Ostre światło wpadło w moje oczy, a do uszu dotarł dźwięk pikającej maszyny. Miałem wrażenie że znam skąś ten dźwięk. Chyba to dźwięk mojego pulsu.
Wziąłem głębszy wdech ale poczułem suchość gardła przez co miałem wrażenie jakbym pouknął tysiąc szpilek. Mój wzrok powoli odzyskiwał ostrość ale światło raziło mnie w oczy przez co myślałem że gałki oczne wpadną mi z powodu suchości.-Obudził się!- usłyszałem czyjś krzyk.
-Boże nie krzycz...-poczułem czyjś dotyk na moim czole- Atsumu...zaraz Suna zawoła lekarza- ta delikatna dłoń gładziła mnie po włosach.
-S...am..u...?- wychrypiałem.
-Jestem tutaj- zobaczyłem jego twarz nad swoją.
-Co się stało?- poczułem ból całego ciała na co się skrzywiłem.
-Miałeś wypadek z Kiyoomim..
Nagle dotarło do mnie co się właśnie odczyniło i to z mojej winy. Złapałem się zdrową ręką za głowę i zagryzłem mocno wargi, które miałem pod maską tlenową.
Zacząłem zrywać z siebie każde kable, rurki i nie wiadomo co.-Atsumu!- Osamu próbował mnie powstrzymać.
-Zostaw!- wstałem na chwiejne nogi, a do sali wbiegł lekarz.
-Proszę się położyć- powiedział spokojnie mężczyzna.
-Nic mi nie jest!- byłem przerażony, a serce w mojej piersi uderzało w przyśpieszonym rytmie- gdzie on jest!?- przepchnąłem się przez wszysykich.
Musiałem go zobaczyć nawet jeśli miałbym się połamać po drodze.
Lekarze doskoczyli do mnie i próbowali mnie spowrotem położyć ale z marnym skutkiem. W końcu po przepychankach i moich krzykach ustąpili prowadząc mnie do sali w której leży Kiyoomi.
Weszliśmy w jakieś drzwi na koryatrzyk z dużym oknem, a za oknem był pokój w którym leżał mój narzeczony. Złapałem się za głowę widząc w jakim jest stanie. Pociągając się boleśnie za kosmyki moich pozlepianych od krwi kosmyków.-Nie można do niego wejść...jest wstanie krytycznym...tak naprawdę nie wiadomo czy przeżyje przez kilka następnych godzin- wyznał mi lekarz.
Opadłem na kolana i poczułem jak morze łez spływa mi po twarzy. Z mojego gardła wydobył się cichy krzyk przy dźwięku łkania. Miałem wrażenie jakby ktoś chciał mi wyrwać serce.
-Zostawcie mnie...chce być tutaj sam...
Nie patrzyłem, nie słuchałem co mówią tylko usłyszałem dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Zostałem sam.
Na drżących nogach znów wstałem i spojrzałem przez szybę. Oparłem się plecami o ścianę po drugiej stronie.
Walczył o życie z mojej winy i teraz dotarło do mnie że to musiało się stać. Bo przecież ludzie umierają wokół mnie, padają w jednej chwili jeszcze jako młode liście. Jestem chodzącą śmiercią. I do tego doprowadziłem tym razem wszystko sam. Z mojej winy, z mojej i tylko wyłącznie mojej. Jakim prawem stoję tu tylko delikatnie poobijany z zaledwie złamaną ręką. Zjechałem po ścianie patrząc w sufit. Piekł mnie przełyk, piekły mnie usta, piekły mnie oczy od łez wylewanych za niego.
Serce bolało jakby ktoś rwał je po kawałku. Myśląc o jego uśmiechu, myśląc o jego głosie. Przypominając sobie wszystkie chwile z nim związane. Dzielenie smutków i radości. Trwanie przy sobie nawet w najgorszej sytuacji. Jego ciepłe ramiona wokół mojego ciała, które teraz drżało z zimna i poczucia winy.
Nie obchodzi mnie czy umrę, ja tylko chce by on żył. Nawet jeżeli jest cień szansy na to żeby on dalej żył ja zrobię wszystko. Tylko błagam nich ktoś mi powie jak. Chce znów ujrzeć jego...Uśmiech...
Usłyszeć jego śmiech.
Poczuć jego ramiona.
CZYTASZ
I swear he's up to something wrong (SakuAtsu)
FanfikceŻycie nie istnieje bez śmierci. Śmierć nie istnieje bez życia. Na pozór zwykła opowieść, o zwykłej miłości niczym z komedii romantycznej ale kto wie czy bóg śmierci istnieje czy nie? A może jest coś pomiędzy życiem a śmiercią? Jeżeli jesteś gotowy n...