Rozdział XVI

4.3K 172 6
                                    

Pearl
Sypialnia, którą zajmowałam, miała osobną łazienkę. Cieszyło mnie to bardzo, bo dzieląc dom z obcym mężczyzną, mogłam czuć się komfortowo. Adam zadeklarował, że zajmie się kolacją, więc miałam trochę czasu dla siebie. Rozpakowałam torbę, którą spakowała dla mnie Francesca. Kochana dziewczyna. Pomyślała dosłownie o wszystkim. Bielizna, ubrania, buty, kosmetyki. Wzięłam długi, gorący prysznic. Założyłam szorty i koszulkę. Wysuszyłam włosy i zaplotłam luźnego warkocza. Zrezygnowałam z makijażu. Sińce na mojej twarzy były już bardzo blade, dlatego nie czułam potrzeby maskowania ich.

Drzwi do mojej sypialni były lekko uchylone, więc słyszałam, jak Adam krząta się po kuchni. Postanowiłam do niego dołączyć. Weszłam do kuchni i widok, który ukazał się moim oczom, zahipnotyzował mnie. Właśnie wyjmował jakieś naczynie z piekarnika. Stał do mnie tyłem, w szarych, dresowych spodniach i boso. Silne, umięśnione plecy pokrywał ogromny tatuaż. Orzeł w locie z rozłożonymi skrzydłami. Mnóstwo detali, cieni. Jego plecy wyglądały jak azteckie malowidło. Nagle odwrócił się do mnie, jakby wyczuł, moją obecność.

- Cóż za wyczucie czasu – uśmiech, jaki mi posłał, wywołał rumieniec na moich policzkach. Zostałam przyłapana na wglapianiu się w jego prawie nagie ciało.

- Wiedziona zapachem tu trafiłam – uciekłam wzrokiem i spojrzałam na jedzenie.

- Siadaj, proszę – wskazał dla mnie miejsce.

Wspięłam się na wysoki, barowy stołek, a on zajął miejsce naprzeciw mnie.

- Wina? – uniósł butelkę i zatrzymał nad kieliszkiem w oczekiwaniu na moja odpowiedź.

- Raczej nie powinnam – picie alkoholu w jego towarzystwie, jakoś wydawało mi się niebezpieczne.

- Kilka łyków, na rozluźnienie ci nie zaszkodzi – dodał, by rozproszyć moje wątpliwości.

- Ok. Poproszę – a w myślach fuknęłam na siebie: Pearl, co ty wyprawiasz!

Przy posiłku prowadziliśmy miłą, niezobowiązującą rozmowę. Chciałam posprzątać, skoro on gotował, ale mi nie pozwolił. Wręczył mi kieliszek, z którego piłam, sam wziął swój i butelkę z winem. Przenieśliśmy się do salonu. Usiadłam na miękkim, puchatym dywanie. Stanowił cudowny kontrast z surową, betonową podłogą. Przyciągnęłam kolana pod brodę i zaplotłam dłonie. Adam włączył muzykę i ciepłe dźwięki saksofonu wypełniły całe wnętrze.

- Adam – zagadnęłam nieśmiało – Czy ty wiesz do czego jestem tak bardzo potrzebna Sycylijczykowi? Dlaczego koniecznie chce mnie poślubić?

- Szperałem trochę, ale nie mam jeszcze nic konkretnego – dolał nam wina – To, co was łączy to czas i szpital, w którym się urodziliście.

- Myślisz, że nasze matki mogły się poznać? – drążyłam, bo czułam, że nie mówi mi wszystkiego.

- Tego raczej szybko się nie dowiemy, bo obie kobiety nie żyją - mówiąc to uciekła ode mnie spojrzeniem.

- Wisz, jak zmarła matka Sycylijczyka? – może to mógłby być jakiś trop.

- Stary Salvemini ją skatował – a po chwili dodał – w ich posiadłości teą są takie pokoje, jak ten, w którym przetrzymywał cię ojczym.

- A skąd o tym wiesz? – wyjąkałam zaskoczona.

- Skąd wiem, że są takie pokoje, czy skąd wiem, że ojczym przetrzymywał cię w katowniku? – jego niebieskie oczy dosłownie wwiercały się we mnie.

- Skąd wiesz o mnie? – to najbardziej mnie zaskoczyło.

- Ten nalot na posiadłość twojego ojczyma, to robota mojej agencji. Dostaliśmy zlecenie rządowe – zawiesił głos na chwilę – Młody cię znalazł. Byłaś wycieńczona i traciłaś przytomność. Odstawiliśmy cię do szpitala.

Adam
Czułem, że stoi za mną i mi się przygląda. Odwróciłem się i znów zobaczyłem małe, dzikie zwierzątko. Boso, w szortach i koszulce. Włosy zaplecione na plecach, kilka kosmyków luźno opadało na policzki. Twarz nosiła blade ślady pobicia, ale nie ukryła ich pod makijażem. Oczy w kolorze ciemnego irlandzkiego piwa były we mnie wpatrzone. To spojrzenie sprawiło mi ogromną przyjemność.

Dała namówić się na wino do kolacji. Po tym, co ostatnio przeszła, z pewnością potrzebowała nieco wyluzować. Przy mnie jest bezpieczna. Bardzo chciałbym, żeby mi zaufała.

Po kolacji, znów zarzuciła mnie lawiną pytań. Podejrzewałem znacznie więcej, niż jej powiedziałem. Ale, dopóki nie potwierdzę swojej tezy, nie chcę dokładać jej zmartwień. Ustaliłem, że młody Salvemini, jakieś siedem lat temu miał wypadek motocyklowy. Potrzebny był przeszczep nerki, ale stary Salvemini nie mógł być dawcą. Niedługo potem zamknął żonę w katowniku. Myślę, że mamuśki dogadały się między sobą i wymieniły noworodkami. Salvemini potrzebował dziedzica. Dziewczynka byłaby ogromnym rozczarowaniem. Dokumentacja medyczna z tego okresu, jakimś dziwnym trafem zniknęła.  

Jednak Cię nie zabiję...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz