Rozdział LI

2.4K 108 2
                                    

Adam
Nakreśliłem Młodemu, w jak czarnej dupie utknąłem. Ten wypaplał wszystko żonie, a ta natychmiast zarządziła przyjazd do Irlandii. Francesca była prawdziwą przyjaciółka. Od razu pomyślałem, że zostawiając Pearl i Hope pod jej opieką, będę mógł wyrwać się na kilka dni do New York'u. Jeśli była jakakolwiek szansa, by ta stara gnida mogła uratować moją kobietę, to sam tę nerkę z niego wyciągnę.

Umówienie się na rozmowę z Salvadore zajęło mi dwa dni. Stary zgrywał chojraka, ale po wysłuchaniu tego, co miałem mu do powiedzenia, widziałem, jak robi się siny, przyspiesza mu oddech, a dłonie zacisnęły się w pięści.

- Mam cukrzycę i sam nad grobem stoję – wycedził przez zaciśnięte zęby.

Nie wytrzymałem. Przyłożyłem mu lufę do skroni, a w tej samej sekundzie kilka innych zostało wycelowanych we mnie.  Ale stary zatrzymał swoich ludzi gestem dłoni.

- Jednak cię nie zabiję... Pozwolę ci żyć, byś każdy dzień zaczynał ze świadomością, że przyłożyłeś łapę do cierpienia  i śmierci własnej córki, a twoja cudowna wnuczka, która kocha ją ponad wszystko, będzie dorastała pozbawiona matczynej miłości.

Wstałem i jak najszybciej chciałem opuścić to pomieszczenie, bo morda tej gnidy nie działała na mnie dobrze.

- Stój! – warknął stary. – Masz ich zdjęcia? – zapytał już znacznie łagodniej.

Miałem w telefonie mnóstwo zdjęć. Nie chciałem spędzać w jego towarzystwie więcej czasu niż to było konieczne, jednak możliwość zadania mu bólu okazała się zbyt kusząca. Obserwowałem go, kiedy przyglądał się moim dziewczynom. Miałem też kilka zdjęć, gdzie byliśmy razem. Cała nasza trójka, uśmiechnięta, szczęśliwa.

- Wy naprawdę się kochacie – powiedział to bardziej do siebie niż do mnie – ja nigdy nie miałem takiej rodziny.

- I już, qrwa, nigdy nie będziesz miał, a tą, którą tu widzisz, rozbiłeś. Przez ciebie nie widziałem, jak moja córka stawia pierwsze kroki, wypowiada pierwsze słowa. Nie było mnie przy Pearl, kiedy najbardziej mnie potrzebowała. Gdybyś nas nie rozdzielił, jestem więcej niż pewien, że nie musiałbym teraz walczyć o jej życie.

Widziałem, jak każde moje słowo rani go. Marne to było pocieszenie, ale jednak. Ta gnida miała jakieś ochłapy uczuć, które właśnie raniłem. Czułem, że jestem równie winny, jak on. Jednak on nie musiał o tym wiedzieć.

- Pomogę wam – uniósł głowę, przerywając oglądanie zdjęć.

- Jeśli myślisz o zdobyciu nerki poza kolejnością, to wiedz, że Pearl na to nie pójdzie – wiedziałem, bo sam już tego rozwiązania się chwyciłem.

- Głupcze – roześmiał się gorzko. – Przywieź ją tutaj, a resztą ja się zajmę. Obiecuję, że nawet się z nią nie spotka, jeśli będzie upierała się, by mnie unikać.

- Mam ci zaufać? – teraz to ja roześmiałem się kpiąco.

- A masz lepsze rozwiązanie?

Nie miałem.

Wróciłem do moich dziewczyn. Francesca świetnie się spisała. Zastałem żonę i córkę w dobrym nastroju. Obecność przyjaciółki miała dodatkowy plus. Mogłem zabrać Pearl na długi spacer, a Hope zostawić pod jej opieką.

Zabrałem żonę na plażę. Szum fal i wiatr wprawiały Pearl w dobry nastrój. A to, co miałem do przekazania wymagało odpowiedniej oprawy. Właściwie, to byłem na tyle zdeterminowany, by podać jej leki usypiające i zapakować do wynajętego samolotu. Ale to była oczywiście ostateczność.
Maszerowaliśmy plażą w ciszy, trzymając się za ręce, od czasu do czasu wymieniając uśmiechy i ukradkowe spojrzenia. Napięcie między nami było tak gęste, że można by je nożem ciąć.
Zatrzymałem nas. Przytuliłem ją i poczułem, jak jej ciało drży.

- Jest ci zimno?- zapytałem z troską – Chcesz wracać? – ja nie byłem jeszcze gotowy, ale przecież nie moje potrzeby są tu teraz ważne.

- Nie – uśmiechnęła się do mnie, a ja zrozumiałem, że na to spojrzenie, na ten uśmiech, czekałem całe życie.

- Pojechałem spotkać się z Salvadore – wypaliłem.

- Nie trudno było się domyślić – jej twarz posmutniała.

- Wiem, że ty się poddałaś, ale ja nie – musnąłem jej usta, bo cholernie tęskniłem za nimi - On chce nam pomóc, a ja jestem gotów tę pomoc przyjąć.

- Ta pomoc ma cenę – jej oczy wypełniły się łzami - Obiecałeś chronić przed nim Hope.

- Nie zbliży się do ciebie – scałowałem pierwszą łzę – do Hope też.

Jednak Cię nie zabiję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz