Rozdział XLIII

2.3K 119 5
                                    

Pearl
Moje silne postanowienie, by trzymać Adama na dystans, nagle gdzieś wyparowało. A może mózg, ze względu na wczesną porę, jeszcze nie rozbudził się dostatecznie. Czułam ogromne zmęczenie i dojmującą samotność. Od miesięcy brałam na siebie mnóstwo obowiązków, by nie mieć czasu na myślenie, a teraz, mój organizm chyba się zbuntował. Poczułam ciepło jego ciała tuż za moimi plecami. Odwróciłam się. Jego oczy, wpatrzone były we mnie z tęsknotą i prośbą, bym mu zaufała. Zaglądały chyba w głąb mojej duszy. Równie mocno, jak chciałam mu zaufać, dręczyły mnie obawy, że i tym razem zawiedzie, a ja już nie znajdę siły, by się pozbierać. Staliśmy w milczeniu, mierząc się na spojrzenia. W moim strach, w jego obietnica. Emocje nagle skropliły się we mnie i wybrały oczy na drogę ujścia. Adam ujął moją twarz w dłonie. Jego dotyk był czuły i delikatny. Nachylił się i chyba chciał mnie pocałować, jednak zatrzymał usta kilka milimetrów nad moimi i spojrzał mi w oczy , jakby prosił o pozwolenie.
Z pomocą przyszła mi Hope. Obudziła się i wołała, bym do niej przyszła. Odskoczyłam od Adama, jak poparzona. W myślach podziękowałam, temu, tam na górze, że ulitował się nade mną i nie pozwolił, bym wpadła w ramiona mężczyzny, który już niebawem przestanie być moim mężem.
Weszliśmy do córki oboje. Mała patrzyła na nas ze zdziwieniem.

- Adam, ty u nas spałeś? – zapytała z dziecięcą szczerością.

Przykucnął przy jej łóżeczku, ucałował zadarty nosek i konspiracyjnie, cichym głosem, jakby zdradzał jej właśnie wielką tajemnicę, powiedział:

- Mama wczoraj nie najlepiej się czuła, dlatego zostałem, by się wami zaopiekować?

- Przecież ja mogłam się mamusią zaopiekować! – Hope zrobiła urażoną minkę. – Przecież jestem już duża i potrafię.

Adam zaczął szeptać z Hope, ale tak, bym ja nie mogła nic usłyszeć. Musiał powiedzieć jej coś, co bardzo jej się spodobało, bo zarzuciła mu rączki na szyję i wtuliła się w niego mocno.

- Macie przede mną jakieś tajemnice? - zrobiłam gniewną minę, choć tak naprawdę, to musiałam się mocno postarać, by ukryć rozbawienie.

- Mamy z Adamem swoje sprawy – z ogromną powagą odpowiedziała nasza córka – Ale nie musisz się martwić mamusiu, bo to nic złego.

- Skoro tak dobrze się rozumiecie, to zajmijcie się śniadaniem, a ja zniosę ciasteczka do recepcji.

Cieszyłam się, że złapali tak dobry kontakt ze sobą. Adam naprawdę ją kochał i troszczył się o nią. Hope uwielbiała spędzać z nim czas, dlatego ostatnio starał się częściej zostawiać ich razem, a sama zajmowałam się swoimi sprawami.

Po śniadaniu zostałam poinformowana, że jedziemy na wycieczkę do Coleraine. Zastępstwo w fundacji jak i w pensjonacie moi spiskowcy już dla mnie zorganizowali. Adamowi potrafiłabym odmówić, ale ten szczwany lis zaczął spiskować z Hope. Kiedy mała poprosiła, byśmy wspólnie wybrali się na wycieczkę, odpuścić już nie mogłam.
Dzień spędziliśmy razem i naprawdę było bardzo przyjemnie. We trójkę wyglądaliśmy, jak kochająca się rodzinka. Miłość Adama i Hope była oczywista, natomiast ja swoją, ze wszech miar wypierałam.

Hope, zmęczona wrażeniami zasnęła natychmiast, jak tylko zapięłam jej pasy w samochodzie. Nie obudziła się nawet, kiedy Adam przełożył ją do łóżeczka. Prawie cały dzień spędziliśmy na świeżym powietrzu, a to zrobiło swoje. Podziękowałam mężowi, bo jeszcze nim był, za cudowny dzień z nadzieją, że wróci do siebie, bo bardzo nie chciałam byśmy zostali sami. Jednak on miał inne plany.

- Połóż się – z uśmiechem wydał mi polecenie –dziś też zostanę z Hope.

- Ale nie ma takiej potrzeby – zawetowałam natychmiast, ponieważ kolejna noc pod jednym dachem nie wydawała mi się najlepszym pomysłem.

- Jest – podszedł do mnie zbyt blisko– Ja czuję taką potrzebę, poza tym już to obiecałem córce.

Nie było mi dane powiedzieć cokolwiek jeszcze, ponieważ moje usta zostały zamknięte pocałunkiem. Głupie serce łomotało tak mocno, że zagłuszyło wszystkie myśli, a usta odwzajemniły pocałunek. Adam wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni, a we mnie nagle obudziły się demony przeszłości. Chciałam odsunąć go od siebie, jednak on nie rozluźnił uścisku.

- Adam, ja nie – znów pocałunkiem zamknął mi usta.

- Ciiii – wyszeptał między pocałunkami – Pozwól mi zostać –pocałunek - Chcę przy tobie zasnąć i przy tobie się obudzić. –pocałunek - Tak cholernie potrzebuję tego. – lawina pocałunków – Proszę.

Jednak Cię nie zabiję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz