Rozdział XXXVI

2.4K 114 6
                                    

Pearl
Izaaka zorganizował mi powrót na Florydę. Jako jedyny nigdy mnie nie zawiódł. Wspierał mnie i pomagał. Wspaniale opiekował się Hope. Byłby cudownym ojcem. Dlaczego nie mogłam zakochać się właśnie w nim? To pytanie często dręczyło mnie w długie bezsenne noce.
Dlaczego moje głupie serce nie mogło wybrać tego dobrego człowieka? Ech...gdyby tak moje serce miało rozum, to nie byłoby teraz takie poobijane i posklejane z miliona kawałków, na które się wcześniej rozpadło. Nie bolałoby na każde wspomnienie o Adamie, choć ze wszystkich sił starałam się o nim nie myśleć. Bez względu na to, co było między nim i Ann, nie ufał mi na tyle, by odkryć to przede mną. Zostawił mnie z tysiącem pytań i wątpliwości. Trudno wierzyć w kogoś, kto nas oszukał.

Cieszę się, że ojciec pomógł mu oczyścić się z zarzutów o morderstwo. Swoją drogą, to bardzo dziwne, bo przecież sam go w to uwikłał. Skoro chciał wpakować go do więzienia i usunąć z mojego życia, to musiało wydarzyć się coś ważnego na tyle, by zmienił zdanie. Naprawdę starałam się o nich nie rozmyślać. Tylko, że myśli mnie nie słuchały. Bombardowały moją głowę i dręczyły wspomnieniami. Tęskniłam i nienawidziłam jednocześnie. Nawet, gdybym do niego wróciła, już zawsze będzie wisiało nad nami to niedomówienie. Już na zawsze mieszkałaby we mnie obawa, że jeszcze coś ważnego przede mną ukrywa. Przecież nie można dzielić życia z kimś, komu się nie ufa. Tęskniłam za jego dotykiem, a chwilę po tym wyobrażałam sobie, jak tuli Ann. Wyobraźnia płatała mi figla, a wspomnienia sprawiały fizyczny ból.
Bez względu na to, co nim kierowało, by ukryć ich związek przede mną, popełnił błąd. Błąd, za który drogo płacimy oboje. On stracił możliwość bycia przy Hope, kiedy dorasta. Nie zobaczył jej pierwszych kroków, nie usłyszał, kiedy pierwszy raz zawołała mama i jak słodko wypowiada swoje imię. Za dwa dni nasza córka będzie obchodziła swoje pierwsze urodziny. Tego też nie zobaczy.
Izaaka przyjechał w odwiedziny z ogromnym prezentem. Hope skradła jego serce. Uwielbiał spędzać z nią czas, a mała cieszyła się na każdą jego wizytę. Kiedy przyjechał, dom był już pełen gości. Szybko zaaklimatyzowałyśmy się w nowym miejscu. Społeczność małego miasteczka przyjęła nas bardzo ciepło. Jako samotna matka, oficjalnie wdowa, mogłam liczyć na wsparcie i pomoc. Szybko pozbywałam się wszystkich absztyfikantów. W moim życiu nie było już miejsca na więcej rozczarowań. Z każdym dniem czułam się silniejsza i szczęśliwsza. Od kilku tygodni nie chlipałam już w poduszkę przed zaśnięciem.

Hope wspięła się na moje kolana i właśnie miała zdmuchnąć swoją pierwszą świeczkę, kiedy do ogrodu zawitał nieproszony i zupełnie nieoczekiwany gość. Powietrze zatrzymało mi się w płucach, a serce chyba przestało bić. Czyżby mój anioł stróż znów wziął sobie wolne? Złośliwy los postanowił znów kopnąć mnie w tyłek? Jakaś kara za to, że odważyłam się znów być szczęśliwa? To dopiero niespodzianka.

Jednak Cię nie zabiję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz