24. Cóż za smutny, piękny, tragiczny romans.

146 10 95
                                    


Poranki w niedziele były zwykle przyjemne. Ten jednak różnił się od pozostałych. Promienie słoneczne padały na moją nagą skórę, ocieplając przy tym każdy jej fragment. Jednak nie tylko słońce powodowało przyjemne ciepło. Był to też dotyk męskiej dłoni na moim brzuchu oraz zapach dobrze znanych mi perfum tuż obok mojej osoby. Bezpieczeństwo to zdecydowanie za małe słowo, jeśli miałabym opisać tę sytuację. Racja, czułam się bezpiecznie, ale czułam się też spokojna, pewna siebie, kochana i taka rozluźniona, jak nigdy wcześniej.

  Nie chciałam otwierać oczu. Bałam się, że to wszystko, co mnie otacza, to tylko sen i kiedy już je otworzę, wszystko zniknie.

  Jednak tak się nie stało.

  Powoli uchyliłam swoje powieki, trafiając od razu na widok za oknem. Ogromne budynki rozciągały się w czterech sporych oknach. Zamrugałam kilka razy, aby oswoić się z ilością światła w pomieszczeniu. Leniwie odwróciłam głowę w kierunku bruneta leżącego tuż obok.

  Wyglądał tak łagodnie. Leżał na brzuchu, a jego głowa zwrócona była prosto na mnie. Sprawiał wrażenie szczęśliwego, chociaż mogłam to sobie po prostu wmawiać.

  Ja byłam. I to cholernie mocno.

  Delikatnie zsunęłam jego rękę z mojego brzucha tak, aby przypadkiem go nie obudzić. Praktycznie na palcach opuściłam sypialnie, chcąc wziąć szybką kąpiel.

  Mimo, że byłam w pełni świadoma każdego swojego ruchu i pamiętałam nawet najmniejsze szczegóły, wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Ja naprawdę to zrobiłam i to jeszcze z nim.

  Uprawiałam seks z moim nauczycielem.

  Po wypowiedzeniu tego zdania w głowie, nawiedził mnie ten okropny, nieprzyjemny dreszcz. To wcale nie brzmiało dobrze. Wczorajszego wieczoru nie myślałam o nim w ten sposób. Był dla mnie zwykłym Etanem, którego poznałam w jakimś barze. Jednak myśl o nim jako nauczycielu napawała mnie dziwnym niepokojem, a przecież też była adekwatna. W końcu dalej mnie uczył.

  Zaczęłam napuszczać wodę do wanny, nie mogąc przestać gryźć wargi ze stresu. Chciałam, żeby ten weekend skończył się dobrze. Bez nerwów i niepotrzebnych kłótni, a jednak znów to zaczęłam. Przez tę sytuację, nie będę mogła spojrzeć już na niego normalnie.

  Po w miarę krótkiej kąpieli, owinęłam swoje ciało ręcznikiem i opuściłam łazienkę. Nie wiedziałam, czy mam się ubrać i zaczekać na bruneta w salonie, czy może wrócić do sypialni w samym ręczniku i udawać, że to całkiem normalne?

  Lepiej stać, jak kołek na środku korytarza. Masz rację, Olympia.

  - Wszystko w porządku? - mężczyzna pojawił się nagle za moimi plecami, czule całując moje ramię. Nie ukrywałam nawet lekkiego zawału, który przez niego dostałam.

  - Teraz już tak.

  W jednej sekundzie wyleciał ze mnie cały niepokój i okropne myśli związane z tym o to człowiekiem. Znów przytulał mnie zwyczajny Etan Montgomery, mężczyzna moich marzeń.

  - Wyspałaś się? - znów ucałował moje ramię, lecz tym razem odwrócił mnie przodem do siebie.

  - Tak, jestem wypoczęta. A ty? - zapytałam, zarzucając mu ręce na szyję.

  - Też, chociaż miałem nadzieję, że obudzę się obok pięknej kobiety. - wyraźnie podkreślił ostatnie słowo, przez co na moich policzkach pojawiły się rumieńce. - Jak się czujesz? Wszystko w porządku, czy może jest coś nie tak?

  - Tak, Etan. Nie musisz się denerwować. Czuję się znakomicie. Jeśli chcesz, możemy to nawet powtórzyć. Co ty na to? - uśmiechnęłam się do niego zalotnie, przejeżdżając dłonią po nagim torsie mężczyzny.

Maybe Next Time Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz