Rozdział XIV

4.3K 180 3
                                    

Pearl

Nie doceniłam Sycylijczyka. Ta gnida mnie przejrzała. Szybko zrozumiał, że nie boję się jego pięści, ale nie pozwolę, by z mojego powodu krzywdził innych ludzi. No cóż, będę musiała się inaczej zorganizować. Możliwe, że wygrał tę bitwę. Jednak ja nie składam broni.

Po śniadaniu odwiedziła nas konsultantka ślubna. No naprawdę, po co ten cyrk? Mamy bawić się w szczęśliwie zakochanych? Gruchające gołąbki, to raczej nie ta bajka. Madam Issabel zapoznała nas z planem dnia. Potem całą ferajną zapakowaliśmy się do samochodów. Piętnaście osób jechało po jedną kieckę. Madam Issabel, Francesca, ja i dwunastu goryli.

W samochodzie Francesca poprosiła Madam, aby pozwoliła nam zerknąć jeszcze raz na plan naszej wycieczki. Wyjęła telefon z kieszeni i zrobiła zdjęcie. Nie miałam jeszcze okazji powiedzieć jej, że mój plany ewakuacji dziś nie wypali. Była bardzo dyskretna, nikt jej nie przyuważył. Plan naszej wycieczki do kogoś przesłała. Czyżbym znów zaufała niewłaściwej osobie?

Pierwszy butik był przygotowany na nasz przyjazd, czyli żadnej klientki oprócz mnie. Przez dwie godziny butik był tylko i wyłącznie do naszej dyspozycji. Po jaką cholerę Sycylijczyk urządził tę całą maskaradę.

Już przy pierwszej sukience zaciągnęłam Fancesce do przymierzalni. Wytłumaczyłam jej dlaczego dziś wracamy do posiadłości w komplecie. A ona przyznała mi się, że poprosiła kogoś o pomoc. Ten ktoś jest wyjątkowy i znajdzie sposób, by nam pomóc. No właśnie. Nam. Jeśli ja zniknę, to Sycylijczyk urządzi piekło z jej życia.

Każda z kreacji proponowanych przez Madam, prezentowała się na mnie koszmarnie. Wytyczne mojego narzeczonego nijak się miały do mojej figury i ograniczeń mojego ciała. Panna młoda nie powinna epatować szpetnymi bliznami. Zdaje się, że Sycylijczyk nie wspomniał Madam o tak ważnym szczególe. Wspólnie uznałyśmy, że w tym przybytku nic dla mnie nie znajdziemy.

Cała ferajna wpakowała tyłki do samochodów i ruszyliśmy do następnego butiku. Tu również nic odpowiedniego nie było. I tak jeszcze w trzech kolejnych. Francesca zaproponowała, byśmy zatrzymały się gdzieś na lunch i chwilę odpoczęły, bo wyglądam na zmęczoną, a przecież nie powinnam się forsować, bo niedawno byłam chora. Dla mnie to znaczyło dokładnie to, że jej znajomy znalazł sposób, jak mnie z tego cyrku uwolnić nie krzywdząc przy tym jej.

Nie myliłam się. Tylko musiałyśmy trafić do wskazanej przez niego restauracji. Goryle nie byli zachwyceni małą zmianą planów. Jednak nie stawiali oporu.

Madam była zasmucona faktem, że klasyczne stroje ślubne dla panien nie sprawdzą się w moim przypadku. Zaproponowałam, że możemy uszyć jedwabne spodnium. Dopasowany żakiet będzie eksponował gołą szyję i dekolt. Klapy można wyszyć kryształami albo perłami, a spodnie będą miały bardzo szerokie i długie nogawki, co wydłuży i wysmukli sylwetkę. Moja propozycja bardzo jej się spodobała. Wykonała kilka telefonów i po lunchu byłyśmy umówione do krawca. Jak widać, odpowiednie nazwisko i pieniądz potrafią zdziałać cuda.

W restauracji, kiedy chciałam skorzystać z toalety, Francesca była bardzo chętna mi towarzyszyć. Wystukała numer w komórce, wcisnęła mi ją w dłoń i wepchnęła do kabiny.

- Pearl Stars – wyszeptałam niepewnie – z kim rozmawiam?

- Adam Scot. Jestem gotów pani pomóc – spokojny, rzeczowy ton.

- Cóż za zmiana – parsknęłam śmiechem –polował pan na mnie jeszcze kilkanaście dni temu.

- Przyznaję, dostałem na panią zlecenie – powiedział, jakby czuł potrzebę wytłumaczenia się.

- Wtedy, czy teraz? – zaintrygował mnie.

- To temat na dłuższą rozmowę, a teraz nie mamy na to czasu.

- Dlaczego chce mi pan pomóc? – ten człowiek intrygował mnie coraz bardziej.

- Pearl, będziesz wolna jeszcze przed ślubem, ale musisz mi zaufać – rzeczowy spokojny ton.

- Zaufanie to luksus, na który mnie nie stać – zgodnie z prawdą odpowiedziałam – Poza tym, on zagroził, że skrzywdzi Francesce, jeśli ja ucieknę.

- Wiem. Z tym też sobie poradzimy. Tylko musisz mi zaufać i robić dokładnie to, co powiem –uśmiechnął się – nawet, jeśli to jest wbrew twojej naturze.

- Spróbuję – póki co, nie miałam lepszego wyjścia.

- Świetnie. A teraz wracaj do stolika. Wszystko obgadam z Francescą.

Jak powiedział, tak uczyniłam. Goryle byli już niespokojni, bo na dłuższą chwilę stracili mnie z pola widzenia.

Adam
Młody uznał, że zadanie go przerosło i poprosił o pomoc. Punkt dla niego. Rzeczywiście sprawa się skomplikowała. Salvemini uderzył, chyba w jedyny, słaby punkt małej. Te kilka słów, które dziś zamieniliśmy, dużo mi o niej powiedziało. Intryguje mnie i chciałbym ją lepiej poznać.

Jednak Cię nie zabiję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz