XXVIII

453 23 2
                                    

- Lista uczniów którzy nie zjawili się w Hogwarcie w tym roku- Laryssa położyła kartkę na biurku.

- Możesz odejść- odparła jedynie. Kobieta posłusznie skinęła głową i wyszła z gabinetu. Lista była krótsza, niż Melody się spodziewała. Wyśmienicie, pomyślała.

Riddle siedział za ścianą, pastwiąc się aktualnie nad jakimś pracownikiem. I nie, nie krzyczał. On mówiąc spokojnie sprawił, że chłopak prawie zlał się w jedno z białą ścianą. Ralles wyszła ze swojego gabinetu, wchodząc do przedsionka, który dzielili razem. Tam siedziała Laryssa Giwench i Lucjusz Malfoy. Bez pukania, blondynka wtargnęła do gabinetu Toma.

- Nauczysz się kiedyś pukać?

- Być może- wzruszyła ramionami, siadając naprzeciw niego- lecz napewno nie dzisiaj.

- Czego potrzebujesz Melody?- spytał, przywierając plecami ściśle do oparcia skórzanego krzesła.

- Za piętnaście minut mam spotkanie z Rastarayem- poinformowała go miękko.

- Czy to nie jest przypadkiem ten wampir, którego w sobie rozkochałaś? I ten z którym się pieprzyłaś, w czasie naszej rozłąki?- wyrzucił z siebie chłodno. I choć nie przyznałaby tego, było o nią niebywale zazdrosny. Dlatego też, wizja jej rozmów z wampirem, nie brzmiała zbyt zachęcająco.

- Dokładnie ten- wyświergotała Melody- Rast to stare dzieje. Dobrze o tym wiesz. I on też o tym wie.

- Jest kimś ważnym wśród wampirów?

- Wampiry rządzą się inaczej niż my- zaczęła- U nich rządzi nasilniejszy i najmądrzejszy. Rast już wiele lat temu, był bliski temu urzędowi. Dlatego też myślę, że to on właśnie go piastuje. Nikt inny.

- Dobrze- odpowiedział jedynie. I westchnął- wampiry zapewne, nie zainteresują się nami bardziej niż to konieczne. Ale warto mieć wśród nich sojuszników.

- Jeśli tak się spodziewam, Rastaray sięgnął po władzę, to zaufaj mi Tom, zainteresują się.

***

Ciemnowłosy siedział już w kawiarni. Zajął odpowiedni stolik i czekał na swoją rozmówczynie. Melody pojawiła się minutę przed czasem. I wyglądała inaczej niż pamiętał, lecz nie gorzej. Teraz wyglądała jak ucieleśnienie bogini śmierci. I oh, ileż by dał aby móc mieć tą bogini dla siebie.

- Ralli- odezwał się wstając ze swojego miejsca. Ona wykrzywiła lekko usta- Równie piękna, jak w dniu gdy widziałem cię po raz ostatni.

- Oh, domyślam się Rast- odparła z przekąsem- ciebie również miło widzieć. Widzę, że oboje osiągnęliśmy to, czego pragnęliśmy najbardziej.

- Kiedykolwiek w to wątpiłaś?- uniósł minimalnie jedyną brew i jak gentelmen, odsunął jej krzesło i zasunął. Mrugnięcie później siedział na przeciwko- Chociaż, to nie Ty zostałaś ministrem.

- Nie martw się, Riddle nie zrobi niczego istotnego bez poznania mojego zdania. Po za tym, oboje wiemy, że nie mogę się ujawnić od tak.

Skinął głową, a kelnerka przyniosła dwie latte. Odeszła bez słowa.

- Jaki masz plan na Dumbledore'a?- spytał leniwie, przeciągając sylaby pojedyńczych słów.

- Myślisz że jestem głupia?- prychnęła, przywdziewając grymas na twarz- nie z tobą, będę rozmawiać na ten temat. Po za tym wiem o twoich spotkaniach z Albusem.

Zacisnął szczękę i przeklnął szpetnie w myślach. Jakim cudem ona dowiedziała się o ich spotkaniu? Jeżeli okaże się, że wie o czym rozmawiali, będzie po wszystkim. Jego cały plan legnie w gruzach.

- Skąd?- spytał zaledwie, Melody westchnęła z widocznym znudzeniem.

- Ja wiem wszystko Rastaray. Nic się przede mną nie ukryje. Jeśli nie zaprzestasz tych spotkań, jeśli jeszcze raz pojawiasz się w pobliżu Dumbledore'a, zadbam aby wybito wszystkie wampiry w całej Anglii. Ogłoszę obławę, a szmalcownicy rozprawią się z twoimi podwładnymi w mgnieniu oka. Jak myślisz, kogo obwinią?- uśmiechnęła się lodowato, widząc gniew na jego twarzy- mnie się nie zdradza, nawet jeśli od przysięgi dzielą cię dziesiątki lat. A teraz, w ramach współpracy, powiesz mi co planowałeś z Albusem. I dowiem się jeśli skłamiesz.

Miażdżył zęby o siebie. Nie tak miało wyglądać to spotkanie. Instynktownie wysunął kły i zdzielił się za to w myślach.

- Nie wie kim jesteś, jeśli o to chodzi- odburknął zaczynając- wiesz zresztą, że wampiry nie mogą dzielić się wspomnieniami. I tak nie wiem jak masz na imię. Chciałem zabić Voldemorta i ocalić ciebie.

- Wtedy mógłabym być twoja- skwitowała, a on niechętnie skinął głową- oh, jakież to urocze.

Zamilkła na moment. Kontynuowała, po mlaśnięciu pełnym zdegustowania i szyderstwa.

- Ustalmy coś, ty zajmujesz się swoim światem, ja moim. Możecie do woli polować na szlamy, mugoli i zdrajców krwii. Masz zakaz zbliżania się do Hogwartu, jeśli będziesz potrzebować pomocy, jestem skłonna się zgodzić. Ale wiedz, cena będzie wysoka. Akceptujesz warunki?

- Nie mam wyboru- warknął Rast. A ona jedynie posłała mu jeszcze jedno chłodne spojrzenie. I aportowała się z trzaskiem.
A latte pozostało nieruszone.

Pojawiła się w gabinecie Riddla równie szybko, jak zniknęła. Nie był ani trochę zaskoczony. Nigdy nie uznawała pukania do drzwi i uważała je, za marnowanie czasu. Wystarczyła zaledwie chwila, by Tom zorientował się że wszystko jest w porządku. Ale gdy zobaczył ten zirytowany wyraz twarzy, czekał na jej słowa.

- Rastaray nadal jest we mnie tak zapatrzony jak niegdyś- zaczęła z pewną dozą zadowolenia- chciał zabić ciebie, żeby zdobyć mnie. Widzisz jakież to odrażająco wyidealizowane? Kochanek zabijający podłego księcia, dla swej ukochanej.

- Istotnie. Zawsze powtarzałem, że miłość osłabia. Dzięki tobie twierdzę, że czasami może umacniać- powiedział szczerze to, o czym myślał wczorajszego wieczoru. I nadal ganił się, za takie odstępstwa od pracy.

- Rast i jego bracia krwiopijcy, będą sobie żerować na szlamach, zdrajcach krwii i mugolach. Jednocześnie otrzymali zakaz zbliżania się do Hogwartu. Nie powinni już nas niepokoić.

- Gotowa aby zacząć wojnę?- spytał z nikłym, wyzywającym uśmiechem.

- Już to zrobiliśmy. Pozostało nam tylko wygrać i rządzić po wieczne czasy- odparła z pewnym rodzajem zachwytu, który znała tylko ich dwójka.

I tak, byli do siebie podobni, tak podobni, że dzielili pewne uczucia tylko ze sobą. Były wyłącznie ich, a gdyby ktokolwiek zechciał zrozumieć ich meritum i istotę, mógłby to zrobić tylko będąc tym czym oni byli. A byli inkarnacją zła i pragnienia władzy absolutnej. Ich rządy miały być rządami bogów, bo sami złamali największą ludzką przeszkodę, różniąc ich i bóstwa- śmierć.

A Melody Ralles i Tom Riddle, mieli być bogami w oczach czarodziei. A wszystko należało zacząć od Hogwartu i zmian systemu który tam panował. Nigdy by się nie przyznali i gdyby ktoś powiedział to na głos, to długo by nie pożył, ale pewne rzeczy nie różniły ich od pewnych mugoli.
Oboje byli niczym naziści wśród czarodziejów, którzy mieli być ich rasą idealną. A celem ich eksterminacji miały być szlamy. I już niebawem, wszystkie miały zaakceptować nowy porządek.

Więc, jeszcze tego samego dnia, ruszyły dziesiątki sów z wezwaniem, do stawienia się przed obliczem nowych przywódców. Nowe rządy się rozpoczęły.

---

Koniec jest już blisko moi drodzy.

Nigdy Więcej || Tom Marvolo RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz