Rozdział X

4.6K 180 5
                                    

Pearl

Garderoba była wypełniona po brzegi. Ubrania w moim rozmiarze. Piękne. Szkoda tylko, że nic w moim stylu. Nie znalazłam nawet jednej rzeczy, której założenie by mnie ucieszyło. Dlatego wybór stroju zrzuciłam na Francesce. Wzięłam bieliznę i wróciłam do łazienki. Półki pełne przeróżnych kosmetyków. Super. Będzie czym twarz skorygować, chociaż z opuchlizną, to raczej nic nie wygra. Wysuszyłam włosy, nałożyłam makijaż i przypominałam człowieka. Wyszłam z łazienki i jakież było moje zaskoczenie. Pokój dosłownie tonął w różach. Znów ogarnął mnie histeryczny śmiech i płacz jednocześnie. Jakie to stereotypowe. Uspokoiłam się i poprosiłam Francesce, by pomogła mi to zielsko z pokoju wynieść. Dziewczyna zdziwiła się, ale zrobiła to, o co poprosiłam.

- Signore Adriano nie będzie zadowolony – poinformowała mnie konspiracyjnym szeptem.

- Moja droga – ujęłam ją pod ramię – zadowolenie Signore Adriano nie leży na mojej liście potrzeb. – roześmiałyśmy się obie – On o moje zadowolenie jakoś nie zadbał – dodałam.

Kiedy całe zielsko wyniosłyśmy na korytarz, wróciłam do przygotowań. Efekt akceptowalny, choć niestety, nie powalający. Ale w tych okolicznościach to i tak osiągnęłyśmy wielki sukces.

- Trancesca – zapytałam mojej towarzyszki – mam tu teraz warować, aż pan mnie do nogi przywoła, czy też sprowadzisz mnie do pana?

- Pan przyszedł do ciebie – odwróciłyśmy się w stronę drzwi, skąd dobiegł nas głos Sycylijczyka.

Przyznaję, wyglądał jak młody bóg. Grzesznie przystojny. Wyglądał jak facet ściągnięty z bilbordu, gdzie reklamuje obrzydliwie drogie zegarki.

Podeszłam do niego. Uśmiechnęłam się, na tyle, na ile opuchlizna mi pozwoliła.

- No proszę – przeciągnęłam palcami po klapie marynarki – takie ładne opakowanie, a w środku gnida.

W jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk. Ale nie uległ pokusie. Tym razem.

Przytrzymał moją dłoń i złożył na niej pocałunek.

- Widzę, że nie spodobały ci się kwiaty? – zerknął w stronę korytarza.

- A były dla mnie? – udałam zaskoczenie – No cóż. Nie znoszę róż, więc, jeśli miały mi poprawić humor, to i tak chybione.

Ujął moją twarz w dłonie. Bolało jak cholera, ale nie dałam po sobie poznać.

- Dlaczego to robisz? – rozluźni nieco dłonie - Co chcesz takim zachowaniem osiągnąć? -musnął ustami czubek mojego nosa – Jesteś masochistką?

Chwyciłam jego dłonie i odsunęłam od moje twarzy.

- Skoro ty jesteś sadystą, to doskonała z nas para! - wysyczałam.

Zeszliśmy do jadalni. Stół nakryty był tylko dla dwóch osób. Chyba pochwycił wzrokiem moje zaskoczenie, bo natychmiast mnie poinformował, że dziś zjemy sami.

- To po co był ten cyrk z przebieraniem się i malowaniem? – bąknęłam pod nosem.

- Możesz powtórzyć, kochanie? – obdarzył mnie zniewalającym uśmiechem.

- Nie czuję się najlepiej. Wolałabym wrócić do pokoju – wytrzymałam jego spojrzenie – oczywiście, jeśli pozwolisz, kochanie. Omal się nie zadławiłam tym ostatnim słowem.

Natychmiast podszedł do mnie i przyłożył dłoń do mojego czoła.

- W co ty pogrywasz Pearl? – zapytał przyglądając mi się uważnie.

- Mogłabym zadać ci to samo pytanie – przytrzymałam się jego ramienia, by zsunąć buta. Niestety, stopa znów zaczęła krwawić, a nie było mi dane założyć trampek.

Sycylijczyk wziął mnie na ręce, chyba to polubił,  i zaniósł do pokoju. Spontanicznie objęłam go za szyję i zapytałam

- Dlaczego mi to robisz? – pogładziłam dłonią jego policzek. Ten czuły gest zaskoczył nawet mnie samą.

- Nie walcz ze mną – postawił mnie przy łóżku – Im szybciej zrozumiesz, że twoje miejsce jest przy mnie, tym będzie ci łatwiej. A już z pewnością, nie będzie bolało – musnął opuszkami palców moją rozciętą wargę i wyszedł.

Zamykając drzwi rzucił jeszcze przez ramię

- Francesca przyniesie ci kolację - spojrzał jeszcze na mnie - wypocznij, podobno przygotowania do ślubu bywają męczące. Zaproszenia już rozesłałem.

Przygotowania do ślubu? Do jakiego ślubu? Że naszego? O! niedoczekanie twoje! 

Jednak Cię nie zabiję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz