czwarty

5.9K 462 13
                                    

Nina nigdy nie chciała wyjść na jędzę. Naprawdę. To nie leżało w naturze blondwłosej. Była raczej ugodowym człowiekiem i dlatego pozwalała Peyton sprowadzać swojego chłopaka na kolejne noce. Ale obserwowanie tej dwójki z samego rana, kiedy marzyła jedynie o solidnej dawce kofeiny nie było na szczycie jej marzeń. Wręcz przeciwnie – wolałaby uniknąć takiego widoku. Jednakże, jak to mawiał John Green – świat nie jest instytucją do spełniania życzeń. Czy coś w tym rodzaju… Mówił też o płatkach śniadaniowych, a tych, w mieszkaniu, mieli niedobór.

- Peyton, obiecałaś, że zrobisz zakupy – jęknęła, otwierając szafkę. Nie widząc swoich ulubionych płatków czekoladowych postanowiła zaprotestować przeciwko złemu traktowaniu przez przyjaciółkę.

- Zrobiłam zakupy, odczep się – odparła urażona, odklejając się na chwilę od swojej wielkiej miłości.

Chris był naprawdę w porządku, ale bądźmy szczerzy… Niektórzy wyglądają lepiej w ubraniu. Szczególnie jeśli to facet twojej przyjaciółki, a jednocześnie współlokatorki.

- Właśnie widzę, jak je zrobiłaś – burknęła, sięgając w końcu po pudełko z kiełkami. Przynajmniej tych nigdy nie brakowało.

- Sama mogłaś zrobić zakupy – wytknęła Peyton, wydając z siebie cichy jęk, kiedy usta Chrisa dotarły do czułego punktu za uchem.

- Na litość boską, która jest jedyną litością, jakiej doznam w całym swoim życiu, darujcie sobie wzajemne zjadanie swoich twarzy. Przynajmniej nie w mojej obecności i nie przy śniadaniu.

Z kubkiem gorącej kawy zamknęła się we własnym pokoju, ignorując dźwięki wydobywające się z kuchni. Kątem oka zerknęła na drukujące się konspekty nadchodzących artykułów – będzie potrzebowała nieco więcej czasu, ale zamysł, który powstał będzie czymś dużym. Czymś, o czym będzie się mówiło. A kolejne wiadomości od naiwnego blondynka sprawiały, że praca wydawała się jeszcze przyjemniejsza i łatwiejsza. Wtedy Nina jeszcze nie wiedziała, że nie tylko ona postanowiła się zabawić. Ale wszystko w swoim czasie…

Przygotowała sobie listę osób, do których powinna dotrzeć. Kolorowym zakreślaczem zaznaczyła dwa nazwiska, które stały się dla niej priorytetem i naskrobała krótkiego maila do Jillian, aby załatwiła wszystkie formalności u Dougha. Wszystko było na dobrej drodze, by pogrążyć australijski zespół, a przy okazji załatwić sobie staż w Vogue’u. Przecież to niczym szczyt marzeń dla studenta dziennikarstwa. Tak wiele zawdzięczała Jill…

- Och, na litość boską, znajdźcie sobie inne miejsce – krzyknęła, wyraźnie zdegustowana dźwiękami wydobywającymi się za ścianą. Postanowili przenieść się do sypialni i wyraźnie zagrać jej na nerwach.

To był impuls, który zmusił ją do porzucenia wygodnej piżamy na rzecz krótkich szortów, niewygodnego stanika i starej koszulki rockowego zespołu, należącej wcześniej do jej brata. Z telefonem w jednej dłoni i kluczami w drugiej opuściła mieszkanie.

Peyton miała skłonności do czynienia uwag w stylu ‘powinnaś znaleźć sobie faceta’ przez ‘te jednonocne przygody powinny się skończyć’ aż do słynnego ‘dorośnij, Nina’. A co jeśli ona a. nie chciała dorastać, b. nie chciała faceta, c. uważała, że uczucia to bzdurny wymysł? Czemu nikt tego nie brał pod uwagę? Zrezygnowana mijała kolejne alejki, by dotrzeć do najbliższej stacji metra. Z tylnej kieszeni spodni wydobyła pomiętą kartę na metro i przeszła przez bramki.

Spędzanie czasu pod ziemią, wbrew zdrowemu rozsądkowi, przywracało Ninie trzeźwość myślenia, a także przywracało siły witalne po przebywaniu w wariatkowie, który nazywała własnym mieszkaniem. Czasami tęskniła za Stanford – za jej szalonymi koleżankami z roku chyba najbardziej. Jillian była na takie sprawy za poważna, a Peyton miała Chrisa. To było głównym powodem, dla którego samotnie rozbijała się po barach.

Po dłuższej chwili ciszy wyciągnęła telefon i wystukała krótką wiadomość tekstową do ostatniego odbiorcy.

Do: Luke

Jesteś zajęty wieczorem? Myślę, że mam ochotę na piwo.

Od: Luke

Ostatnio kazałaś mi zwolnić… Ale gdzie i kiedy?

Nina uniosła brwi w geście zaskoczenia – nie sądziła, że pójdzie jej tak łatwo. W ogóle nie sądziła, że jej pójdzie. Jednakże dzieciak miał swoje potrzeby i wcale go nie winiła… ona także je miała.

 

Do: Luke

Zielony kot o siódmej?

Od: Luke

Do zobaczenia na miejscu.

 Powinna czuć się źle z faktem, że go wykorzystuje. Powinna czuć się źle z faktem, że przez jej stosunki z blondynem będzie miała szerszy dostęp do zespołu i spraw z nimi związanych. Powinna, ale nie czuła. Właściwie to… odkąd wyjechała z Portland przestała odczuwać cokolwiek – po prostu skupiała się na tym, w czym była dobra.

Cicho westchnąwszy wytoczyła się za tłumem na stacji Santa Monica, by zaraz przesiąść się do autobusu i dotrzeć na najpiękniejszą plażę w Los Angeles. Uwielbiała spacery, kiedy to nie była tak zatłoczona, jak w sezonie letnim. Plaże były jednym z wielu powodów, dla których pokochała Los Angeles bardziej od rodzinnego Portland. Oczywiście największe miasto stanu Oregon miało swój urok, ale to Kalifornia była miejscem, w którym się odnalazła.

Usiadła na lekko wilgotnym piasku i spod wachlarza ciemnych rzęs obserwowała ludzi – rodziny z dziećmi, starszych ludzi wybierających się na zdrowotne przechadzki, toczące się życie.

Słońce delikatnie muskało bladą skórę Niny, a szum fal koił zmysły. Na chwilę zapomniała o blondynie, na chwilę zapomniała o Peyton. Zapomniała o całym bożym świecie. Oczywiście tylko na krótką chwilkę…

- Hej, ty!

Niechętnie uchyliła jedno oko, żeby zobaczyć pozbawionego koszulki bruneta, którego skądś kojarzyła. Cudem powstrzymała się przed uderzeniem się w czoło. Calum Hood. Basista.

- Ty jesteś Nina, prawda?

Przytaknęła, przełykając ślinę. Kontakty z pozostałymi członkami chciała ograniczyć do niezbędnego minimum, jak widać chcieć to nie zawsze móc. Calum traktując to jako zachętę, usiadł obok zdezorientowanej blondynki.

- Jestem Calum. – Po dłuższej chwili ciszy, zmarszczył czoło i spojrzał na nią wyczekująco. – Odezwij się, nie zjem cię.

- Mieszkasz w Santa Monica? – Pozowanie na głupią blondynkę nie mogło być takie trudne… Nawet kolor włosów się zgadzał.

- Mieszkamy – poprawił.

Pokiwała twierdząco głową. Od słowa do słowa zawiązała się konwersacja, a jedynym wyznacznikiem mijających minut było słońce powoli odbywające swoją wędrówkę po nieboskłonie. Kiedy dotarło do pozycji zenitalnej, Nina zorientowała się, że na nią czas najwyższy. Niezdarnie podniosła się z piasku, otrzepując się z niewidzialnego kurzu.

Calum uważnie zlustrował sylwetkę drobnej blondynki i doszedł do jednego wniosku…

Hemmings był cholernym szczęściarzem. 

a.n/ idealna pora na nowy rozdział 

exposed / lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz