dziesiąty

3.7K 398 65
                                    

Ashton rozpoczął dzień od przejrzenia prasy i kubka gorącej kawy z pobliskiego Starbucksa. Stało się to pewnego rodzaju rytuałem, od kiedy zobaczył pierwszy artykuł w tej śmiesznej gazetce. O ile pierwszy artykuł był bardzo ogólny, tak w kolejnych Avalon brała sobie na celownik poszczególnych członków zespołu, docierając do osób, które mogły wypowiedzieć się o ich poczynaniach. W wypadku Clifforda była to, zakrawająca pod kategorię fantasy, ubarwiona historia Abigail Breslin. Nie sądził jednak, że on będzie drugi na celowniku. I że historię jego życia przedstawi, uważana przez niego za bliską przyjaciółkę, Ashley Frangipane. Czytał kolejne słowa, przedstawiającego go w co najmniej złym świetle. Lustrował wzrokiem kolejne słowa, przeklinając pod nosem. Nie pozostawiła na nim suchej nitki.

Najgorszy był fakt, że nawet nie potrafił być zły na Ashley, był po prostu rozczarowany, że miała o nim takie zdanie.

- Jakieś wieści od Hooda? – Do kuchni wpadł zdezorientowany Hemmings z telefonem w ręku. Próbował go namierzyć od ponad godziny, ale ten nie raczył nawet napisać krótkiej wiadomości.

Ashton podniósł wzrok znad czytanej gazety i pokręcił przecząco głową.

- Ostatni raz widziałem go wczoraj wieczorem. Nie odbiera? – To nie byłby pierwszy raz, kiedy Hood przepadł niczym kamień w wodę. Rzucił gazetą o blat i wywrócił teatralnie oczyma. Jak się sypało to zawsze po całości, nigdy w połowie, czy też w trzech czwartych. Potrzebował zdecydowanie większej dawki kofeiny, co równało się z kolejną wizytą w pobliskiej kawiarni.

- Mamy dzisiaj próbę, a on sobie znika... Świetnie, po prostu wspaniale – wymamrotał blondyn, sięgając po gazetkę. – Avalon nie odpuszcza?

- Ciekaw jestem, ile dostaje za te artykuły. Będąc obiektywnym... są cholernie dobre.

- Przestań chrzanić, Irwin... Media już podłapują temat, a  portale społecznościowe huczą. Staliśmy się 5 Seconds of Affairs.

Ashton pokręcił przecząco głową. Ostatnimi czasy wszyscy chodzili poddenerwowani – Michael nie odzywał się do nikogo od czasu wywiadu z Abigail. Atmosfera była napięta, a całej sytuacji nie poprawiał fakt, że za kilka miesięcy wyruszali w trasę po Europie. Nieważne do czego zmierzała Avalon, ale skutecznie wprowadzała swój plan w życie.

- Wiesz co, Hemmings... wyluzuj. Wyjdź gdzieś, napij się. Napisz do tej swojej blondynki. Chyba wszyscy tego potrzebujemy – westchnął. Musiał przestać z tym walczyć, bo cała sprawa zaczynała przybierać beznadziejny obrót.

Luke uniósł pytająco lewą brew. Nie miał bladego pojęcia, co stało się z Ashtonem, ale zachowanie Irwina było nietypowe... wręcz zaskakujące. Ten jedynie machnął ręką i wyszedł z kuchni, zostawiając gazetkę na stole. Był zaskoczony widząc zdjęcia z wielkiej kolekcji Ashley, które opatrzone były dość nieprzyjemnymi cytatami z jej wypowiedzi. Nie wierzył, że mogła chować jakąkolwiek urazę... A jednak. Może to tak wpłynęło na perkusistę – uważał ją w końcu za bliską przyjaciółkę.

Pokręcił głową i wyciągnął telefon z tylnej kieszeni spodni. Może miał rację – potrzebował chwili spokoju od tego szaleństwa... To i tak się działo, a on nie miał na to żadnego wpływu.


Do: Nina

Możemy się dzisiaj spotkać? Masz czas?


Od: Nina

Nie wyrwę się. Może w piątek?


Nina niechętnie otworzyła jedno oko, by zostać oślepioną przez jasność panującą w pomieszczeniu. Nie była pewna, czy bardziej dręczył ją kac moralny, czy ten spowodowany wypiciem zbyt dużej ilości alkoholu. Niezauważalnie wymknęła się z łóżka, zbierając ubrania, porozrzucane po podłodze. Machinalnie odpisała na wiadomość od Hemmingsa, wciągając na siebie poszczególne elementy ubioru. Nie powinna była tego robić, nie powinna była się znaleźć w pokoju hotelowym z Hoodem w łóżku.

- Już idziesz? – wychrypiał, obserwując ją uważnym spojrzeniem. Wodził wzrokiem po całym ciele, zatrzymując się na wciąż odkrytym brzuchu i koszulce w dłoniach blondynki. – Pokój jest opłacony do trzeciej, możesz skorzystać z łazienki... czy coś.

Zawahała się na krótką chwilę. Chciała zniknąć, wrócić do mieszkania, zagrzebać się w bezpiecznej pościeli i nie wyściubiać nosa poza obręb pokoju przez najbliższy tydzień, miesiąc... rok. Ewentualnie całe życie.

Z cichym westchnieniem usiadła na skraju łóżka, próbując pozbierać myśli w logiczną całość. Nigdy nie żałowała czegoś do tego stopnia. Nigdy nie żałowała, od tego trzeba zacząć.

- Uważaj, bo ci ten wyraz twarzy zostanie do końca życia – rzucił Calum, podnosząc się do pozycji siedzącej. Przetarł zmęczone oczy i kilkukrotnie mrugnął, przyzwyczajając się do jasności panującej w pomieszczeniu. Poprzedniego wieczoru nie kłopotali się nawet światłem. – Wiem, że żałujesz. Nie musisz tego tak okazywać. Nie przejmuj się, to i tak nie miało znaczenia... Nie będę tym typem przyjaciela.

- Co masz na myśli? – spytała z ciekawości, rozczesując włosy palcami. Calum niechętnie wywlekł się z łóżka, odnajdując czarną koszulkę i parę dopasowanych jeansów. Hood zaśmiał się pod nosem, po trochu z jej naiwności, a po trochu z niewinności, którą starała się prezentować. Nie odpowiedział od razu, właściwie przez dłuższą chwilę zapatrzony był w widok za oknem.

Był dziwnie milczący, zważając na to, co się wydarzyło.

Nina zwróciła szczególną uwagę na skrawek materiału w dłoniach chłopaka - uważała za ciekawe, że spodnie były niemalże identyczne z tymi, należącymi do Hemmingsa, zastanawiała się, czy mieli na nie wspólną szafkę i po prostu wyciągali czystą parę, czy jednak każdy miał własne...

- Hemmings cię lubi, wiesz? A ja się nie bawię w rozbijanie związków.

- Co?

- Czy mam ci to przetłumaczyć na chiński?

- Jak mniemam nie miałbyś z tym najmniejszego problemu – odparła zgryźliwie, obserwując zmianę na twarzy Hooda. Wydął wargi, chcąc coś powiedzieć, ale w końcu machnął ręką i zamknął się w łazience, teatralnie trzaskając przy tym drzwiami.

 Chyba go uraziła?

Słysząc śpiew, wydobywający się spod prysznica, uznała, że to czas najwyższy zniknąć. Skrzywiła się na kolejną fałszywą nutę, ale ignorując recital (swoją drogą Hood serwował jej piosenki z płyty w tej samej kolejności, w jakiej się na niej znajdowały) Nowozelandczyka, zagarnęła resztę drobiazgów i już była gotowa, żeby wyjść, gdy szum wody ustał, a z łazienki wyparował Hood, przepasany jedynie białym ręcznikiem, zapewnianym przez hotel.

- Już wychodzisz? A nie zostawiłaś czegoś, Nino? A może powinienem powiedzieć... Avalon?


a.n/ matura to bzdura.

exposed / lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz