Blondynka wymamrotała pod nosem kilka przekleństw, mając nadzieję, że w jakiś sposób pomoże to zwalczyć ból głowy. Nic z tego, jedynie bardziej się nasilił. Przewróciła się na prawy bok, tylko po to, żeby jej nos zderzył się z ramieniem chłopaka, z którym dzieliła niewielkie łóżko hotelowe. Czego by nie zrobiła dla dobrego artykułu – wystarczyło obrać całą historię w kolorowe słowa. I odebrać aparat od barmana, którego poprosiła o kilka dobrych zdjęć.
- Już idziesz? – wymamrotał pod nosem, prawdopodobnie także cierpiąc z powodu nadmiaru alkoholu wypitego poprzedniej nocy.
Wyburczała przeczącą odpowiedź i ukryła twarz w poduszce. Z jednej strony chciała się go pozbyć, aczkolwiek z drugiej miała zamiar wyciągnąć z tego spotkania jak najwięcej.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że to niezobowiązujące? – mruknęła cicho, sprawdzając, czy nie zasnął.
W odpowiedzi dostała jedynie stłumione ‘mmpfhmm’. Hemmings spał. Ona także powinna. Powinna jakoś zabić to rosnące poczucie winy, ewentualnie zebrać wszystkie swoje rzeczy i zniknąć. Pożądanie wyparowało, pozostała jedynie skacowana dwójka młodych dorosłych, musząca się zmierzyć z szarą codziennością.
Alkohol. Wspaniały trunek. Ambrozja. Napój bogów. Sprawia, że czujesz się kimś. Dodaje odwagi, uśmiechy stają się bardziej wyraźne, wspomnienia nieco bardziej zamazane. Ludzie pozwalają sobie na dużo więcej, a cierpią, kiedy jego dobroczynny wpływ w magiczny sposób się kończy. Wtedy człowiek się budzi i okazuje się, że wszystko się sypie. Cały świat.
I w pewnym momencie, kiedy leżysz w łóżku z obcym facetem… Przychodzi poczucie winy. Potrząsnęła głową – nieważne. W ostatecznym rozrachunku to było nieważne. Chodziło o pracę… Zawsze chodziło o tę przeklętą pracę.
Blondyn się poruszył i dłoń, która do tej pory spoczywała na biodrze tym razem wylądowała w okolicach żebra. Zignorowawszy ten fakt, przymknęła powieki i na nowo oddała się krainie snu. Nie na długo…
- Nina, ja wiem, że wygodnie się śpi, ale mamy pokój do pierwszej. – Subtelny szept rozlegający się gdzieś z oddali w końcu przywrócił ją do życia. – Mamy godzinę na opuszczenie pokoju.
- Mhmmmm… Ty możesz opuścić, ja zostaję.
- Nina – pochylił się nad nią, opierając się na łóżku, chcąc żeby blondynka wreszcie wygramoliła się z pościeli. Nie wykazywała najmniejszych chęci, by poczynić jakiekolwiek kroki w tym kierunku.
I to był główny powód dla którego materiał okrywający ciało Niny wylądował na drugim końcu pokoju, a zimne powietrze omiotło alabastrową skórę Carter. Niedopowiedzeniem byłoby stwierdzenie, że ta była wściekła.
- Do jasnej cholery, oddawaj pościel!
Blondyn pokręcił przecząco głową. Mówił jak najbardziej serio – musieli się wynieść z pokoju hotelowego. A Nina nie wyglądała na chętna do współpracy.
Zaklęła pod nosem, po czym w końcu wytransportowała się z miękkiego, aczkolwiek już nie ciepłego, łóżka. Oczywiście musiała znaleźć swoje ubrania i modlić się, żeby były w dobrym stanie – czekał ją jeszcze powrót do mieszkania i zapewne długa, a jakże pouczająca rozmowa z Peyton o niszczeniu sobie życia. Zawsze zbywała ją machnięciem dłoni, dlaczego tym razem nie miałoby być inaczej.
- Zdecydowanie wolałem cię bez tej sukienki – wymamrotał pod nosem, obserwując jak w pełni ubrana, poprawia włosy. Jego komentarz skwitowała jedynie krótkim prychnięciem.
- Wolałam cię, kiedy było ciemno – odcięła się złośliwie, nakładając szminkę na usta. Marzyła o powrocie do mieszkania, gorącej kąpieli i wsunięciu się pod miękką pościel.
Urażony poczynioną przez Ninę uwagą, skrzyżował ramiona na wysokości klatki piersiowej i wydał z siebie ciche prychnięcie. Oczywiście zignorowane przez zajętą makijażem Carter. W tym stanie mogła wrócić do mieszkania, znajdującego się… cholera, pół godziny metrem przynajmniej. A ona miała tylko przeklęte szpilki.
- Wiesz, że to jednorazowe – zaczęła, wrzucając telefon do niewielkiej torebki. Jeśli plan wypalił pod hotelem miało znaleźć się stado natrętnych fotografów, a raczej jej dobrych kolegów po fachu.
- Jeśli dla ciebie jednorazowym jest wciśnięcie mi swojego numeru niemalże siłą… – wymamrotał, drapiąc się po karku. – Swoją drogą, powinnaś wyjść tylnym wyjściem. I nie zadawaj pytań.
- Ale…
- Nie zadawaj pytań.
To było dokładnie to, czego Nina oczekiwała.
Los Angeles, drugie miasto Stanów Zjednoczonych pod względem populacji, cieszyło się ciepłym klimatem, wspaniałymi plażami i niesamowitym jedzeniem. Jillian siedząc na balkonie widokowym ulubionej restauracji, obserwowała rozciągającą się panoramę miasta. Sącząc wino z kształtnego kieliszka czekała aż przyjaciółka łaskawie się pojawi. Miała tendencję do notorycznego spóźniania się, dlatego Jillian postanowiła uraczyć się pysznym napojem.
- Witaj, Jillian. – Powitana została przez najsłodszy ton na jaki było stać Ninę.
- Jak zwykle spóźniona – skwitowała, odstawiając kieliszek. – Kiedy nauczysz się, że Los Angeles to nie Portland?
Blondynka wzruszyła ramionami, opadając na krzesło. Godziny szczytu w Portland nie były nawet przyrównywane do tych w kalifornijskim Los Angeles. Pieszczotliwie nazywane były samobójstwem dla każdego człowieka, który musiał wyściubiać nos poza obręb mieszkania. Co więcej… Jillian nie miała litości, a Nina miała problem z organizowaniem czasu. Była studentką dziennikarstwa na praktykach, miała prawo być rozkojarzona.
Szkoda, że za każdym razem przesypiała zajęcia z organizacji…
- Chciałaś porozmawiać, a nie wytykać moje spóźnialstwo – zauważyła.
W międzyczasie zamówiły przystawkę, a Nina skusiła się na orzeźwiające piwo. Temperatura, panująca w mieście stawała się nieznośna – w takich momentach tęskniła za Oregonem.
- Rozmawiałam z Doughiem. Nie powie ci tego bezpośrednio, ale dzięki tobie i odświeżonej szacie… Exposed zanotowało wzrost sprzedaży o tłuste osiemdziesiąt procent! – Harvey była niczym małe dziecko, które dostało lizaka. Klasnęła w dłonie, pocierając nimi o sobie. – A to oznacza podwyżkę!
No tak, pieniądze. Banknoty, od których ludzie uzależniali całe swoje życie. Czasami miała wrażenie, że tylko ona nie uczestniczyła w głupim wyścigu szczurów za pozycją i kapitałem.
I pomyśleć, że sprawa rozchodziła się o głupi artykuł, na którego pomysł wpadła, oglądając telewizję. Mieszkając w Los Angeles miała dużo szersze pole do popisu.
Artykuł dotyczył zespołu z Australii, chłopaczków mających tylko spełniać swoje marzenia. Po drodze jednak coś się zepsuło, a te dzieciaki przestały być niewinne – nadużywanie sławy w tak młodym wieku nigdy nie przechodziło obojętnie obok takich magazynów jak Exposed. Często zdarzało się, że oni zaczynali, a później temat łapały kolejne serwisy i tym samym informacja obiegała całe Stany Zjednoczone, przechodząc dalej.
- I to wszystko przez głupi zespół? – wymamrotała blondynka, skupiając się na kieliszku z alkoholem. Takie rzeczy trudno było pojąć trzeźwym umysłem.
- Nie zrozumiesz, Nina. To przez głupie nastolatki, zakręcone na ich punkcie, mające nadzieję, że za któregoś wyjdą. Kupią wszystko, na czym jest ich facjata.
Blondynka potrząsnęła głową. Nie rozumiała. Nie chciała zrozumieć.
a.n/ odkryłam, że nudne lekcjmijają szybciej, kiedy człowiek się czymś zajmie. w moim wypadku pisaniem. polecam.
CZYTASZ
exposed / lrh
Fanfictionpadła ofiarą zakładu, jednak żaden z nich nie wiedział, że ten zakład obróci się przeciwko nim. © niezgodna 2015