań obwiniać się o wszystko – podniosłam jej podbródek, by na mnie spojrzała – jesteśmy skazane na siebie w najbliższym czasie, więc musimy współpracować. W dalszym ciągu to nie jest jeszcze czas, kiedy możesz użalać się nad sobą. Potrzebuję cię trzeźwo myślącą – uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco – zrozumiano?

- Zrozumiano! – odpowiedziała nieśmiało unosząc kąciki ust ku górze.

- To jedźmy, bo musimy znaleźć jakieś miejsce na nocleg - czułam już ogromne zmęczenie. 

Jednak Cię nie zabiję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz