dwudziesty drugi

3K 312 18
                                    


Nina pracowała nad swoim artykułem przez całą noc - pijąc kolejne kubki kawy, wypalając kolejne papierosy, które ukryła w szafce na czarną godzinę i roniąc kolejne łzy. Nie mogła uwierzyć w to, jak łatwo dała się złapać na ładną twarzyczkę i rzekomo dobre zamiary blondyna. Jak łatwo udało mu się owinąć ją wokół malutkiego paluszka i złamać jej serce. Słowa płynęły i tym samym jej ostatni artykuł dla Exposed stał się czymś, co było warte przeczytania. Nie marnymi wypocinami, nie mającymi nic wspólnego z prawdą.

Po dwudziestu godzinach, kiedy przez szeroko otwarte okno do pomieszczenia zawitały promienie słoneczne, wreszcie wzięła długi, ożywiający prysznic i ubrana w swoje najlepsze ubrania, pognała na drugi koniec miasta, żeby dostać się do biura, by jak najszybciej wręczyć artykuł swojemu pracodawcy. Może to był ten moment, w którym wszystkie jej marzenia miały się urzeczywistniać?

- Nie wierzę, Carter pojawiająca się w biurze przed czasem - rzuciła Jillian, rozbawiona rozgorączkowaniem blondynki. - Niestety, nasz szef jeszcze się nie pofatygował, więc spokojnie tygrysie. Wypij kawę.

Nina pokręciła przecząco głową - była pewna, że w jej krwiobiegu znaleźliby więcej kofeiny aniżeli czerwonych krwinek. Wystarczyło, że bez kolejnych podskakiwała w miejscu, a ilość energii, którą miała była zbyt duża dla niewielkiego organizmu blondynki. Nawijała kosmyki włosów na palce i z braku lepszego zajęcia liczyła ikonki na przeciwległej ścianie. Tak rzadko bywała w biurze, że nie zauważyła wielu zmian, które w nim nastały - pojawiło się w nim dużo więcej roślinności (zasługa Ollie i Jillian), wszystkie biurka zostały naprawione, a oświetlenie już nie raziło. Uświadomiła sobie, że w pewnym sensie będzie tęskniła za Exposed.

- Nie wierzę, że doczekałem dnia, w którym Nina Carter pojawiła się w redakcji Exposed przede mną. - Stwierdzenie jej szefa jedynie sprawiło, że wywróciła teatralnie oczyma i pomachała mu świeżo wydrukowanym plikiem kartek przed nosem. - Dopiero opublikowaliśmy ostatni artykuł, a ty już masz coś nowego? Jestem z ciebie dumny, maleńka.

Powędrowała za swoim szefem do niewielkiego gabinetu i podrzuciła plik kartek na ogromne biurko, które zdecydowanie potrzebowało remontu. I ekipy sprzątającej.

Dough nałożył okulary na czubek nosa i wzrokiem zaczął lustrować tekst. Nina próbowała jakoś rozszyfrować wyraz jego twarzy, ale nie potrafiła - Dough doskonale wiedział jak ukrywać swoje emocje przed pracownikami, szczególnie kiedy przychodziło do przeglądania ich projektów.

- Poprawiłaś swój warsztat, Carter. A pomyśleć, że przyjąłem cię z myślą o podawaniu kawy. I nie żałuje decyzji, którą podjąłem, dając ci wolną rękę - stwierdził po chwili ciszy. Odłożył plik kartek na bok i wziął głęboki oddech. Siedząca przed nim blondynka nie była już wystraszonym dzieciakiem, którym była jeszcze pół roku temu. Wiedziała, co robi. Wiedziała, w jakim kierunku podąża i czego chce od życia. - Ten artykuł jest niesamowity. Cała ta sytuacja przedstawiona z perspektywy kogoś zupełnie innego... Odwaliłaś kawał wielkiej roboty.

Nina uśmiechnęła się półgębkiem. Dla takich słów warto było zarwać całą noc.

- I z całym szacunkiem, ale nie opublikuję tego artykułu.

- Co?

Nie rozumiała. Przecież artykuł... Co do cholery?!

- Jeśli za trzy dni przyjdziesz do mojego biura z decyzją, że chcesz opublikować ten artykuł spełnię twoją prośbę. Jesteśmy ludźmi, zemsta nierzadko nie jest nam obca. I ja cię w pełni rozumiem. Bo ta historia szybko się rozprzestrzeni, o czym pewnie w tej chwili marzysz. I ty o tym wiesz, i ja o tym wiem. Dlatego zastanów się, czy tego chcesz.

Nina przymknęła powieki z bezsilności. Dough wiedział, co robi. Bo miał rację.

Za trzy dni będzie pragnęła znaleźć się z powrotem w jego ramionach...


***


Luke nie potrafił skupić się na próbie. Za każdym razem gubił rytm, mieszał słowa, a raz zaczął grać zupełnie inną piosenkę. Do tego dochodziły ciągłe kłótnie z basistą - wytykał mu każdy wzięty oddech, a sama jego obecność wystarczyła, żeby stracił cierpliwość dwukrotnie. Miał zdecydowanie za słabe nerwy, żeby poradzić sobie z zaistniałą sytuacją, a nowy egzemplarz Exposed z jego buźką na okładce w dłoniach perkusisty, wcale jej nie poprawiał. Był ciekawy, jaką historię do niego dopisała. I czy przedstawiła go w jeszcze gorszym świetle niż sam się przedstawił.

- Powiem ci, młody, że sam bym lepiej tego wszystkiego nie ujął. - Nie to, żeby go to nie irytowało jeszcze bardziej. Wcale nie. Ale marzył o wyrwaniu mu gazetki z dłoni i zagłębieniu się w słowa spod ręki blondynki.

Michael jako jedyny chyba nie zdawał sobie sprawy z burzy, wiszącej w powietrzu. A raczej zdawał sobie z niej sprawę, ale nie chciał się w to mieszać pod żadnym pozorem.

- Wiesz co, zazdroszczę ci - wymamrotał w końcu Ashton, rzucając zwiniętą gazetą w jego stronę.

Artykuł nie był tym, czego się spodziewał. Po wszystkim, co zafundowała Michaelowi, Calumowi, czy też Ashtonowi, spodziewał się, że jej słowa będą tak... delikatne. Owszem, może i ukazała go w nieco złym świetle, kierując się słowami jego byłej dziewczyny, jednak zrobiła to w tak umiejętny sposób, że nie sposób było zauważyć sympatii, którą musiała się kierować.

- Jak o tym wszystkim myślę, to miała rację. To nie było nic osobistego. - Ciche westchnienie Caluma, który nagle usiadł naprzeciwko niego, wyrwało go z bitwy, którą toczyły jego myśli.

- A skąd ty możesz o tym wiedzieć?! - fuknął poirytowany. Już sama obecność Hooda tak blisko niego sprawiła, że krew się zagotowała.

Brunet jedynie wzruszył ramionami. Co miał powiedzieć przyjacielowi, którego tak podle potraktował? Że znał ją lepiej od niego? Nie, to byłoby kłamstwem. I doskonale o tym wiedział. Że widział rzeczy, których on nie dostrzegał? To by go jedynie bardziej rozjuszyło. On po prostu wiedział, że to nie była osobista sprawa dla blondynki, że musiała mieć z tego coś, co było dla niej bardzo ważne. A że wyszło jak wyszło... Kto mógł przewidzieć, że z niewinnego zakładu, który nigdy nie powinien mieć miejsca wyjdzie taka kabała.

- Nie wiem, Luke. Ale mogę ci pogratulować wygranego zakładu - poklepał go jeszcze po ramieniu i ruszył w stronę łazienki.

- Mylisz się, Calum. Ja go, do jasnej cholery, przegrałem - wymamrotał pod nosem, odrzucając gazetę. - I, kurwa mać, nie wiem, co z tym fantem mam zrobić.

Szkoda, że miłość to nie włącznik - w prawo, w lewo, stop, czy pauza.


a.n/ za wszelkie literówki z góry przepraszam, ale word bez polskiego słownika daje się czasami we znaki. zostało osiem rozdziałów do końca i sama nie wiem jak się z tym faktem czuję... chyba będę tęsknić za exposed.

ps w końcu podjęłam decyzję co do zakończenia ;)))


exposed / lrhOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz