1. Może to oznaczać kłopoty.

875 27 67
                                    



- Wstawaj, wstawaj śpiochu! - krzyknęła mama, jak zwykle wchodząc bez pukania.

- Myyuh - odpowiedziałam, a przynajmniej próbowałam, bo raczej każdy na moim miejscu chciałby jeszcze spać.

Ta w ogóle nie zareagowała na ten bliżej nieokreślony dźwięk i ponowiła próbę obudzenia mnie.

- Nie można tyle spać! Zwłaszcza, że mamy taki piękny dzień. - posłała w moją stronę szeroki uśmiech.

- Ale przecież mam jeszcze tydzień wakacji. Do tego jest sobota, a ty budzisz mnie o... - jeszcze zaspanym wzrokiem spojrzałam na zegar wiszący na przeciwko mojego łóżka. - O ósmej dwadzieścia trzy? Zwariowałaś kobieto?! - mama tylko się zaśmiała, chociaż obie wiedziałyśmy, że trochę przegięłam.

U mnie w domu od małego wpajano, że szacunek do rodziny jest najważniejszy, choćby nie wiadomo, jak zła ona była. Na szczęście dzięki tej zasadzie mało się kłóciliśmy. Okazywaliśmy sobie wsparcie na każdym możliwym kroku i żyliśmy w zgodzie.

- Ty kobieta, zważaj na słowa. Właśnie dlatego, że jeszcze masz wakacje mogę liczyć na twoją pomoc tam na dole. Później już nie będziesz miała tyle czasu. - westchnęła.

- No tak nauka, ale przecież jeśli o coś poprosisz i będzie to bardzo pilne zawsze ci pomogę. - odpowiedziałam szczerze, bo taka była prawda. Wiedziałam ile ma na głowie przez dom, dzieci, a nawet wnuki.

Mama uśmiechnęła się ciepło w moją stronę, po czym złożyła całusa na czubku mojej głowy.

- Dobra, wstawaj już. Na wszelki wypadek zostawiam otwarte drzwi, żebyś przypadkiem nie próbowała znów mi tu odpłynąć.

Wtedy już wiedziałam, co jest grane. Mama robiła tak zawsze, gdy w domu znajdowały się wszystkie jej pożal się Boże dzieci, razem z ich jeszcze gorszymi bachorami. W takich momentach ten gwar był nie do zniesienia. Zwłaszcza dla kogoś, kto w spokoju chciał odespać cały dzień.

Jakimś cudem zwlekłam się z łóżka, od razu postanawiając skierować swoje kroki do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. Przed tym jednak podeszłam do szafy z zamiarem wyciagnięcia jakiś luźnych ciuchów na dzisiejszy dzień. Chcąc nie chcąc popatrzyłam na swoje odbicie w wielkim lustrze zaraz obok szafy, a później jakby z automatu mój wzrok padł na karteczkę przyczepioną do ramy z napisem „Uśmiechnij się :)".

Pamiętam, jak trzy lata temu powiesił mi ją tutaj mój tato, który kazał powtarzać mi codziennie, samej do siebie, że jestem piękna i nikt ani nic tego nie zmieni.

Z uśmiechem na ustach podreptałam do łazienki, modląc się w duchu, żeby nie była zajęta. Niestety nasz dom do największych nie należał, a nasza rodzina już tak. Poranki w tym domu zawsze były ciężkie. Najgorzej było kiedy i ja zaczęłam chodzić do szkoły. Co prawda moje rodzeństwo jest starsze ode mnie, niektóre nawet bardzo, ale i tak dwie łazienki na siedem osób to bardzo mało.

Kiedy upewniłam się, że nikogo nie ma, szybko weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Od razu zabrałam się za rozczesywanie moich włosów, które o dziwo nie splątały się tak bardzo przez noc, a zasnęłam jeszcze w mokrych.

Jeśli chodzi o mnie cała moja uroda należała do przeciętnych. Blond kosmyki, które przeważnie sterczały w każdą stronę, kilka piegów na twarzy, oczy w kolorze przygaszonego turkusu i odrobinę przesadna ilość kolczyków w uszach. Na szczęście rodzice to zaakceptowali, więc obyło się bez jakichkolwiek rozmów na ten temat. Mówiąc, że moja uroda jest przeciętna, dokładnie to miałam na myśli. Każda dziewczyna w promieniu dziesięciu mil od mojego domu wyglądała niemalże identycznie. Zmieniał się jedynie kolor włosów lub oczu.

Maybe Next Time Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz